strach ma się nijak do nieuniknionego;

45 3 2
                                    

"Podoba mi się, że jesteś złamana
Złamana jak ja
Podoba mi się, że jesteś samotna
Samotna jak ja"

Późne jesienne wieczory w Melbourne nigdy nie należały do najcieplejszych i tym razem wcale nie było inaczej. Niska temperatura dobitnie dawała się we znaki, przeszywając na wylot ich ciała niemiłosiernymi dreszczami. Im jednak nie straszny był chłodny wiatr, wręcz nocna godzina czy ciemność pochłaniająca całą dostępną przestrzeń, a temperatura także jakoś szczególnie nie zawadzała, albowiem oni nie byli w stanie odczuwać żadnego z wyżej wymienionych czynników. Przyczyna takiego stanu rzeczy, choć niewyjaśnialna w naukowy sposób, była bardzo prosta.

Oboje już dawno byli zamarznięci od wewnątrz do szpiku kości, ostatniej komórki najmniejszej tkanki organizmu. Ich serca i dusze skute były lodem, który znieczulał na całe zło, jak i dobro, świata.

Maddison rzadko bywała w miejscach jak tamto. Wysokie, zniszczone, ceglane budynki z powybijanymi oknami, czy zerwanymi dachami, niektóre pokryte nieco ambitniejszym graffiti, rozrastały się przed nią, sprawiając iż czuła się niczym w samym środku piekła. Chłód jesieni przechodził jej ciało raz za razem, dlatego wreszcie naciągnęła rękawy płaszcza na zmarznięte dłonie, które muskały palcami ledwo tlącą się płomieniem zapalniczkę.

Nie znała tej okolicy. Po prostu wyszła z domu i szła przed siebie, podświadomie szukając ewentualnej drogi ucieczki. Dla bezpieczeństwa zastopowała muzykę w słuchawkach, jednakże to nie pomagało, a jedynie uświadczyło dziewczynę w fakcie, iż jest zupełnie sama w miejscu, o którym nigdy wcześniej nawet nie słyszała.

Jednak jej uszu nie minął grzmot pioruna, który w ułamku sekundy rozniósł się echem po całej okolicy, wprawiając ją w jeszcze większe przerażenie. Czuła, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi, a mijając jedną z niewielu latarni biegnących wzdłuż chodnika, podskoczyła, wystraszywszy się swojego cienia. Tu zdecydowanie nie było bezpiecznie. Nie dla kogoś takiego, jak Maddison.

W tamtym momencie karciła się w myślach za to, że nie posłuchała zakazów matki, odnośnie przebywania w nieodpowiednich miejscach. Ona zawsze powtarzała, by nie chodzić nigdzie samemu, tym bardziej po zmroku. Mówiła też, żeby być silnym niezależnie od okoliczności oraz nie popadać w nałogi, które są w stanie sprowadzić człowieka na dno – finansowe, zdrowotne, a przede wszystkim moralne.

W ten oto dość prosty sposób, młoda Carter przestała być idealną córką, choć nikt oprócz niej o tym nie wiedział, więc chyba nic złego się nie stało, prawda? Nie zabiła człowieka, nie złamała prawa, nie naruszyła reputacji swojej, ani matki w żaden sposób, toteż wszystko było w najlepszym porządku. Ona po prostu zdesperowana i rozdrażniona chęcią zapalenia papierosa, wymknęła się z domu do najbardziej obskurnej dzielnicy Melbourne, której nigdy nie znała, żeby tylko kupić paczkę papierosów za ostatnie pieniądze jakie miała, będąc jednocześnie w ogromnym rozbiciu emocjonalnym. To nie tak, że w jednej chwili, największa duma matki, złamała wszystkie jej zakazy. Albo właśnie tak?

Mimo wszystko wiedziała, że to było złe. Może nie było najgorszym co mogłaby zrobić, ale i tak sprawiało, że we własnym mniemaniu była najpodlejszym człowiekiem jakiego znała w chwili obecnej. Nie próbowała tego nawet usprawiedliwiać.  Jednak stawiając siebie na pierwszym miejscu hierarchii pt. "najgorszy" zapomniała o jednej, konkretnej osobie, którą bez wahania umieściłaby na szczycie każdej z list przedstawiającej poziom jakiejkolwiek negatywnej cechy.

Jego nazwisko zaczynało się na „H", kończyło na „S", był wysokim blondynem i właśnie szedł w jej stronę, co widziała w odbiciu okna całodobowej stacji benzynowej, więc szybko weszła do środka, licząc w duchu na to, że wcale jej nie zauważył.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 13, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

fleeting like cigarette smoke;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz