Codzienną rutynę pora rozpocząć.
1,2,3...zaczynmy
Wstań.
Prysznic.
Ubierz się.
Słuchawki na uszy.
Żadnych zmian.
Spokojnym krokiem zmierzałem w stronę wejścia do szkoły. Wszyscy się gapili i szeptali, ale nikt nie miał odwagi podejść. Kątem oka widziałem wściekłe spojrzenie Logana i jego kumpli z drużyny. Zaśmiałem się w duchu, oni byli jacyś niepoważni chyba jeśli myśleli, że się im podporządkuje.
-Hej -usłyszałem za sobą, ale nie miałem zamiaru się odwracać. Od lat nikt nie powiedział mi głupiego 'hej '.
To pewnie pomyłka, albo się przesłyszałem...
Naciągnąłem mocniej kaptur na głowę i puściłem muzykę na ful w słuchawkach.
-Już o mnie zapomniałeś? - zaśmiał się Blake łapiąc mnie za ramię.
-Hm? - mruknąłem wyjmując słuchawkę z ucha.- Nie usłyszałem i tyle. -wzruszyłem ramionami.
- No spoko- uniósł ręce w geście obronnym. - Cererr spokojny?
-Jak widać -uśmiechnąłem się - A ty?
-Co ja? - zapytał unosząc jedną brew do góry.
-Po co mnie zaczepiłeś?- zapytałem wchodząc razem z chłopakiem do szkoły. Podszedłem do swojej szafki i wyjąłem odpowiednią książkę.
-Tak jakoś -wzruszył ramionami opierając się plecami o sąsiadującą szafkę. - Przeszkadza ci to?
-Tak jakoś nie jest odpowiedzią.Powiedzmy, że obecności drugiej osoby jest dla mnie czymś nad wyraz rzadkim- rzuciłem odchodząc od szafki. Słyszałem jak Blake robi to samo i po chwili znowu szedł obok mnie.
-Na pierwszy rzut oka nie wyglądasz na kogoś kto lubi samotność.
Zaczynasz mnie irytować... Rób tak dalej, a zrobię ci krzywdę.
-Nie znasz mnie i nie wiesz co lubię. - odpowiedziałem krótko.
Szkoda, że miał rację. Nienawidzę samotności, może i płynie z niej wiele korzyści, ale po dłuższym czasie daje się w znaki.
-Więc mi pozwól - powiedział stając przede mną.
-Co? - zapytałem unosząc głowę do góry. Nic nie poradzę, że mam trochę ponad metr siedemdziesiąt, a on powyżej osiemdziesięciu.
-Pozwól się poznać -odpowiedział.
No to pojechałeś...
Przydałoby się, żebyś jeszcze tit tit wołał...
-Zapomnij- powiedziałem. Chciałem go wyminąć, ale mnie złapał.
-Bo? - zapytał zakładając ręce na piersi.
-Booo- przeciągnąłem w zabawny sposób- Nie po to budowałem mur żeby go niszczyć? Poza tym nie lubię kiedy ktoś ciągle coś do mnie mówi i zaczepia bez potrzeby.
Ogólnie to nie lubię ludzi i wszystkiego co mnie otacza...
-Kto powiedział o niszczeniu? Wystarczy, że otworzysz drzwi i tyle.
Może jeszcze ci windę zamontować i czerwony dywan rozłożyć?
-Ty tak na serio? - zaśmiałem się unosząc brew. - Na to trzeba zasłużyć. - posłałem mu ostatnie rozbawione spojrzenie i odszedłem.
CZYTASZ
You Are My Sunshine
Teen FictionKayden jest zwykłym siedemnastolatkiem, który mieszka w Detroit. Jego życie ulega kompletnej zmianie gdy zostaje wciągnięty w problemy, o których istnieniu nawet nie wiedział.Czy w nowym życiu pełnym niebezpieczeństw, problemów i nowych znajomych da...