Rozdział III - Wieża Astronomiczna

284 24 0
                                    


Wspomnienia i wydarzenia poprzedniego dnia nie pozwoliły Gryfonce zasnąć.Przewracała się na swoim wielkim łóżku z pięknym, czerwonym baldachimem, jednak nie mogąc znaleźć sobie dogodnej pozycji,postanowiła przejść się po opuszczonych korytarzach Hogwartu. Pożyczona od Harry'ego peleryna niewidka nieraz pomagała jej w nocnych eskapadach, a kamienne, chłodne korytarze Hogwartu w pewien sposób uspokajały ją. Hermiona często dawała się prowadzić własnym nogom i swojemu niezawodnemu przecież umysłowi. W ten sposób znała wszystkie przejścia w Hogwarcie, zarówno te ukryte na mapie Huncwotów, jak i takie których nikt tam nie umieścił.

Tej nocy bezwiednie snuła się w okolicach Wieży Astronomicznej.Ośmielona blaskiem księżyca za witrażem jednego z okien,postanowiła wejść na górę. Zanim otworzyła drzwi przezornie chwyciła za różdżkę. Uśmiechnęła się do siebie. Starych nawyków nie da się wyplenić. Uchyliła cicho drzwi i wślizgnęła się na balkon wieży. 

-Mogłabyś chociaż zapukać Granger. - chłodny ton głosu zdawał się dochodzić z każdej strony, lecz nigdzie nie widziała znajomej, chudej sylwetki. - Przestań mieć ten wyraz twarzy. To chyba normalne, że używam zaklęcia kameleona.

-Nie jestem pewna, Snape. - mruknęła pochmurnie. - Przecież dzisiaj mój dzień. Nie powinno cię tu być. - ściągnęła pelerynę, schowała różdżkę i usiadła pod ścianą. Szary kamień przyjemnie chłodził jej plecy i kark. Klimat wieży Astronomicznej zawsze wydawał jej się tajemniczy. Ciężka, metalowa balustrada, ozdobiona drobnymi liśćmi bluszczu oplatającymi się wokół górnej części poręczy, posąg feniksa stojący na wprost od wejścia i stara, pordzewiała zbroja umiejscowiona przy samych drzwiach. Rozejrzała się spokojnie jeszcze raz i postarała się wyczuć drobinki magii w powietrzu.

-No dalej, Panno Wszechwiedząca. Próbuj. - Snape prychnął pogardliwie, a Hermiona skupiła się najmocniej jak potrafiła. Snape stał na jednej, małej powierzchni, a ona nie potrafiła go wyczuć.

-Możesz się ujawnić? Nie mam zamiaru grać w twoje gierki.

Usłyszała cichy szelest i po chwili kilka centymetrów od niej zmaterializował się Mistrz Eliksirów.

-Buu. - szepnął Snape i zaśmiał się wrednie, tak jak śmieje się z każdego kociołka pierwszorocznych zanim rzuci wyjątkowo kąśliwą uwagę.

-Miałam się wystraszyć? Chyba żartujesz. - Gryfonka bez mrugnięcia okiem wpatrywała się w ciemne oczy Snape'a. Trudno było odróżnić jego źrenice od tęczówki, ale gdy by bliżej przyjrzeć się jego oczom, można by dostrzec ciemno-szmaragdową obwódkę na początku tęczówki która zlewała się po chwili z czernią.

Snape wyprostował się, poprawił swoje nieśmiertelne, wiktoriańskie szaty i wyciągnął zapalniczkę z kieszeni. Obracał ją między długimi, zgrabnymi palcami i co jakiś czas puszczał z niej iskry.

-Czy to nie twoje, Granger? Dość ciekawy motyw, nie sądzisz? - Stuknął palcem w rysunek węża na zapalniczce. - Mogłabyś nie rozrzucać swoich rzeczy po moim kantorku, szczególnie jeśli używasz ich na swoim ciele. - patrzył jak na jej twarz wpływa delikatny rumieniec.

-Nie twój interes, Snape. To moja sprawa co robię ze swoim ciałem. - warknęła i wyrwała mu przedmiot z dłoni.

-Po prostu wiem co siedzi w twojej głowie, Granger. Jak chciałaś wypalić sobie kolejny tatuaż, to z chęcią bym ci pomógł. - uśmiechnął się złośliwie, a Gryfonka stłumiła w sobie drżenie.

Ona po prostu chciała to jakoś zakryć. Zapomnieć na chwilę o tym, że ma to paskudztwo na ramieniu i przy każdej możliwej okazji musi na nie patrzeć. Nie musiał wytykać jej błędów młodości, za które sam po części odpowiadał.

-Mam dobry dzień, Panno-Ja-Wiem-Wszystko-Najlepiej. - wyciągnął do niej dłoń z otwartą paczką papierosów. Poczęstowała się, odpaliła i dmuchnęła dymem prosto w jego twarz. - Co nie oznacza, że możesz sobie pozwalać, kretynko.

-Tak, jasne. A ty wcale nie poczęstowałeś mnie właśnie zakazanymi używkami. - uśmiechnęła się przekornie. Jej myśli przez które nie mogła spać, odpłynęły w zapomnienie w obecności mrocznego czarodzieja. Czas spędzany z nim po przyjęciu jej w kręgi śmierciożerców sprawił, że odrobinę lepiej rozumiała jego wytrawne poczucie humoru.

-Nie wiem o co chodzi, Panno Granger. - ukłonił jej się ze złośliwym uśmiechem. - Faktycznie, nie mój dzień. Masz dwie godziny. Miłego pobytu.

Prychnęła z pogardą słysząc sarkazm w jego głosie i skinęła delikatnie głową. Drzwi zamknęły się cicho za czarnowłosym czarodziejem, a Gryfonka została sama.  

HG/SS Pech tak chciał - PRZENIESIONE Z "KindeOfTrouble"Where stories live. Discover now