3

128 15 3
                                    

Codzienną rutynę pora rozpocząć.

1,2,3...zaczynmy

Wstań.

Prysznic.

Ubierz się.

Słuchawki na uszy.

Żadnych zmian.

Spokojnym krokiem zmierzałem w stronę wejścia do szkoły. Wszyscy się gapili i szeptali,  ale nikt nie miał odwagi podejść. Kątem oka widziałem wściekłe spojrzenie Logana i jego kumpli z drużyny. Zaśmiałem się w duchu,  oni byli jacyś niepoważni chyba jeśli myśleli, że się im podporządkuje. 

-Hej -usłyszałem za sobą, ale nie miałem zamiaru się odwracać.  Od lat nikt nie powiedział mi głupiego 'hej '.

To pewnie pomyłka, albo się przesłyszałem...

Naciągnąłem mocniej kaptur na głowę i puściłem  muzykę na ful w słuchawkach.

-Już o mnie zapomniałeś? - zaśmiał się Blake łapiąc mnie za ramię.

-Hm? - mruknąłem wyjmując słuchawkę z ucha.- Nie usłyszałem i tyle. -wzruszyłem ramionami.

- No spoko- uniósł ręce w geście obronnym. - Cererr spokojny?

-Jak widać -uśmiechnąłem się - A ty?

-Co ja? - zapytał unosząc jedną brew do góry.

-Po co mnie zaczepiłeś?- zapytałem wchodząc razem z chłopakiem do szkoły. Podszedłem do swojej szafki i wyjąłem odpowiednią książkę.

-Tak jakoś -wzruszył ramionami opierając się plecami o sąsiadującą szafkę. - Przeszkadza ci to?

-Tak jakoś nie jest odpowiedzią.Powiedzmy, że obecności drugiej osoby jest dla mnie czymś nad wyraz rzadkim- rzuciłem odchodząc od szafki. Słyszałem jak Blake robi to samo i po chwili znowu szedł obok mnie.

-Na pierwszy rzut oka nie wyglądasz  na kogoś kto lubi samotność.

Zaczynasz mnie irytować... Rób tak dalej, a zrobię ci krzywdę.

-Nie znasz mnie i nie wiesz co lubię. - odpowiedziałem krótko.

Szkoda,  że miał rację. Nienawidzę samotności,  może i płynie z niej wiele korzyści, ale po dłuższym czasie daje się w znaki.

-Więc mi pozwól - powiedział stając przede mną.

-Co? - zapytałem unosząc głowę do góry. Nic nie poradzę, że mam trochę ponad metr siedemdziesiąt,  a on powyżej osiemdziesięciu.

-Pozwól się poznać -odpowiedział.

No to pojechałeś...

Przydałoby się, żebyś jeszcze tit tit wołał...

-Zapomnij- powiedziałem. Chciałem go wyminąć, ale mnie złapał.

-Bo? - zapytał zakładając ręce na piersi.

-Booo- przeciągnąłem w zabawny sposób- Nie po to budowałem mur żeby go niszczyć? Poza tym nie lubię kiedy ktoś ciągle coś do mnie mówi i zaczepia bez potrzeby.

Ogólnie to nie lubię ludzi i wszystkiego co mnie otacza...

-Kto powiedział o niszczeniu?  Wystarczy, że otworzysz drzwi i tyle.

Może jeszcze ci windę zamontować i czerwony dywan rozłożyć?

-Ty tak na serio? - zaśmiałem się unosząc brew. - Na to trzeba zasłużyć. - posłałem mu ostatnie rozbawione spojrzenie i odszedłem.

You Are My SunshineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz