Rozdział XI

606 68 51
                                    

Polecam posłuchać ⬆️ Oddaje klimat tego rozdziału.

*

 Pia czuła, że traci grunt pod nogami. Powoli cała krew odpłynęła jej z twarzy, aby za chwilę zalała ją fala ciepła. Sklejone z różnych kawałków serce, zaczęło się kruszyć i nie miała wątpliwości, że niedługo całkowicie się rozsypie.

Ale jak to szkoła z internatem? W głowie pojawiły się obrazy okropnych amerykańskich filmów, gdzie nastolatkowie uczęszczający do szkół z internatem, gdzie albo całkowicie łamali zasady, albo byli nieznośnie perfekcyjni. Pia ze wszystkich sił starał się wymyślić chociaż jeden powód, dla którego miałaby zostać w Jondal. A tym jednym, jedynym aspektem był Halvor.

– Nie możecie mi tego zrobić! – Wstała od stołu. Szkło w gablocie zatłukło się o siebie, a dziewczyna powiodła przerażonym wzrokiem po twarzach rodziców. – To ostatni rok nauki! Możecie wysłać mnie do szkoły średniej nawet na drugi koniec świata, ale pozwólcie mi dokończyć gimnazjum w Jondal!

Rozpacz wprawiła jej głos w drżenie. Pia starała się ze wszystkich sił je opanować. Zagryzła wargi, aż poczuła metaliczny smak krwi. Zegar wydawał rytmiczne tyknięcia, jakby odmierzał jej czas, który pozostał jej w Jondal. Dziewczyna najchętniej zrzuciła go ze ściany, ale nie mogła się nawet ruszyć.

– Decyzja została podjęta. Trzeba było zastanowić się wcześniej. Życie nie zawsze idzie po naszej myśli, a to najwyższy czas, abyś to zrozumiała – odpowiedziała ze spokojem mama. – Wiesz, jak trudno się tam dostać!?

– Nic mnie to nie obchodzi! Wcale nie robicie tego dla mnie! Chcecie spełnić własne marzenia, na które nie mogliście sobie pozwolić jako nastolatkowie. I ja dawałam się wam wykorzystywać. Robiłam wszystko to, co chcieliście. Ale mam już dość! Nie jestem waszą pacynką! Nie dam się kierować!

Zdławiła szloch. Słowa cisnęły się jej na usta, ale gdy wreszcie je otwierała, nie potrafiła wydusić z siebie żadnego dźwięku. Mama dziewczyny wytrzeszczyła na córkę oczy. Pia pokręciła głową z bezsilności i wyleciała z domu, zanim ktoś zdążył coś dodać.

Nie wiedziała dokąd biegnie, dopóki nie wyrósł przed nią dom Halvora. Waliła w drzwi, ile miała siły. Dopiero po chwili w drzwiach stanął zdziwiony chłopak. Miał oklapnięte włosy i rozmyte spojrzenie, jakby dopiero co wstał z łóżka.

– Pia? Co się stało?

Pia po prostu się do niego przytuliła. Ot, to wszystko. Potrzebowała bliskości drugiego człowieka. Takiej prostej rzeczy, ale jej rodzice nie potrafili jej tego zapewnić.

Halvor na początku stał jak sparaliżowany. Dopiero po chwili się zreflektował i objął dziewczynę, przyciągając bliżej do siebie. Nie potrzebował o nic pytać. Otworzył szerzej drzwi i gestem zaprosił ją do środka.

Wtedy w Pii coś pękło. Powiedziała Halvorowi o wszystkim. O całym tym szaleństwie, które zaczęło się od śmierci jej kochanej babci. To ona powstrzymywała rodziców przed nakładaniem obowiązków na malutką Pię, jednak po śmierci Anne Sagosen, wszystko się zmieniło. A właściwie wszyscy się zmienili. Rodzice dodawali zainteresowania córce, a ona straciła swoją moc i siłę sprzeciwu. Żyła jak maszyna, która nie ma uczuć.

I wtedy na jej drodze pojawił się Halvor. Kolorowa plama wśród szarej rzeczywistości. Gdy wszyscy inni wydawali się być malutkimi gwiazdami, on był Słońcem. Jej Słońcem. Pokazał Pii, że istniało coś poza rutyną. Życie nie kręciło się tylko wokół zadań stawianych przez rodziców. Od spotkania z nim, poczuła, że urodziła się na nowo.

Znikający Stopień [Halvor Egner Granerud] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz