„Jestem głosem w twojej głowie,
Którego słuchania odmawiasz
Jestem twarzą, z którą musisz się zmierzyć
Odbitą w twoim spojrzeniu"Siedział na dywanie w swoim pokoju z gitarą w rękach, grywając nieskończoną od tygodni melodię, której za nic nie potrafił uzupełnić. Każdy dźwięk wydawał się być nieodpowiednim, a każda nuta, którą zapisywał sprawiała wrażenie przypadkowej, niewspółgrającej z resztą. A akurat ta piosenka musiała być idealna pod każdym względem. Nawet najmniejszy detal miał być dopracowany, przemyślany i idealnie wpasowany w pozostałą część utworu. To miało być pożegnanie, hołd złożony w stronę Ethan'a. Nie byle co.
Tymczasem palce jego dłoni uderzały w pudło rezonansowe, jednak osobliwy stukot ginął w przestrzeni zagłuszony przez coraz płytszy oddech i przyspieszający rytm bicia serca chłopaka. Próbował odpowiednio się skupić, lecz gdy napisał kolejną nutę na kartce papieru, zgniótł ją, uważając, że ta jest do niczego, zupełnie jak kilkadziesiąt poprzednich.
- „Jak wysoko możesz się wznieść ze złamanymi skrzydłami?
Życie to podróż, nie przeznaczenie.
I nawet nie wiem, co przyniesie jutro.
Musisz nauczyć się czołgać...*" - zaczął śpiewać, a jego dłonie szarpały struny z odpowiednią delikatnością i rytmem, grając melodię do śpiewanej piosenki.- „...zanim nauczysz się chodzić.*" - dokończył Calum, otwierając drzwi do jego pokoju.
- Czego chcesz, Hood? Co jest takie ważne, że w końcu odważyłeś się wejść do mojego pokoju? Bo do tej pory unikałeś tego jak ognia. - zapytał Luke wyraźnie podirytowany faktem, że ktoś postanowił zakłócić jego spokój.
Nienawidził, gdy ktoś bez wcześniejszego uprzedzenia naruszał jego przestrzeń.
- W tej kwestii nic się nie zmieniło. - odparł brunet, rozglądając się po pomieszczeniu, na którego podłodze walały się dziesiątki pogniecionych kartek. - Co tak właściwie robisz?
- Medytuje. - odpowiedział chłopak wciąż siedząc na podłodze, próbując zrobić ze swojego najlepszego przyjaciela idiotę, jak to miał w zwyczaju. - Do rzeczy Cal, po co przyszedłeś?
- No więc... ja... no... - zaczął Calum, próbując nieudolnie się wysłowić, a wyraz coraz bardziej złowrogiego spojrzenia Luke'a wcale mu w tym nie pomagał.
W momencie, w którym wzrok tej dwójki spotkał się ze sobą, Hood nie wytrzymał presji i na jednym wdechu powiedział:
- Maddisonzaraztutajbędzie.
Luke przez chwilę sprawiał wrażenie niewzruszonego, jakby powoli przyswajał informacje, które przed sekundą do niego dotarły. Jednak z każdym uderzeniem wskazówki zegara zawieszonego na ścianie nad jego łóżkiem jego frustracja rosła.
Brunet widząc w przyjacielu rosnącą złość postanowił się wycofać, bo wiedział, że w przeciwnym razie znajdzie się na linii ognia chłopaka. Nie zdążył, bo gdy tylko postawił krok w tył, blondyn nie wytrzymał.
- Nie, Hood! Ona nie ma prawa tu przebywać! Jej noga nie postanie w progu tego domu ani na minutę, rozumiesz?! Nie i koniec! - powiedział wzburzony, a jego wzrok nic dobrego nie wróżył.
- Przykro mi, Luke. To już postanowione. Maddison jest już w drodze. - poinformował przyjaciela Calum niezwykle spokojnym głosem, jakby bał się, że zaraz Luke straci nad sobą kontrolę.
- Czyli moje zdanie w tej grupie się już nie liczy? Nie sądzisz, że ja także powinienem mieć coś do powiedzenia? Wspaniali z was przyjaciele, skoro macie gdzieś to, co myślę. Może...
- Luke, przesadzasz. - przerwał brunet. - Ona potrzebuje wsparcia, a my jako przyjaciele Ethan'a mamy obowiązek jej pomagać. Zrozum to.
- Wy naprawdę jesteście takimi idiotami, czy tylko udajecie? Ile wiecie o tej dziewczynie? Nic. Kompletne zero. - zarzucił Hemmings, chcąc przemówić chłopakowi do rozumu. - Ale jak widać, wy już zdecydowaliście. Powiem Ci jedno. Ja nie zamierzam brać w tym udziału! Nie przychodźcie do mnie, kiedy ta sytuacja wymknie wam się spod kontroli. - oznajmił, odkładając gitarę i wstając.
Podszedł w stronę szafy, wyjmując z niej skórzaną kurtkę. Następnie skierował się do wyjścia z pokoju, a mijając Caluma zatrzymał się, stając z nim oko w oko.
- Albo ona, albo ja. - rzekł blondyn, patrząc na przyjaciela wzrokiem pełnym zawodu i zdenerwowania, które go ogarniało.
Wyminął chłopaka, trącając go przy okazji ramieniem, tak, że brunet zatoczył się do tyłu, z trudem utrzymując równowagę. W pośpiechu udał się do drzwi frontowych, wchodząc uprzednio do kuchni, by szybkim ruchem wziąć kluczyki od samochodu.
Zawiódł się na osobach, po których nigdy się tego nie spodziewał. Sam fakt, że nie zapytali go o zdanie, nie skonsultowali się z nim sprawił, że poczuł się wykluczony. Zawsze wspólnie podejmowali decyzję, a nagle coś się zmieniło. Tym razem nawet nie liczyli się z jego uczuciami. Doskonale wiedzieli, że Luke nie przepada za tą dziewczyną. A mimo wszystko, zaprosili ją.
Tu już nie chodziło o samą nienawiść, jaką darzył Maddison . Chociaż to też miało swój udział w jego podejściu do jej osoby. Po prostu ta dziewczyna była kumulacją wszystkich znienawidzonych przez niego cech.
Nienawidził samego dźwięku jej imienia. Bo co to za w ogóle za imię, Maddison? Nienawidził w niej tego obojętnego spojrzenia, czy też szelmowskiego uśmiechu, który pokazywała za każdym razem, gdy zaczynali się kłócić. Nienawidził sposobu w jaki się poruszała i tego, jak łatwo przychodziło jej ignorowanie go, co doprowadzało go do szewskiej pasji. Nienawidził jej piskliwego głosiku, który sprawiał, że miał ochotę wyrywać sobie włosy z głowy. Nienawidził jej stylu ubierania się i upinania włosów, odrażało go to. Nienawidził muzyki, której słuchała, ponieważ zawsze gdy słyszał jakąś z lubianych przez nią piosenek, miał wrażenie, że jego uszy krwawią. A najbardziej nienawidził w niej tego, że zabrała im Ethan'a.
Tyle, że chłopcy nie widzieli w niej tego, co on. Nie dostrzegali zagrożenia, którym mogła być. Tego, co sprawiało, że wydawała się niebezpieczna. Pozwolili jej wejść do ich życia, nie zdając sobie sprawy, że wystarczy jedno potknięcie, by dziewczyna poznała ich wszystkie tajemnice. Luke widział to jako jedyny, więc próbował ostrzec resztę przyjaciół, lecz bezskutecznie. Byli ślepi na wszystkie jego działania. Byli zaślepieni Maddison.
Kim naprawdę była ta dziewczyna? Nikt z nich tego tak naprawdę nie wiedział. Dla Luke'a była zagadką, której nie chciał rozwiązywać. Czuł, że wyjaśnienie tego nie przyniesie nic dobrego. Ale wiedział też, że musi dowiedzieć się wszystkiego na jej temat, bo inaczej nie zazna spokoju. Musiał poznać każdy szczegół jej życia.
- Hej? - usłyszał niepewny głos dochodzący z przedpokoju. Jego wysokość i barwa były mu znajome i to sprawiło, że jeszcze bardziej chciał opuścić ten budynek.
Ruszył do drzwi, zastając w nich ową brunetkę, której tak bardzo nie cierpiał. Ich spojrzenia spotkały się, więc postanowił wykorzystać okazję i pochylił się ku dziewczynie. Niemal czuł jak dreszcze przebiegły przez całe jej ciało, co bardzo go satysfakcjonowało.
- Ich możesz sobie omotać wokół palca, ale nie mnie, rozumiesz? Cokolwiek planujesz, to nie przejdzie, słońce. - powiedział szeptem do jej ucha, czując jak całe jej ciało sztywnieje. - Wystarczy to, że zabrałaś Ethan'a. Na więcej nie licz. Obserwuję cię. - zagroził, prostując się.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, choć tak bardzo ich nienawidził. Jednak czuł, że tylko one są w stanie odrobinę złagodzić jego gniew i rozgoryczenie, które wypełniało go od środka. I choć nie odczuwał z palenia żadnej przyjemności, wyjął jednego i odpalił, wkładając go do ust, krzywiąc się przy tym lekko. Ale gdy jego płuca wypełnił drażniący dym, miał wrażenie, że wszystko z niego uleciało. Wychodząc posłał jej tylko kpiący uśmieszek i zostawił ją w przedpokoju samą w całkowitym osłupieniu.
Wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon, nie pozostawiając po sobie nic oprócz śladów gumy, spalin, strachu i zdezorientowania.
----------------------------------------------------------
*Aerosmith - Amazing
CZYTASZ
fleeting like cigarette smoke;
Teen FictionLudzie są jak papierosy. Emocje potrafią ich rozpalić, a nadzieje i obietnice podtrzymują żar. A potem są wypaleni. Zdeptani i porzuceni. Świat to nic innego jak gigantyczna przepełniona popielniczka" Veit Etzold - Cięcie