Rozdział 20

520 25 7
                                    


Isabella

-Nie masz żadnych szans, aby się wymigać. Idziemy, to postanowione. Lepiej szybko wkładaj jakąś sukienkę, bo inaczej pójdziesz tak, jak stoisz. Oczywiście, nie przeszkadza mi to, ale oni zaraz tutaj będą.
Stefa omiata mnie wzrokiem. W tym momencie mam na sobie tylko cienkie rajstopy i koszulkę na ramiączkach. To nie jest odpowiedni strój, dlatego muszę się przebrać zanim przyjdzie po nas Michael z córką. Moje próby odmówienia udziału w przyjęciu, właśnie spełzły na niczym.
-Poczekaj tu na mnie, zaraz wracam. – mówię całując chłopaka w policzek i zanim on zdąży się zorientować i mnie zatrzymać umykam do łazienki.

Po kolei, muszę zrobić makijaż, uczesać się i znaleźć jakąś sukienkę. Robię prosty, podkreślający moje oczy i usta makijaż, który udoskonalam delikatną warstwą pudru. Moje włosy stanowią natomiast ogromny problem – nie dają mi się ujarzmić. Wkładam cały swój wysiłek w ułożenie ich, co w końcowym efekcie daje mi całkiem niezłą fryzurę. Mam rozpuszczone włosy, które są lekko pofalowane, a w miarę ułożone utrzymuje je warkocz francuski z boku mojej głowy.
Najwięcej problemu sprawia mi jednak wybór sukienki. Nie zabrałam ich ze sobą dużo, więc teoretycznie powinno być łatwiej, ale wcale tak nie jest. Nie mam pojęcia, jaki strój obowiązuje na tym przyjęciu. Nie chcę zakładać czegoś zbyt krótkiego ani zbyt długiego. W dodatku muszę wziąć pod uwagę temperaturę. To wszystko jest takie zagmatwane...

Ostatecznie podejmuję decyzję, starałam się wybrać jak najbardziej optymalny strój. Wkładam na siebie piękną, różową sukienkę na grubych ramiączkach, która sięga mi za kolana. Spoglądam na siebie w lustrze i muszę przyznać, że naprawdę dobrze się czuję w tym stroju.
-Długo jeszcze, Michael i Aly już przyszli. – słyszę krzyki Stefana
-Już, potrzebuję jeszcze 5 minut.

Patrzę w lustro i już wiem czego brakuje mojemu odbiciu. Nie mam butów. Najlepsze byłyby chyba szpilki. Tak... raczej tak. Znajduję czarne szpilki, w których tutaj przyleciałam i wychodzę z łazienki.

Rozglądam się za moim krzykaczem, ale nigdzie go nie widzę. Do pomieszczenia wchodzi jednak Michael, który widząc mnie zamiera w bezruchu. Po chwili odzywa się jednak:
-Wow... Wyglądasz olśniewająco. Gdybym nie miał żony, musiałbym chyba zaprosić cię na randkę.
-Dziękuję – odpowiadam odrobinkę speszona jego słowami, ale przyznam, że podniosły mnie na duchu.
- Czy to odpowiedni strój? Nigdy nie byłam na takim przyjęciu i nie mam bladego pojęcia czy dobrze się ubrałam. Nie chciałabym wyjść na idiotkę, jeżeli wiesz o co mi chodzi.                           

- To dobry strój, na pewno nie będziesz odstawać piękna.                                                                                    

- Piękna?- pytam o przydomek, który mi nadał                                                                                                          

- Nazywasz się  Isa-Bella. Stefan nazywa cię pieszczotliwie Isą, a ja uważam, że Bella jest dla ciebie idealne. Jesteś piękna, więc będę cię nazywał piękną, jak należy. To chyba logiczne. Każda piękna powinna wiedzieć, że nią jest. Ja mogę ci to mówić, jeśli Stefan nie chce.- śmieję się z jego zawiłego tłumaczenia, które jest dużym komplementem. Gdyby nie to, jak wypowiedział te słowa i je poplątał, na pewno wyglądałabym jak burak. I to taki całkiem dorodny. 

W tym momencie podchodzi do nas Stefan, patrzy na mnie, a chwilę później mówi:                            

 -Nie możesz nigdzie iść tak ubrana – jego powaga mnie przeraża                                                             

Miłość lata na nartachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz