2.Rozdział 11

231 12 2
                                    

Isabela

Zdziwiona podchodzę do drzwi, ale gość za nimi musi być w gorącej wodzie kąpany. Dzwonek rozega się po raz drugi, a jego przeraźliwy pisk rozchodzi się po całym budynku. Patrzę przez niewielki wizjer, który na szczęście jest jeszcze cały i co najważniejsze czysty. Nie ma się co dziwić w końcu to nowe drzwi, Stefan wymieniał je chwilkę po zakupie domu. Dom sam w sobie był zadbany i bardzo dobrze wyposażony, pochodził jednak z tych starszych latami, które swoje pamiętają, dlatego niektóre przedmioty po prostu nie spełniały już swoich ról tak dobrze jak kiedyś.

Za małą szybką widzę twarz kobiety. Nie znam jej, nigdy nie widziałam jej chyba nawet na oczy, ale z natury jestem dosyć ciekawską osobą. Otwieram powoli drzwi, a na twarz ubieram swój uśmiech nr.3, jak nazywał go niegdyś Max. Zawsze kategoryzował moje uśmiechy. Tzn. 1 to naturalne szczęście, 2 jest szczery lecz niepełny, 3 to zwyczajowy, lecz nic nieznaczący uśmiech, a nr4. jest zupełnie nieszczery.

Kiedy w końcu otwieram drzwi, spoglądam na stojącą przede mną kobietę. Jest to młoda i zadbana blondynka. Patrzę na jej twarz, czytam z niej, że jest rozstrzęsiona. Wygląda na przerażająco smutną i zarazem sfrustrowaną. Dziewczyna spuszcza wzrok w dół na próg, spuszcam swój wzrok w ślad za nią i wtedy właśnie dostrzegam jej brzuch. Wygląda dokładnie tak samo jak mój. To nie jest jakaś tam tusza, to brzuszek ciążowy, nie jestem głupia i wiem skąd się takie coś bierze.

Ale dlaczego ona przyszła pod drzwi mojego domu. Potrzebuje czegoś ode mnie? A może... nie... Stefan. To ona. To musi być ona. Kobieta, z którą zdradził mnie Stefan. Ale dlaczego do mnie przyszła? I skoro ona tu jest, to gdzie jest Stefan? Czyżby zdradzał nas obie... dobra nie chcę teraz o tym myśleć.

Wracam myślami do dziewczyny. Wydaje mi się speszona i zdenerwowana. Nie przyszła tu pewnie z jakiegoś błahego powodu. Musi mieć mi coś ważnego do powiedzenia. Czas wziąć się w garść.

-No już, chodź wejdziesz na chwilę, prawda?- mówię i nie czekając na jej reakcję pociągam ją delikatnie za rękę w stronę domu.
Kobieta nie stawia oporu. Zamiast tego delikatnie się uśmiecha i pozawala zaprowadzić do środka.
-Siadaj na tej zielonej kanapie. Napijesz się czegoś?- nie czekam na odpowiedź- zrobię nam herbatę, tak aby lepiej nam się rozmawiało. Rozgość się.

Wstawiam wodę na herbatę, wyciągam dwie szklanki i wkładam do nich torebki z malinowym cudem, które niedawno odkryłam. Kątem oka spoglądam na sofę. Kobieta siedzi już na niej wygodnie, jednak nie wygląda na osobę, która czuję się w pełni komfortowo. Zalewam wodą herbatę i chwtam za szklanki, zmierzając wraz z nimi w stronę niewielkiego stołu przed kanapą. Stawiam jedną przed nieznajamą, a drugą zostawiam obok siebie, po czym zajmuję miejsce niedaleko niej.

Przez chwilę panuje niezręczna cisza.
-Dziękuję- szepcze dziewczyna
-Nie ma za co- odpowiadam spokojnie- Nazywam się Isabela, ale możesz mi mówić Isa. A ty?
-Ana- wyjąkuje kobieta
-Miło mi cię poznać. Domyślam się, że jesteś w ciąży. Tak samo jak ja.
-No tak... Ale nie jestem pewna czy to, co mam zamiar ci dzisiaj wyznać ci się spodoba...- plącze się Ana- ja... ojcem tego dziecka jest...
- Stefan...?- podpowiadam jej jednocześnie modląc się w duchu o odpowiedź przeczącą.

Ana spogląda na mnie zaskoczona z lekko rozchylonymi ustami.
- Tak - potwierdza, a moje serce rozpada się na miliard kawałeczków.
Dziewczyna, jakby widząc mój stan ducha, próbuje mnie pocieszyć. Przytula mnie delikatnie, a ja pełna wdzięczności wtulam się w nią. Jedna rzecz nie daje mi jeszcze spokoju... Stefan.

-Nie wiedziałam, że jesteście razem. Nie mam telewizora, a skokami narciarskimi nie interesuję się wcale. - zaczyna się tłumaczyć dziewczyna, i choć może wam się to wydać głupie, jej płaczliwy, a niemal zrozpaczony ton głosu sprawia, że jej wierzę- Spotkaliśmy się na dworcu kolejowym. Stefan wracał z jakiegoś zgrupowania, a ja nawet nie wiedziałam kim jest. Słyszałam szepty innych oraz całe to zamieszanie wokół jego osoby, ale nie zwróciłam na to zbytnio uwagi. Tak jest przecież zwykle w takich miejscach, ludzie szukają sensacji w każdym najmniejszym elemencie naszego społeczeństwa.

Musiałam przyznać jej rację, ludzie wszędzie widzą coś, co nadawało by się na 1-sze strony gazet. Pamiętam jak mój brzuch zrobił się widoczny, a jakieś kobiety na targu rozwodziły się, nie widząc pierścionka na mojej dłoni, nad tym jak wiele młodych dziewcząt w dzisiejszych czasach żyje w rozpuście i dba tylko o stan własnej kieszeni. Naprawdę się wtedy wściekłam i miałam ochotę szczerze, z całego serca im przyłożyć. Powstrzymało mnie tylko to, że byłam w miejscu publicznym.

-I wtedy nagle, ni z tąd, ni z owąd, pojawił się on. Na głowie miał czarny kaptur, chwycił moją torebkę i już miał uciekać, kiedy zauważył to Stefan. Złapał go i zwrócił mi torebkę. Byłam najwdzięczniejszą osobą na tej planecie. W ramach podziękowania zafundowałam mu kawę. Rozmowa nam się kleiła, mieliśmy wiele wspólnych tematów. Na koniec wymieniliśmy się numerami telefonów komórkowych... no, i tak to się wszystko zaczęło...

Dziewczyna znowu milknie, jakby speszona. Upijam łyk herbaty, kątem oka widzę jak robi to samo. Chwilę później słyszę cichy, zduszony szloch. Zwracam swoją głowę ku niej.
Ramiona tej drobnej istotki drgają w konwulsjach, a w pokoju rozlega się płacz. Niewiele więcej myśląc po prostu przybliżam się do niej i obejmuję ją swoim ramieniem. Ana przytula mnie i łka cicho w moje ramię. Pozwalam jej na to, wiem jak bardzo to ją boli. Gładzę powoli jej plecy i szepczę słowa, które mogą ją jakoś pokrzepić. Sama nie jestem teraz w najlepszej formie, więc moment później nie wytrzymuję i również zaczynam płakać.

Teraz płaczemy obie. Wtulone w siebie, pogrążone każda w swoim bólu, w swoich wspomnieniach. Nosimy w sobie cząstkę mężczyzny, którego kochamy. Mężczyzny, który tak okropnie skrzywdził nas obydwie.
Cierpimy razem.

Nie wiem ile czasu minęło, 5 minut, pół godziny czy godzina, ale to nieważne, to nie ma teraz najmniejszego znaczenia. Odsuwamy się od siebie i uspokajamy trochę. Nie hamujemy łez, one wciąż płyną, ale nie zwracamy na nie uwagi.
-Co było dalej?
-Później się spotykaliśmy, wiele razy. Robiliśmy rzeczy, które robią pary. Chodziliśmy na randki, jedliśmy kolacje, spaliśmy ze sobą...Aż pewnego dnia dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Powiedziałam mu, nie ucieszył się jak przypuszczałam, zamiast tego wpadł w szał. Nawrzeszczał na mnie i powiedział, że ma narzeczoną. Tak jakbym sama sobie zrobiła to dziecko... Potem starałam się z nim jakoś dogadać, ale to nic mi nie dało. Ostatnią deską ratunku, dla nas obu, stało się to spotkanie z tobą. -patrzy mi w oczy- Musiałam wyznać ci prawdę. Nie możesz żyć w kłamstwie, po prostu nie możesz. Przepraszam...

Przyglądam się jej. Ana jest dla mnie wspaniała. Nie wiem jak zachowałabym się na jej miejscu i w pełni jej dziękuję za to co zrobiła.
-Nie przepraszaj. Dziękuję ci za to, że otworzyłaś mi oczy.
Przytulam ją po raz kolejny. Ana odpowiada tym samym, a z naszych oczu znów toczą się gorzkie łzy.
...
-Jest coś jeszcze?- pytam chcąc ją ośmielić do dalszych wyznań
Spuszcza wzrok i szepcze:
-Nie mam gdzie mieszkać. On..., wyrzucił mnie z domu. Rozmawiał z właścicielem mojego bloku i przekonał go do tego. Nie mam rodziny. Nie mam gdzie się podziać.
Znam tan rodzaj bólu, sama przeżyłam coś podobnego podczas ciąży z Maxem. Nie mogę zostawić jej z tym samej.

Trochę świadomie, a tochę bezmyślnie proponuję, a właściwie proszę:
-Zamieszkaj ze mną.
Podnosi zdziwiona załzawione oczy, w których wreszcie tli się jakaś nadzieja.
-Mogę? A co ze Stefanem?
Zastanawiam się moment, po czym odpowiadam zdawkowo:
-On właściwie już tu nie mieszka.

Miłość lata na nartachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz