Rozdział II - Pech, ciąg dalszy

326 17 0
                                    



Po zaliczeniu egzaminów z transmutacji i zaklęć na „wybitny",a klasówki z eliksirów na „powyżej oczekiwań", Hermiona powłócząc nogami udała się do pokoju wspólnego. Stanęła przed obrazem i mruknęła hasło.

- Glacialis draco. - nie spoglądając na obraz, Gryfonka ruszyła przed siebie. Zatrzymał ją krzyk Grubej Damy.

 - Ordynarne dzieciaki! Włażą na moje piękne płótno! Złe hasło! - Gruba dama schowała się za murem na swoim obrazie. -Podaj nowe! - wrzasnęła. Hermiona zawahała się. Nie wiedziała o zmianie hasła, a jedynymi osobami mogącymi to zrobić była McGonagall i Nevill, który został prefektem naczelnym (Hermiona mogła wybrać między dowodzeniem pokojem wspólnym a patrolami korytarzy, od razu wybrała to drugie). Mogło to więc być coś bardzo mądrego, a jednocześnie coś nad wyraz głupiego. 

- Gruba damo, jestem Gryfonką od siedmiu lat, a ty dalej pytasz o hasło. -spojrzała błagalnie na obraz. 

- Reguła jest regułą! Nie wpuszczę bez hasła! - Gruba dama zasłoniła całe płótno za sobą i patrzyła ostro na Gryfonkę. Hermiona usiadła pod obrazem i zastanowiła się.

 - Możesz mi chociaż powiedzieć kto je ustalił?- poprosiła błagalnie postać, lecz ta była nieugięta.

- Działam z zarządzenia dyrektora Hogwartu, gdybym tak rozpowiadała wszystkim hasło, to każdy miałby dostęp do pokojów moich Gryfonów. -wypowiadając ostatnie słowa, Gruba dama wręcz piała z zachwytu. -Ale możesz próbować zgadnąć. - postać rozsiadła się na swoim obrazie, przysunęła do siebie miskę winogron i kieliszek wina. -Dawno nie miałam tutaj rozrywki!

Hermiona westchnęła cicho.Poszukała w swojej tęgiej głowie wszystkich łacińskich zwrotów,dawnych haseł, zaklęć i słodyczy. To mogło być wszystko.

 -Kolorowe lizaki? - szepnęła z nadzieją Gryfonka

.- Próbuj dalej. -odpowiedziała Gruba Dama. Hermiona wypróbowała wszystkie możliwerodzaje słodyczy, lecz żadne nie było skuteczne. Nie podziało„Caput draconis" ani „Alohomora", nawet „Krwotoczkitruskawkowe" nie były trafione. Pech chciał, że wszyscyuczniowie zdążyli już wejść do dormitorium, lub siedzieli wbibliotece. Spróbowała myśleć jak Minerwa McGonagall, ale co ma wgłowie pół człowiek - pół kot?

 - Mus musculus? - spróbowaławyjątkowo zmęczona Gryfonka

.- Już niby tak blisko, a jednakdaleko. Kontynuuj, bo świetnie się bawię! - wykrzyknęła postaćwrzucając do buzi kilka winogron na raz. Nagle hogwarcki dzwonzaczął wybijać szóstą. Hermiona jęknęła w akcie desperacji.Za godzinę zaczyna szlaban u Snape a nawet nie odrobiła pracydomowej. 

- Paskudny nietoperz, gdyby nie on wszystko byłoby dziśinaczej! - Hermiona ukryła twarz w dłoniach i spróbowała oprzećsię o obraz. Nie zauważyła, że przejście się otworzyło iprzetoczyła się przez stopień. Turlając się przez pokójwspólny, wpadła wprost pod nogi Freda i Georga.

- Cześć Hermiono!- krzyknęli unisono i podnieśli Gryfonkę. 

- Jak ci się podobanasze hasło? - bliźniacy popatrzyli na nią i od razu pożałowaliswoich słów.

 - To wy zmieniliście hasło!? Czy zdajecie sobiesprawę z tego, że siedziałam prawie trzy  godziny pod obrazemwymyślając wszelkie możliwe nazwy!? - dziewczyna wyciągnęłaróżdżkę i mierzyła nią w Weasleyów. 

- Ej Lwico - mruknąłFred

- Uspokój się bo nie zdążysz - dopowiedział George

- Zabićnas dwóch i nie spóźnić się. 

 - Na korki ze Snape'em. - Fred iGeorge ( a może Gred i Feorge?) unieśli ręce i wskazali na zegar,który wybijał kolejne pół godziny. Hermiona rzuciła przerażonespojrzenie na zegar, wściekłe na chłopaków i warknęła.

- Dawaćto hasło, bo rozniosę was na strzępy!- Fred ( albo George) szepnąłjej na ucho. 

- Nietoperz. Ale lepiej dodaj „paskudny", boinaczej Gruba Dama nas przyłapie. - bliźniacy stuknęli sięgłowami i zaśmiali głośno, a Hermiona pobiegła po schodach doswojego pokoju. Zdjęła zabezpieczenia, nerwowo potupując nogą,chwyciła drugą, pustą torbę i pędem puściła się w dół, zpowrotem do pokoju Gryffindoru. Przeszła przez obraz i zaczęłazbiegać po schodach, nerwowo sprawdzając godzinę. Miała jeszcze10 minut i praktycznie połowę zamku do pokonania. Biegła ile siłw nogach, potrącając uczniów na korytarzach i rzucając zdyszane„Przepraszam!". Gdy w końcu dotarła do lochów, byłaspóźniona niecałe pięć minut. Dysząc ciężko, z szatąspadającą z jej ramienia i włosami sterczącymi na wszystkiestrony, wpadła do sali eliksirów. Snape siedział za biurkiem izapisywał coś skrupulatnie na pergaminie. Ucieszona Hermiona jużmiała powiedzieć „Dzień Dobry", lecz Snape był szybszy.

-Za pięciominutowe spóźnienie, dodatkowe 5 dni szlabanu. Ode mniejeszcze dwa do kompletu, za brak szacunku. - Snape uśmiechnął sięzłośliwie. Jego długi, haczykowaty nos pochylony nad pergaminemniemal dotykał końca mugolskiego pióra. To już nie czasyśredniowiecza, żeby pisać piórem Faweksa. Gryfonka przeklinała wmyślach wszystkie możliwe bóstwa, lecz za wszelką cenę starałasię nie wypalić z jakimś komentarzem w stronę NaczelnegoPostrachu Hogwartu. Wiedziała, że 2 tygodnie szlabanu tozdecydowanie o dwa tygodnie za dużo. 

- Co mam zrobić, profesorze? -spytała najspokojniej jak potrafiła, starając się ukryćzmęczenie. Po roku palenia mugolskich papierosów, jej płuca byływ okropnej kondycji.

- W kantorku są kociołki pierwszorocznych.Umyć, ręcznie. A różdżkę oddać. - mruknął Snape zajętyswoim pergaminem. Coś wyraźnie nie dawało mu spokoju, bo piórokreśliło kolejne wyrazy i zdania, a po chwili skreślało je.Gryfonka położyła niechętnie swoją różdżkę na biurkunauczyciela i zajrzała do kantorka. Trzydzieści kociołków popierwszych eliksirach, umyć ręcznie... Nie czekając na komentarzSnape'a (lub kolejny tydzień szlabanu za ociąganie się),wyciągnęła pierwszy kociołek i postawiła go na ławce. Znalazłaścierkę leżącą gdzieś w szafie, nalała wody z kranu przystanowisku Snape'a, podwinęła rękawy i zabrała się do pracy. Zkażdym kolejnym kociołkiem jej umysł coraz bardziej się wyłączał,wszystkie czynności były już mechaniczne. Snape spojrzał spodkurtyny włosów na Gryfonkę. Popatrzył na jej prawe przedramię iz zadowoleniem dostrzegł wyblakłą wstęgę przed łokciem.Przynajmniej wiedział, że w najbliższych tygodniach nicniezwykłego się nie zdarzy. Czy Dumbledore przemyślał tę sprawę?Czy podjął jakieś kroki? A może znów ma w głębokim poważaniujego opinię na ten temat? Wszyscy wiedzą, że to tylko kwestiaczasu, kiedy wszystko trafi szlag. Z zamyślenia wyrwał go głosGranger.

- Skończyłam. - powiedziała stając przed nim. - Mogęodzyskać różdżkę? - szepnęła zapatrzona w czubki swoich butów.Snape zmierzył ją wzrokiem i podał różdżkę.

 - Dziękuję.

 -Jutro o tej samej godzinie. Bez spóźnień, Granger. - warknął igdy tylko dziewczyna uciekła z jego sali, zatrzasnął drzwi irozparł się wygodnie w fotelu. Otworzył szufladę i wyjął z niejbutelkę ognistej i paczkę papierosów. Jego dzień jako nauczycielaeliksirów właśnie dobiegł końca. 

Hermiona wykończona ogromemzadanej jej pracy padła na łóżko. Jej ręce były sino-szare odSzkiele-wzro a ubrania całkowicie przesiąkły zapachem lochów.Jeszcze dwa tygodnie. Może Dumbledore utrze Snape'owi nosa naspotkaniu Zakonu. Jej znak nie palił się od kilku tygodni, co nieoznaczało, że go nie czuła. Na zawsze zapamięta ból wbijanych wnią igieł i swąd spalonej skóry. Na samą myśl skuliła się nałóżku i zagryzła wargi. Musi być silna. Przecież właśniedlatego ją wybrali.

HG/SS Pech tak chciał - PRZENIESIONE Z "KindeOfTrouble"Where stories live. Discover now