Rozdział V

482 63 15
                                    

To był chyba pierwszy raz w życiu Pii, kiedy nie myślała o niczym. Ale tak kompletnie. Nie myślała o Halvorze, który jechał obok i uśmiechał się pod nosem, nie spuszczając z niej oka, o czekającej jej pracy po południu i grze na pianinie, o rodzicach, którzy na pewno nie byliby zadowoleni, gdyby ją w tamtym momencie zauważyli. Jej głowę wypełniała totalna pustka i spokój, a niebo wydawało się bardziej błękitne niż zwykle.

– Dojeżdżamy – poinformował ją Granerud.

Spomiędzy lasu wyłonił się szereg domków ustawionych jak żołnierzyki na warcie. Właściwie były to stodoły z prawdziwego drewna ze spiczastymi dachami i oknami z okiennicami. Ich bordowy kolor odcinał się na tle zielonej trawy i złotych łanów pszenicy. Panowała tam niezmącona niczym cisza i błogi spokój.

– Jedziemy do stodoły?

Halvor roześmiał się. Na pierwszy rzut oka faktycznie wyglądało to tak, jakby chciał zabrać ją do stodoły albo zmusić do pomocy prze żniwach. Gdy pierwszy raz razem z Benediktem i Axel natknął się na nie, pozwolił, by chłopaki stroili sobie z niego żarty, gdy zaczął mówić, że nigdy nie pracował w polu.

– Ale nie do takiej zwykłej – wyjaśnił.

Pia popatrzyła na niego z wysoko uniesionymi brwiami. Brzmiało to tak, jakby w środku mieli spotkać jednorożca albo wejść tajemnym przejściem w szafie do Narnii i walczyć u boku Aslana. Nie wiedziała, czy była gotowa na spotkanie z Królową.

Zatrzymali się przy ostatnim budynku, który wydawał się najmniej zadbany pośród wszystkich. Pia domyśliła się, że mogło to być winą częstych odwiedzin Halvora i spółki. Halvor zsiadł, a rower upadł z głuchym uderzeniem na ziemię. Pia nie wypuszczała kierownicy swojego z rąk. Otworzył drzwi, a właściwie wielki wrota, które zaskrzypiały.

– Zapraszam. – Wskazał ręką.

Pia stała niepewnie przy swoim rowerze. Ze środka buchał na nią duszny zapach i miała wrażenie, że w rogu zauważyła ogromną pajęczynę. Zagryzła usta. Teraz przystanie na propozycję Halvora, by ratować swoją dumę, nie wydawało się już tak dobrą decyzją. Zastanawiała się, czy gdyby wsiadła z powrotem na rower i odjechała najszybciej, jak potrafiła, chłopak zacząłby ją gonić.

– A to zgodne z prawem? W sensie, to chyba podchodzi pod włamanie – powiedziała.

Była poniekąd dumna z siebie i przede wszystkim z własnego sprytu. Na każdego argument o konflikcie z prawem działał dokładnie tak samo. Już była pewna, że miała Halvora i całą tę stodołę z głowy, gdy odpowiedział z uśmiechem:

– Spokojnie, wiem, co robię. Mam gwarancję od Axel, że to bezpieczne. Twoja idealna przyszłość nie legnie w gruzach.

– Wcale nie o to się martwię! – przerwała mu. Spojrzał na nią znacząco. – No, może trochę. Ale przede wszystkim myślę o tobie. Jesteś nowy, a przecież to pierwsze wrażenie się liczy, więc nie chcę ci przysporzyć kłopotów.

– Dziękuję za troskę, ale ja sobie poradzę. Ale skoro się nie martwisz, to możemy wejść. Teraz – ponaglił ją. – Bo z tego, co wiem, masz dzisiaj po południu pracę.

Halvor z uśmiechem przyglądał się, jak Pia próbowała się jeszcze wykręcić. Ukłonił się najniżej jak potrafił i wskazał na wnętrze stodoły. Dziewczyna westchnęła płaczliwie i oparła rower o ścianę.

Środek nie prezentował się ciekawie: po prawej leżała kupa słomy, po lewej znajdowały się stare narzędzia ogrodnicze. Małe paprochy latały wszędzie wokoło i Pia żałowała, że nie cierpiała na żadną alergię, co pozwoliłoby jej się stąd wynieść. Na wprost umiejscowiono drabinkę na poddasze. Miała szerokość niewiele większą niż stopa Pii i wyglądała, jakby została zrobiona ze słomek do picia. Chwiała się na wszystkie strony, gdy Halvor zaczął się wspinać, a Pia mogłaby przysiąc, że widziała, jak jeden szczebelek prawie się złamał pod jego stopą.

Znikający Stopień [Halvor Egner Granerud] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz