Obcy-drugi pasażer Mini Cooper'a

81 3 0
                                    

Brązowe, skórzane kozaki zatopiły się w 10 centymetrowym śniegu. Pod wpływem mroźnego chłodu Antoninie zrobiło się automatycznie nieprzyjemnie mokro, choć bardzo dobrze wiedziała, że jej obuwie nie przemaka.

-Jak to dobrze, że przebrałam się... przeczucie kurde - mruknęła sama do siebie, podążając w stronę źródła światła.

    Gdy naprawdę, naprawdę dopadało ją lenistwo, nie przebierała się, pozostając w roboczych Reebokach i fartuszku. Zakładała tylko płaszcz na wierzch. Czy deszcz, czy słońce miała totalnie w dupie to, jak wygląda i czy to na chwilę obecną jest praktyczne. Jej sfatygowane obuwie było najwygodniejsze ze wszystkich, które miała. Zapewne dlatego, że po tak długim czasie dopasowało się do krzywizn jej stopy.

    Dzisiaj też nie chciało jej się przebierać, ale jeden rzut oka na tę warstwę śniegu przekonał ją, że jednak tym razem, lepiej będzie jak ubierze kozaki.

    Gdy tak brnęła i brnęła, jak w zwolnionym tempie, poczuła w nozdrzach zapach palonego plastiku. „O kurwa", przeklęła w myślach, przyspieszając kroku. Uniosła w górę ramiona i balansując nimi spróbowała utrzymać równowagę. Nie chciałaby się teraz wykąpać w puchu.

-A jeśli to jakie zamachowce są, Tosia? - przemówiła do siebie, a jej głos sparaliżował jej członki.- Jeśli Ci strzelą jednego w tą Twoją głupią łepetynę?

    Przystanęła, oskarżając siebie o wielką głupotę. Zanurkowała dłonią w otwartą kieszeń i wyciągnęła swego starego iPhone'a. Pomyślała, że jednak byłoby lepiej, gdyby zawiadomiła kogoś odpowiedniego, zamiast pchać się w potencjonalną śmierć. Pesymistka Tosia. Gdy spróbowała odblokować telefon, napotkała tylko wzrok niedowierzających oczu i poczerwieniałą od mrozu twarz, odbijających się od czerni ekranu. Ścisnęła w dłoni bezużyteczną kupę zwojów i pikseli, pulsując wzbierającym gniewem. Jej niepohamowane emocję, kazały się zamachnąć, by wyrzucić dorobek Apple'a.

-Ty gnoju! - To było do telefonu. - Nawet jednego dnia bez ładowania nie wytrzymujesz! Kurdeeeeee... To wszystko przez to, że siedzę na wattpadzie i tym głupim kwejku - zawyła. -Teraz już się nie cofaj. Idź i pomyśl, że to przygoda. Może uratujesz komuś życie i zostaniesz bohaterką.

    Zaczęła się uspokajać, oczami wyobraźni widząc siebie w blasku fleszy paparazzi, z kwiatami w dłoni i złocistą tiarą. Istna księżna Diana. I te miliony produkowanych gazet, z nią na pierwszej stronie.

    „Boże, daleko jeszcze?", westchnęła w myślach, cały czas idąc przed siebie. W pewnym momencie, od tego całego chłodu grudniowej nocy, poczuła ciarki na plecach pod jej czarnym płaszczem. Jej ciało zaczęło dygotać, a zęby szczekać. Na nic przydały się ocieplane kozaczki, skoro jej palce odpadały z zimna. Mimo wszystko jej świadomość nie rejestrowała mrozu, nie licząc ciała. Zamiast tego, czuła strach i skrywane podniecenie.

-No wreszcie.

    W końcu doszła do źrodła wypadku. Jej oczom ukazał się dziwny wielki obiekt w stanie rozkładu, przypominający wyglądem kulę. Jego średnica wynosiła mniej więcej 6 m. Części rozerwanych skrzydeł leżały w niedalekiej odległości od centrum. Statek, bo do takiego wniosku doszła Antonina, przypominał jej jednoosobowy myśliwiec, choć gdzieś z tyłu głowy tliła się inna odpowiedź, czym ów obiekt był.

    Ciepło wywołane palącym się tworzywem roztopiło śniegi w jego okolicy, a siła uderzeniowa i wywołane nią siły pływowe zniszczyły 50 m2 lasu. Dziewczyna podeszła bliżej, odsuwając od siebie ponure myśli dotyczące promieniowania, wybuchów i wszelkiego rodzaju scenariuszy jej śmierci, których główną rolę otrzyma zawartość statku. To, że zawsze była roztrzepana, lekkomyślna i do bólu pesymistyczna, każdy z jej otoczenia wiedział. Pochyliła się więc w stronę dziwnego, diamentowego okna, starając się o niego nie opierać. Musiała unieść się na palcach, by spróbować zajrzeć do środka. Nie zobaczyła jednak zbyt wiele, nie licząc dżetowego blasku małych lampeczek.

Dźwięk SamotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz