Rozdział I

1.2K 79 21
                                    

Życie Pii Sagosen zostało zaplanowane, zanim dziewczyna się urodziła. Według scenariusza jej rodziców miała być wzorową córką, grać na przynajmniej jednym instrumencie, uprawiać sport, w wakacje zaznać smaku pracy, skończyć gimnazjum ze świetnymi ocenami, dostać się do liceum, a potem na studia. Dalej mąż, dom, dzieci. Wszystko szło zgodnie z planem. Dziewczyna po wakacjach miała pójść do ostatniej klasy gimnazjum. Nie wybiegajmy jednak w przyszłość.

Na razie morska bryza owiewała jej rude włosy, a delikatna mgiełka orzeźwiała ją podczas biegu wzdłuż przystani. Zatrzymała się, aby rozciągnąć mięśnie. Wydawało jej się, że usłyszała krzyk. Spojrzała wzdłuż drogi. Nikogo nie było. Miała tym się nie przejmować, ale znowu coś usłyszała. Na ulicy nie jawiła się żadna postać. Trudno się dziwić - o ósmej rano w czasie wakacji dorośli byli w pracy, a nastolatkowie odsypiają noce w łóżkach. Głos nie przestawał nieść się po okolicy, więc Pia przystanęła zdezorientowana.

I wtedy to zobaczyła. W samym środku zatoki, daleko od brzegu majaczyła postać. Zamaszyście wymachiwała rękami, a woda ściągała ją w dół. Pia zerwała się do biegu. W pośpiechu zdążyła zdjąć tylko buty. Skok wywołał gęsią skórkę na całym ciele. Dziewczyna nie miała czasu, aby myśleć o chłodnej wodzie. Płynęła, ile sił w kierunku topielca.

Jego ruchy stawały się coraz powolniejsze. Ręce z coraz mniejszą siłą unosiły się ku górze, a krzyk uwiązł w płucach. Zaczęło mu brakować sił. Kątem oka zobaczył rudy włosy, które na zmianę pojawiały się i znikały w wodzie. Zaczął myśleć, że miał omamy. Zamknął oczy.

Fala zdezorientowała nastolatkę. Na chwilę dała się wepchnąć pod wodę. Z całych sił walczyła, i po chwili wypłynęła, by zaczerpnąć oddechu. Do chłopaka pozostało niedaleko. Gdy się do niego zbliżyła, był tak wyczerpany, że nie miał siły mówić.

– Nie ruszaj się, a wszystko będzie dobrze – poleciła.

Nie wiedziała, czy ją usłyszał. Chwyciła go pod ramiona i bezpiecznie kierowała się do brzegu. Przy końcu opadała z sił. Topielec wiercił się niespokojnie. Jak najdelikatniej umiała, wyciągnęła go na pomost. Oboje zachłannie łapali oddechy.

Pia rzuciła okiem na chłopaka. Włosy przykleiły mu się do czoła i pozwijały w strąki. Na nosie obsypanym piegami widniała malutka blizna z prawej strony.

– Halvor – wyciągnął rękę w kierunku dziewczyny.

– Pia.

Dziewczyna położyła się na plecach i wpatrywała w bezchmurne niebo. Wydawało jej się, że cała woda opuściła już jej płuca, a wraz z nią wszelkie siły. Nogi wydawały jej się zrobione z ołowiu, a podniesienie ich kilka centymetrów w górę, czynem niewykonalnym.

Chwilę później, chłopak wstał pełen sił. Dziewczyna otworzyła oczy, kiedy jego kroki rozległy się tuż przy jej uchu. Obserwowała go spod zmrużonych powiek. Poszedł dwa pomosty dalej i podniósł telefon komórkowy na mini statywie. Pokręcił zdenerwowany głową.

– Mogę wiedzieć, co robiłeś na środku zatoki? - zapytała Pia. Wyprostowała się, bo drewniany pomost zaczął uwierać ją w plecy. – I po co to nagrywałeś?

– Myślałem, że uda mi się przepłynąć ją. Ale na środku jest chyba jakiś prąd, czy coś. – Nie odrywał wzorku od telefonu. Miał ochotę głośno zakląć, ale zreflektował się. Mama uczyła go, by nie przeklinać przy dziewczynach. Bo przecież był k u l t u r a l n y. Nie zwracał na nią większej uwagi. Już nawet zapomniał, jak miała na imię. Pola albo jakoś tak. Nie przejął się tym zbytnio. Wyglądała na jedną z t y c h dziewczyn, które pochodziły z wyższych sfer i bez przerwy się wymądrzały.

– Ale po co? – dociekała.

Halvor westchnął ze zrezygnowaniem. Ten poranek okazało się dla niego podwójnie męczący.

– Chciałem nagrać film. Słyszałem, że niewielu tego dokonało...

– Czy ty zwariowałeś? – Pia podniosła się tak szybko, że zakręciło się jej w głowie. Stanęła z rozprostowanymi rękami, by utrzymać równowagę. Potrząsnęła głową, a mokry kosmyk przylepił się do policzka. – Mogłeś zginąć! Przecież gdybym tu nie biegła...

– Ale biegłaś, a oboje żyjemy. Cieszmy się i radujmy – dokończył sarkastycznie.

Założył plecak i ruszył w kierunku domu. Zostawiał po sobie ścieżkę z wciąż kapiących kropel.

– I masz zamiar to powtórzyć? – zawołała za nim Pia.

Halvor przystanął. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu, by zostawić tę dziewczynę w spokoju, a nawet posłać do diabła. Jednak coś mu na to nie pozwalało. Powoli okręcił się na pięcie i zmierzył ją wzrokiem. Długie, rude włosy zlepiły się w jedno pasmo, a pojedynczy kosmyk przykleił się do policzka. Halvor zacisnął wargi, by się nie roześmiać. Dziewczyna była wyższa, niż mu się początkowo wydawało, ale i tak górował nad nią wzrostem. Ruszyła w jego kierunku i stanęła przed nim tak, że jeżeliby chciał, wepchnąłby ją do wody, a ona nie zdążyłaby powiedzieć słowa.

– A nawet jeśli, to co?

Pia założyła ręce na piersiach. Jej ciało raz po raz przeszywały dreszcze i nie wybaczyłaby sobie, gdyby rozchorowała się na samym początku wakacji. A tym bardziej, przez tego gamonia. Miała w zanadrzu przygotowanych kilka innych określeń, ale żadne z nich nie mogło jej przejść przez usta.

– Jeżeli to powtórzysz, znaczy, że nie wyciągasz wniosków. Jeżeli nie wyciągasz wniosków, znaczy, że jesteś niedojrzały. A jeżeli jesteś niedojrzały, znaczy, że twoja mama powinna opiekować się tobą przez cały czas.

Chłopak parsknął śmiechem. Spojrzał z politowaniem na Pię i pokręcił zrezygnowany głową. Na jego twarzy ciągle widniał drwiący uśmiech.

– Widzę, że ktoś tu lubi się wymądrzać. Ale wiesz co? – Pochylił się, by spojrzeć prosto w oczy Pii. – Jeżeli tu jesteś, znaczy, że na całe szczęście nie jesteś moją mamą. A jeżeli nie jesteś moją mamą, znaczy, że nie możesz mi mówić, co mam robić, ani prawić kazań – przedrzeźniał ją. Nic nie mógł poradzić, że przypominała mu małą dziewczynkę z przedszkola, która poskarżyła do wychowawczyni, że c h ł o p c y zabrali jej ulubioną zabawkę. Brakowało tylko, żeby tupnęła nogą. Schował telefon do plecaka i zostawił dziewczynę na pomoście. Kiedy prawie zniknął za zakrętem, ostatni raz się odwrócił.

– Fajnie wyglądasz! Po prostu Miss Mokrego Podkoszulka! – zaśmiał się.

Pia postanowiła się nie odzywać. Stwierdziła, że to poniżej jej godności. Chwyciła buty w ręce i ruszyła w kierunku domu. Zauważyła, że trzęsie się z zimna. A może ze złości?





a/n Lubicie Halvora?

Znikający Stopień [Halvor Egner Granerud] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz