Rozdział 2 - Ku pamięci sałatki

861 85 128
                                    

Aaron wywlókł się ze swojego pokoju o 6 rano. Zamierzał udać się do kuchni, lecz przypomniał sobie o wczorajszym pożarze. Akademik aż błyszczał pustką. Wokół panowała nieznośna cisza przerywana jedynie donośnym chrapaniem dochodzącym z pokoju (Nie)Świętej Trójcy, zwanej przez niektórych (czytaj: Thomas i James) Trójkątem Pojebania. Widocznie Hercules po plotkowaniu z dziewczynami do późna postanowił tam przenocować. Pewnie te dwie wariatki przebrały go w jakieś dziwne ciuszki i wymalowały.. Panie świeć nad jego duszą pomyślał Burr i udał się z powrotem do pokoju.
Tam zastał bardzo ciekawy widok.
James, ubrany jedynie w za duże dresy, leżał twarzą do podłogi przykryty grubym kocem od matki Thomasa. Jefferson tymczasem stał w otwartej szafie i dyskutował z kimś przez telefon. Tym kimś prawdopodobnie była Dolley, znajoma Madisona.

- No ale on kurwa tak leży i nie reaguje!... Nie, nie mamy herbaty... Że co kurwa? Zimną wodą go oblać?... Ciebie pojebało... Nara.

Thomas rozłączył się i dopiero zobaczył stojącego w drzwiach Aarona.

- Zostawiłem was samych na 10 minut. 10 minut - Burr patrzył zimnym wzrokiem na zmieszanego Jeffersona. - Co tu się stało?

- No cóż... James zsunął się z łóżka, zabrał mi koc i położył się. Leży tak odkąd wyszłeś. Zadzwoniłem do Dolley, bo ona wie co zrobić żeby Mads ogarnął dupę. Ale nie mamy herbaty, a po zimną wodę nie chce mi się iść.

- To go podnieś idioto

Thomas niechętnie wyszedł z szafy, niezdarnie podniósł Jamesa i zaciągnął go na łóżko.

Lafayette rzucał się po łóżku jak gówno w betoniarce.
Poczołgał się do łóżka Johna i zaczął go szturchać. Ten zerwał się z łóżka, ale gdy zobaczył, że to był tylko Gilbert, momentalnie się uspokoił.

- Laf, do cholery, co chcesz?! - syknął Laurens.

- Gdzie jest Hercules? - spytał Francuz

- Poszedł do mojej popierdolonej siostry i jej bandy, a czemu pytasz?

- No... Przecież go tu nie ma, jak widzisz.

Zrezygnowany John odwrócił się plecami do Gilberta.

- Może się nie odwracaj jak do ciebie mówię, toi trou du cul!* - warknął Lafayette.

W odpowiedzi dostał poduszką w twarz.
Wtedy coś huknęło na korytarzu.
Dwunastka mieszkańców wyleciała ze swoich pokojów niczym z procy. Okazało się, że Hercules spadł ze schodów, przy okazji rozwalając poręcz.

- Ej Herc, żyjesz?! - krzyknął John.

- Nie kurwa, umarłem! - wrzasnął w odpowiedzi Mulligan.

- Panie świeć nad jego duszą... - westchnął Aaron.

- Ale co się stało?

Wszyscy odwrócili głowy w stronę Louisa, który oczywiście był niedokońca przytomny i nic nie trybił.

- Hercules spadł ze schodów - wyjaśnił mu Alex.

- Ale czemu? - dopytywał się Szkot.

- Nie wiem kurwa! - nikt nie zauważył kiedy Irlandczyk wtoczył się na górę.

Lafayette podbiegł do Herculesa i zaczęli coś między sobą szczebiotać po francusku.
Lilianne i Katherine wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i obie wyjęły telefony.
Francuz odprowadził swojego poobijanego współlokatora do pokoju. Wszyscy mieli zamiar się rozchodzić, lecz po budynku znów rozległ się głos Herculesa.

- Kurwa mać, znowu spodnie mi się rozpruły!

- Cicho bądź ty imbecylu! - stanowcze syknięcie Gilberta zakończyło jego wywody

Showtime!! |Hamilton Modern AU|❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz