Rozdział I - Pechowy dzień

411 17 1
                                    


Szary świt wdzierał się spokojnie przez odsłonięte okno. Leniwie kreślił cienie, najpierw na podłodze, potem na łóżku i pościeli, aż delikatnie musnął twarz Gryfonki. Dziewczyna otworzyła oczy i przeciągnęła się.Zsunęła nogi na podłogę, machnęła różdżką i po chwili stała umyta, uczesana i ubrana, a jej torba leżała spakowana na biurku.Nie lubiła wysługiwać się magią, lecz poziom jej zmęczenia osiągnął apogeum. Spojrzała na plan i przeklnęła w duchu.

 -Snape z rana jak śmietana... Szczególnie ta zważona... - mruknęła pod nosem i odruchowo spojrzała na zegarek. Za dziesięć minut śniadanie w Wielkiej Sali. Jeśli szkolne schody nie postanowią zaprowadzić jej Bóg wie gdzie, to może zdąży. Wsunęła różdżkę do kieszeni spodni, zabezpieczyła swój pokój i zbiegła po schodach do pokoju wspólnego. Nikogo już tam nie było, więc przeszła przez przejście w obrazie i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Odgłos kroków na kamiennych schodach niósł się echem po całym budynku, z obrazu zawarczał na nią czarny pies, kawałek dalej spotkała Sir Nicolasa. 

- Witaj Nicolasie! - uśmiechnęła się promiennie do ducha i zatrzymała przed nim.

- Dzień Dobry Hermiono. Czy nie powinnaś być już w Wielkiej Sali? Wszyscy zajadają jajka i bekon. - duch przechylił lekko swoją głowę, która opadła muna ramię przytrzymywana tylko jednym ścięgnem. Hermiona wzdrygnęła się na myśl o tym, jak musiało to wyglądać, zanim Sir Nicolas został duchem

.- Powinnam, ale trochę zaspałam. Śpieszę się, Sir Nicolasie, więc wybacz mi, że nie pogawędzę z Tobą dłużej. -wyminęła ducha i zaczęła zbiegać schodami w dół. Duch krzyknął coś za nią ale nie usłyszała, bo pod jej stopami zapadł się jeden stopień. Po chwili już leciała w dół, wrzeszcząc wniebogłosy i patrząc na kolejne kondygnacje schodów robiące jej miejsce na trasie jej lotu. Wydawało jej się jakby nigdy miała nie upaść. Nagle zrobiło się chłodniej, poczuła że nie spada, a teraz jedynie ślizga się po posadzce. Zamknęła oczy czekając na zderzenie, lecz nagle znowu zaczęła lecieć w dół, po chwili usłyszała trzask łamanych desek a wokół niej wirowało mnóstwo pierza. Zamrugała oczami, rozejrzała się i po chwili szybko je zamknęła.

- Co ty tu do diabła robisz, Granger? - zimny, ostry ton głosu podpowiadał jej, że jej profesor wcale nie jest rozbawiony.Nagle poczuła mocny uścisk na ramieniu i szarpnięcie. Jej ciało już nie leciało ani nie zjeżdżało, ale stało w prywatnych komnatach Snape'a. - Zadałem Ci pytanie. Tracisz 10 punktów,Granger. - warknął Snape i stanął przed dziewczyną.

- Bo ja...znaczy... profesorze... schody... i spadłam... - wyjąkała dziewczyna trzęsąc się ze strachu. 

- Widocznie twoje gniazdo na głowie przeszkadza w odbieraniu i nadawaniu jakichkolwiek informacji, więc powtórzę jeszcze raz. Co. Tu. Robisz. Granger. -Mężczyzna niebezpiecznie zbliżył się do Gryfonki i pochylił nad nią.

 - Biegłam na śniadanie i zniknął pode mną stopień, apotem leciałam długo w dół i zjechałam i znów leciałam a potem wylądowałam tutaj... - wyrzuciła na jednym tchu.

- 20 punktówo dejmuję Gryffindorowi za nieostrożność Panny-Wiem-To-Wszystko. -Snape pstryknął palcami, a u jego nogi zmaterializował się Zgredek. - Odprowadzisz Pannę Granger do Wielkiej Sali. Tylko omijaj wszystkie schody, bo jak widać po sześciu latach w tej szkole,Panna Granger dalej ma problemy z zauważeniem fałszywych stopni. -parsknął.

- Tak jest, Sir Snape, Zgredek już idzie. - skrzat ukłonił się tak, że jego uszy dotykały ziemi, wziął Hermionę za rękę i teleportował się z trzaskiem. Snape ryknął gniewnie,naprawił szkody i krzyknął.

- Niech Cię dopadnę, Irytku!


Hermiona wraz ze Zgredkiem aportowała się w Wielkiej Sali. Niestety, skrzat aportował się na podłodze, a ona na stole Slytherinu, dokładnie przed Draconem Malfoyem. Przez głowę przebiegły jej wszystkie możliwe klątwy. Ten dzień jeszcze dobrze się nie zaczął, a ona już ma wyjątkowego pecha. 

- Zgredek przeprasza panienkę Hermionę, czasem tak się zdarza. - jęknął skrzat i zaczął uderzać głową o ławkę. 

- Zgredku, nic się nie stało,to tylko wypadek. - powiedziała Gryfonka opanowując złość i odciągając skrzata. - Zmykaj do kuchni. - skrzat zniknął zostawiając za sobą smugę dymu, a Hermiona wiedziała, że musi się zmierzyć z wyjątkowo trudnym wyzwaniem.

- No proszę. Naczelna Szlama Hogwartu w uścisku węża. - zaśmiał się Malfoy, a z nim cały stół Ślizgonów.

 - Zamknij się, fretko. - warknęła Gryfonka i zeskoczyła ze stołu. Malfoy stanął za nią i pociągnął ją za włosy. Dziewczyna odwróciła się i z impetem uderzyła Malfoya w twarz. Chłopak pochylił się i ze złością popatrzył na dziewczynę. Cała Wielka Sala patrzyła teraz na tę dwójkę,niektórzy wymieniali drobne uwagi (Fred i George, którzy nie zaliczyli Owutemów  i zostali jeszcze rok), inni śmiali się po cichu nie wiadomo z kogo ( szczególnie dobry był w tym stół Krukonów),a jeszcze inni po cichu ustawiali się bliżej tej całej błazenady. Malfoy zwijając się z bólu chwycił za różdżkę, ale Hermiona odbiła jego zaklęcie i Malfoy po chwili leżał pod ścianą po drugiej stronie Sali. W tym momencie za Gryfonką stanęła Minerwa McGonagall, która surowym tonem oznajmiła: 

- 15 punktów zabieram Gryfonom, panno Granger. Dama taka jak ty powinna umieć się zachować. - Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i szepnęła jej na ucho - I dwadzieścia punktów dostajesz za idealny cios.Klepsydry w roku Sali zamieniły się miejscami. Nagle wszyscy ucichli, a jedynym dźwiękiem był odgłos szeleszczących szat Naczelnego Postrachu Hogwartu. Severus Snape stanął przed tłumem zgromadzonych przy Malfoy'u, ocucił chłopaka i wysłał go do Skrzydła Szpitalnego. Podszedł do uczniów zgromadzonych przy Granger i gratulujących jej.

-Widocznie nie wystarczyła pani dzisiejsza nauczka, Panno Granger. Dostaje pani tygodniowy szlaban za okaleczenie drugiego ucznia. Zaczyna pani dziś, o 19 w lochach.- Podkute buty Snape'a niosły echo wśród oburzonych pomruków Gryfonów. Gdzieś z końca Sali poniosło się ciche „stary nietoperz".

 - Wow, Hermiono! Jak ty to zrobiłaś?! To było genialne! - Harry i Ron na zmianę zadawali jej mnóstwo pytań i rzucali jej się na szyję. - Gdzieś ty była? Czekaliśmy w Pokoju Wspólnym ale długo nie schodziłaś.

- Zaspałam. Zresztą, opowiem wam wieczorem, bo dzisiejszy dzień to jakiś kompletny koszmar. - mruknęła Gryfonka i zasiadła między chłopakami do śniadania.



HG/SS Pech tak chciał - PRZENIESIONE Z "KindeOfTrouble"Where stories live. Discover now