Rozdział VI

462 58 23
                                    

Pia uśmiechnęła się na myśl o wczorajszej podróży. Przypomniała sobie dotyk liny, zapach siana, ciepło słońca i śmiech Halvora. Ścigali się, komu uda się dłużej huśtać na linie i kto pierwszy wbiegnie na górę. Oczywiście ona wygrała, wbrew insynuacjom Halvora. Chłopak uważał, że jemu udało się utrzymać o siedem sekund dłużej, ale szybko wyperswadowała mu to z głowy. Po jej początkowych niechęciach nie pozostało ani śladu - dziewczyna pewnie pędziła na poddasze, nie przyglądając się szczebelkom. Kilka razy miała wrażenie, że drabina niebezpiecznie przechyliła się w tył, ale Halvor zaczynał ją pospieszać i nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać.

Dzisiejszy dzień był kompletnym przeciwieństwem. Słońce schowało się za chmurami, wydawało się, że zaraz lunie jak z cebra, i od rana musiała pomagać mamie w kuchni. Wzięła dzień wolnego, ale gdy tylko rozdzwonił się jej telefon, bez oglądania się na córkę, wybiegła z domu i odjechała z piskiem opon. Pia nie wiedziała, gdzie dokładnie pracowali jej rodzice, ale po sposobie ubierania się (ciasne garsonki, garnitury i idealnie białe koszule zapięte pod samą szyję) mogła wnioskować, że byli jakimiś ważnymi osobistościami; tymi z wyższych sfer, spędzających w biurze całe dnie i śmiejących się korpożartów, aby tylko dostać podwyżkę.

Wybawieniem ze złej aury panującej w domu, okazała się praca w Havnen. Z ulgą otworzyła drzwi kawiarni. Przywitała się z Evą i założyła fartuch i bandamkę. Eva z widoczną na twarzy ulgą opuściła kawiarnię, machając przed twarzą Pii czarną parasolką. Dziewczyna kompletnie zapomniała o zabraniu tak istotnego przedmiotu, bo gdy wychodziła, jeszcze nie zaczęło padać. Pierwsze krople pojawiły się, gdy weszła do Havnen. Było już za późno, aby wrócić do domu, więc pozostała jej tylko nadzieja na poprawę pogody wieczorem.

Tego dnia ruch nie był duży. Oprócz babci z wnuczką i dwóch rozchichotanych nastolatek, nikt się nie zjawił. Nie mając co robić, Pia poszła po książkę na zaplecze, którą kiedyś przyniosła na czarną godzinę. Nie zauważyła nowego klienta i dopiero głośne chrząknięcie wyrwało ją z fantastycznego świata.

– Słucham, co podać? – Wygładziła fartuch, by wyglądać profesjonalniej.

– Poproszę kawę mrożoną.

Na początku go nie poznała. Z czubka nosa skapywały mu krople, a włosy przykleiły się do czoła. Dopiero po chwili dostała olśnienia, gdy Axel rozpiął mokrą przeciwdeszczową kurtkę.

– Nie lepiej coś cieplejszego? Na taką pogodę byłaby o wiele lepsza gorąca herbata z imbirem i cytryną.

Axel popatrzył na nią z wytrzeszczonymi oczami. Zastanawiał się, czy po drodze nie trzasnął go piorun albo woda nie zachwiała mu postrzegania rzeczywistości. Pia przyglądała mu się ze swego rodzaju uśmiechem. Potrząsnął głową, ale nadal znajdował się w Havnen, a Pia uśmiechała się do niego.

– Skoro tak uważasz. Czemu nie? Może mi coś jeszcze polecisz? – Wskazał na stoisko z wypiekami. – Przejście tak długiej drogi i to w dodatku w deszczu, i niekupienie niczego byłoby marnotrawstwem.

Pia nie zapytała, dlaczego wpadł na tak szalony pomysł, by spacerować w deszczu i zimnie, a jeszcze dziwniejsze: przychodzić do kawiarni, gdzie pracowała ona, po kawę mrożoną, która nie była najlepszym pomysłem w taką pogodę. Nie odezwała się, tylko rzuciła okiem na wypieki. Sernik był nieświeży, szarlotka przesłodzona, a owocowa tarta miała mało wspólnego z owocami.

– Kremówka jest dobra. I dość tania. – Zamyśliła się. – Ale przed zjedzeniem radzę ci zdmuchnąć cukier poder. Jest wyjątkowo dziwny.

Axel zagryzł usta, powstrzymując śmiech. Przytakiwał głową, słuchając wywodu Pii o ciastach. Dziewczyna miała coś jeszcze dodać, ale bał się, że z tych wszystkich informacji dostanie bólów brzucha, więc powiedział szybko:

Znikający Stopień [Halvor Egner Granerud] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz