Rozdział I

1.4K 142 214
                                    

CZĘŚĆ I

ilythyrèa (i.ly.thy.ʁɛ.ɑ̃) rzeczownik

Stan, w którym doznajesz/widzisz coś tak pięknego lub przerażającego, że nie jesteś w stanie wyrazić tego słowami.

Archaizm; pochodzi z Pieśni Mgieł i Cierni powstałej ku czci boga wojny i strachu - Urtratha. W języku Aikesuinn (mowie wspólnej) pojawił się jako zapożyczenie z Scuaweesh.

* * *

Na początku usłyszała huk. Uderzył w nią całą swą mocą, jakby z rozpostartymi rękoma rzuciła się z klifu do lodowatej wody. Wszystko jaśniało wokół niej, by zaraz potem ponownie pogrążyć się w mroku. Nie określiłaby tego uczucia jako ból. Nie, to było coś dalece bardziej osobliwego. Jakby równocześnie tonęła, ale i gwałtownie łapała kolejne hausty świeżego powietrza. Jakby zmieniała swój stan skupienia, ale pozostawała równocześnie w swym ciele. Jakby spadała, unosząc się ku niebu. Błękit, azareit i zieleń migały pod jej powiekami. Chciała rozłożyć swe skrzydła, ale nie mogła. Straciła je tak, jak straciła całe swe dotychczasowe życie.

Dramatycznie to otwierała, to zamykała usta, ale z zaciśniętej krtani nie wydobywał się żaden odgłos.

W końcu uderzyła o ziemię.

Swąd palonej skóry wgryzł się w jej nozdrza ze zdwojoną siłą. Było to pierwsze, co zarejestrowały jej zmysły. Chwilę później usłyszała skwierczenie. Naciskało na jej bębenki uszne, wciskało się do głowy i obijało boleśnie po całej czaszce. Ból nadszedł na końcu, niby zwieńczenie całej kakofonii okropnego odoru i odrażającej symfonii jej ciała, będącej odpowiedzią na zderzenie z powierzchnią ziemi.

Nie rzucił się na nią nagle niczym wygłodniała sfora wilków. Zaczaił się gdzieś u końcówek jej nerwów, drażniąc je lekko, jakby ktoś łaskotał ją piórkiem. Z każdą leniwą milisekundą zwiększał się jak fala mająca pochłonąć całą osadę. Oczy zaszły jej łzami, zęby zacisnęły się gwałtownie. Nagle czuła, jakby ktoś dosłownie wypruwał jej każde ścięgno, każdą żyłkę. Jakby płonęła żywym ogniem i zamarzała równocześnie. Chciała się wyrwać, uciekać od tego nieznośnego cierpienia!

W tym momencie jej umysł zaszedł mgłą, zapuścił się w jakieś zakamarki świadomości, gdzie każdy bodziec łączy się w przepiękny, szary aksamit nicości. Rozpaczliwie pragnęła owego cennego nie– bólu, nie– czucia, nie– życia. Rozchyliła szeroko ramiona i dała mu się pochłonąć w całości.

Nie krzyknęła ani razu.

* * *

Odgłos miarowego sapania wyrwał Mist ze snu.

Nie wiedziała, kiedy właściwie zdała sobie z niego sprawę. Rytmiczne dźwięki przenikały do jej umysłu, gromadząc się w podświadomości, aż wreszcie dostały się do świata jawy. Do poszczególnych brzmień dochodziły kolejne, takie jak warczenie, stłumione, nerwowe rozmowy.

Dziewczyna ledwie się ocknęła, a już poczuła obecność lepkiej, ciepłej substancji na twarzy. Jęknęła cicho, czując ból w każdym, nawet najmniejszym mięśniu. Dopiero wtedy otworzyła oczy, po czym z krzykiem przetoczyła się na bok. Głowę rozsadzał jej pulsujący ból, ale pomimo tego szybko poderwała się na nogi. Lata wycieńczającego treningu sprawiły, że jej ciało w sytuacji zagrożenia reagowało szybciej niż umysł.

Spojrzała na zwierzę, które jeszcze chwilę wcześniej dyszało nad nią, warcząc złowrogo. Zmrużyła oczy, by odzyskać ostrość wciąż zamglonego wzroku.

Początek KońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz