32.

1.7K 102 94
                                    

Scarlett

Jak to usunąć dziecko? Nie ma mowy. Chyba mu się coś pomyliło. Może się przejęzyczył.

-Lucas, ja urodze. - powiedziałam stanowczo.

-Nie wygłupiaj się, Scarlett. - prychnął. Czy on naprawdę myśli, że się na to zgodzę? Jeśli tak, jest po prostu głupi. Przecież to jest mały człowiek. On zasługuje na życie. Jak można chcieć go tego pozbawić?

-Myślę, że nie mamy już o czym rozmawiać. - powiedziałam, wstając z ławki. Taki układ zdecydownie mi nie odpowiada. Nie mam zamiaru dłużej o tym dyskutować. Niech sobie wszystko przemyśli, moje zdanie zna.

-Wracaj tu. - usłyszałam za sobą jego głos. Odwróciłam się przodem do chłopaka.

-Już postanowiłam. Zajmę się tym dzieckiem z tobą czy bez ciebie. - zaczęłam odchodzić w kierunku domu Justina. Zrobiłam zaledwie kilka kroków i poczułam mocne szarpnięcie do tyłu. Byłam zaskoczona tym gestem, więc nie zdążyłam się nawet oprzeć. Straciłam równowagę i wylądowałam przed Lucasem.

Cholera, znowu ma jakiś napad złości? Powinnam napisać albo zadzwonić do Ronnie. Sama mogę sobie nie dać rady i chłopak już nie raz mi to udowodnił, a dziewczyna kazała informować, gdy coś się będzie działo. Myślę, że to właśnie ten moment.

-Ten dzieciak nie jest nam potrzebny. - warknął. Przestraszyłam się. Ten człowiek jest nieobliczalny. Jak ja wytrzymywałam jego humorki przez tyle czasu? Dobrze, że w końcu zauważyłam nasz problem. Inaczej nie wiem co by się stało.

Wyciągnęłam z kieszeni telefon i po odblokowaniu go wybrałam numer Ronnie. Postanowiłam wstać na proste nogi.

-To ty nie jesteś nam potrzebny. Widzisz jak się zachowujesz? - powiedziałam z pretensjami.

-Do kogo dzwonisz? - zapytał.

-Nie twój interes. - odpysknęłam. To był błąd. Wielki. Ale zrozumiałam to dopiero po chwili, gdy Lucas wyrwał mi urządzenie z rąk i rzucił z całej siły w chodnik. Wzdrygnęłam się. Cholera, jestem w dupie. Zdążyłam puścić tylko krótki sygnał, mam nadzieję, że dziewczyna się domyśli o co chodzi.

-Słuchaj, daje ci ostatnią szansę. - a to ciekawe. - Wrócisz do mnie, usuniesz ciążę i będziemy żyć jak wcześniej, rozumiesz? - próbował być opanowany i się uśmiechać, ale ja znam go zbyt dobrze. Poza tym aktorstwo nie jest jego dobrą stroną. Ten chłopak jest przecież wściekły. Dziwię się, że jeszcze nie wylatuje mu para z uszu.

-Jak wcześniej? - zapytałam z kpiną. - Znowu będziesz mnie bił na każdym kroku? Potem pijany przyniesiesz mi kwiatki, żeby na koniec iść do łóżka i nawet nie pytać mnie czy mam ochotę uprawiać seks? Nie, dzięki. Chyba wolę życie bez stresu. - wzruszyłam ramionami. Dobrze wiedziałam, że go teraz denerwuje bardziej i wcale nie polepszam swojej sytuacji, ale do kurwy niech on wreszcie zrozumie, że coś jest z nim nie tak. Powinien się leczyć.

Pomyślałam, że nie warto z nim tu zostawać. Ponownie spróbowałam odejść, ale nie udało się i tym razem.

-Najwyraźniej za lekko dostawałaś, bo jesteś zwykłą niezdyscyplinowaną szmatą, ale ja coś z tym zrobie. - warknął, przyciągając mnie do siebie za włosy. Wygiął moją głowę tak, żeby była blisko jego twarzy.

-Lucas, puść. To mnie boli. - próbowałam przekonać go, żeby zostawił mnie w spokoju. Czułam się jakby wyrywał mi włosy. Okropne. Zacisnęłam oczy i złapałam za jego rękę. Próbowałam choć trochę załagodzić ból.

-Teraz wrócisz ze mną do domu. - powiedział prosto do mojego ucha, a jego głos był przesiąknięty jadem. To przerażające co się dzieje z tym człowiekiem, gdy coś nie idzie po jego myśli. Staje się prawdziwym potworem.

-Nie ma mowy. - szarpałam się. Nie chcę z nim iść. Nie chcę znowu się z nim męczyć. Mam go dość. On mnie ciągle rani.

-Uspokój się. - warknął, ale ja go nie słuchałam. Podniosłam prawą nogę i na oślep kopnęłam nią do tyłu. Lucas puścił moje włosy i z głośnym jęknięciem zgiął się wpół. Chyba trafiłam tam gdzie chciałam, czyli w jego czułe miejsce.

Szybko odeszłam od niego na kilka kroków. Na wypadek, gdyby chciał mi coś zrobić.

-Ty szmato. - krzyknął. Wyprostował się i podszedł do mnie. Nie zdążyłam zareagować. - Nie chcesz po dobroci to sam pozbędę się bękarta.

Po tych słowach poczułam jego pięść na swoim brzuchu. Uderzył mnie tak mocno, że owinęłam się w tym miejscu rękoma i kucnęłam. To w cholere bolało. Bałam się o moje dziecko. Jeśli coś mu się stanie, nie wybaczę sobie tego. Żałuję, że tu przyszłam. Naraziła je na Lucasa. To moja wina. Mogłam się domyślić, że on się nie zmieni.

-No chodź do nas, dzieciaku. Tatuś chce cię zobaczyć. - chłopak zaśmiał się szyderczo po czym kopnął mnie z całej siły. Krzyknęłam z bólu, który mi zadał. To było nie do wytrzymania. Poczułam się jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Najbardziej bolało mnie w podbrzuszu.

-Lucas, przestań. - poprosiłam słabym głosem.

-Skończę, jak ten gówniarz z ciebie wyjdzie. - ponownie się zamachnął, ale tym razem coś go zatrzymało.

-Tam są, widzę ich. - usłyszeliśmy krzyk z oddali. Wtedy Lucas jakby spanikował i uciekł. Zostałam sama na chodniku. Zwijałam się z bólu i nie miałam siły krzyknąć po pomoc.

Gdy zobaczyłam plamę krwi pod sobą, przestraszyłam się. Moje dziecko. To nie może być prawda. Zacisnęłam nogi najmocniej jak mogłam i trwałam w tej pozycji płacząc.

Nie mam pojęcia co zrobić. Jestem maksymalnie bezradna i zła na siebie, bo z mojej własnej głupoty tracę swojego małego skarba i nie mogę tego naprawić.

__________

Się porobiło.

Myślicie, że Scarlett straci to dziecko czy może uda się je uratować?

Około 3/4 rozdziały do końca.

A POTEM RUSZAM Z CZYMŚ NOOOWYYYM! 💕

Operacja powrót | Justin Bieber ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz