14

105 12 4
                                    

-Blake proszę -szepnąłem błagalnie patrząc na chłopaka.

-Ja ciebie też -powiedział i nadal popychał mnie w stronę kuchni.

Zmiłuj się żesz człowieku.

-Blake -jęknąłem i zahamowałem butami, przez co rozległ się dosyć głośny pisk.

Założyłem dłonie na piersi i machnąłem głową, żeby poprawić niesforną grzywkę. Gwałtownie się odwróciłem i obiłem czołem o tors chłopaka.

-Keyden. -mruknął ze śmiechem patrząc jak rozmasowywuje bolące miejsce.

-Blake.

-Keyden.

No wiem, że mam zajebiste imię. Sam się nie mogę przestać nad nim zachwycać.

Ale z jego ust i tak brzmi to o wiele lepiej.

Zamknij się no...

-Blake...-zacząłem coraz bardziej błagalnym tonem.

-Keyden? -uniósł jedną brew nadal się uśmiechając.

-Nie chce tam iść...

-To nie pójdziesz -powiedział patrząc w moje oczy.

Wygrałem, wygrałem, wygrałem.

Jesteś najlepszy Blake'uś.

-Dzię..-zacząłem, jednak szybko przerwał mi pisk, który wydobył się z moich ust.

Blake poprostu schylił się delikatnie i złapał mnie. Jak gdyby nigdy nic wziął i przerzucił sobie przez ramię. Podskoczył kilka razy głośno się śmiejąc, a potem jeszcze okręcił się wokół własnej osi.

Rzygnę, no jak boga kocham zaraz nie wytrzymam...

-Co ty wyprawiasz idioto! -krzyknąłem kiedy chłopak w końcu stanął w miejscu.

Zwisałem głową w dół, a moje dłonie praktycznie dotykały podłogi. Praktycznie bo troche im brakowało.

Od kiedy trochę to ponad 20 centymetrów?  Człowieku jakie ty masz wymagania....

Dobrze, już dobrze.
A moje dłonie praktycznie dotykały jego ud.

No uda, a ziemia to wiesz, pfff co tam.

Spieprzaj...

Czułem, że robię się cały czerwony na twarzy, a w głowie nieprzyjemnie szumiało.

-Nie wierć się, bo cie upuszcze- zaśmiał się, a ja momentalnie spiąłem wszystkie mięśnie -Hej no, przecież tylko żartowałem.

Zażartował to bóg robiąc ciebie.

-Powiedziałeś, że nie muszę tam iść -powiedziałem robiąc naburmuszoną minę, ktorej chłopak i tak nie mógł zobaczyć.

-No i słowa dotrzymałem. Nie pójdziesz tam, poprostu zostaniesz wniesiony.

Zeusie usłysz me wołanie.....i pierdolnij w niego największym ze swoich piorunów.

Blake podskoczył, delikatnie poprawiając mnie sobie na ramieniu. Jego bark okropnie wbijał mi się w brzuch.

Powolnym krokiem skierował się do kuchni, w której panował okropny hałas.

-Hej Blake, od kiedy chodzisz ze swoim tyłkiem na ramieniu? -zapytał jakiś męski głos, a ja czułem jak cały robię się czerwony.

Boże co za wstyd....

Gorszy niż na obiedzie rodzinnym...

-Zamknij się Jeyd -powiedział ktoś inny, ale po tonacji poznałem, że to także chłopak. - Blake ma bardziej płaski tyłek.

You Are My SunshineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz