Rozdział 21: Początek 2/3

511 51 8
                                    

Z domu wyszłam późniejszym wieczorem ze względu na pomoc rodzicom w przygotowaniach spotkania. O mały włos nie wpadłam na ważnych biznesmenów, którzy mieli zostać na dzisiejszej kolacji. Myślałam, że miał to być jeden gość, ale najwidoczniej było inaczej.

- Udało Ci się! - krzyknęła Zoe, kiedy otworzyła przede mną drzwi wejściowe. Miała na sobie szlafrok, a na głowie spinki, które jak się domyślam miały okręcić jej włosy.

 - Zaraz, zaraz - kiwnęła palcem patrząc na mój strój. - Chyba nie zamierzasz tak iść? - skrzywiła się. 

- Nie miałam czasu na ogarnięcie się, przepraszam - westchnęłam, patrząc na moje zwykłe jeansy i podkoszulkę, nie myśląc nawet o swoich włosach i twarzy.

- Zaraz to zmienimy - mruknęła i wciągnęła mnie do środka. - Nikogo nie ma, czuj się swobodnie - dodała ciągnąc mnie do swojego pokoju i dając do zrozumienia, że nie muszę ściągać trampek. 

Jej pokój był duży i przestronny, jednak cały zwalony niepotrzebnymi rzeczami, kosmetykami i ubraniami. Pudrowe ściany ładnie komponowały się z białymi meblami i dużym łóżkiem, także w kolorze pudrowym. Było tu słodko jak cukierni, ale nie do przesady. 

- Sukienka, czy spódnica? - zapytała wystawiając głowę zza szafy, kiedy ja usiadłam na łóżku. 

- Jestem nieco niższa - mruknęłam. - Nie będę wyglądała jak zakonnica w Twoich ciuchach? 

- Złociutka - wywróciła oczami. - Nie zapominaj, że moje ubrania są tak krótkie i obcisłe, że wpasują się w Twój zadek idealnie.

Fakt. Nasze style nieco się różniły, jak my same.  

- Więc? - dodała unosząc brwi. 

- Sukienka - stwierdziłam po dłuższym zastanowieniu się. - Tylko w miarę normalna, nie chcę by ludzie zaczęli plotkować. 

- Czasami zapominam, jak małe jest to miasto - westchnęła. - I o tym, że Twoi rodzice są za bardzo znani. 

- Nic na to nie poradzę - zagryzłam wargę. - Dobra miejmy to już za sobą. 

- Wedle życzenia - posłała mi zadowolony uśmieszek i zanurkowała w ubraniach. 

Dotarłyśmy. na miejsce o dwudziestej pierwszej, a na polu było jeszcze w miarę jasno. Osiedle na którym zaparkowaliśmy wydawało się być nowoczesne. Kupa wyglądających na całkiem drogo i dostojnie domów, idealnie wystrzyżone trawniki i otaczające ich bramy, które pewnie same kosztowały tyle, co wybudowanie takiego budynku.Wszystko wydawało się tu być idealne, gdyby nie jeden mały szczegół. Głośna muzyka dochodząca z jednej z posesji i masa ludzi, będąca dosłownie wszędzie. 

Czułam głęboki stres. Aż poprawiłam moją granatową, nieco obcisłą sukienkę na ramiączkach.  Może i nie była to moja pierwsza impreza, ale po części pierwsza od dawna. Miałam siedemnaście lat i mało doświadczenia w tych sprawach, a raczej w każdych sprawach nastolatków.

- Bez stresu mała - mówi Zoe, ale nie słuchałam jej. 

Przeraziłam się jak bardzo można chcieć zniszczyć swój dom, by zrobić taką imprezę. W życiu nie zgodziłabym się, żeby zrobić imprezę nawet o połowę mniejszą, rodzice by mnie zabili.

- cholera, nie chce wiedzieć ile tu będzie sprzątania - mruczę gdy wchodzimy na teren imprezy. Wszędzie walały się kubki i różne dziwne rzeczy, o których nie muszę wspominać. Było dosyć tłoczno, zapewne osoba będąca organizatorem tego czegoś, musiała być kimś znanym i lubianym. Nie znałam całego miasta, to przez moje niskie kontakty społeczne. Zadawaj się z grzecznymi, daleko nie zajdziesz. 

Zoe bierze mnie pod ramię i gdy patrzę na nią podejrzanie nic nie mówi, tylko ciągnie mnie do środka. Mijam sporo ludzi, niektórych kojarzę ze szkoły, a niektórych kompletnie nie znam. Dom w środku wyglądał bardzo ładnie, z resztą zapewne każdy tak wyglądał. Wszystko było w jasnych odcieniach, nie zauważyłam niczego ciemnego, oprócz kilku obrazów.

- nieźle - mówię cicho, kiedy wchodzimy szklanych schodach na górę.

- nieźle to będzie zaraz.

Unoszę brwi zdziwiona i nic już nie mówię. Po prostu wchodzimy po tych schodach, co chwile mijając pijanych, czy też trzeźwych nastolatków,a muzyka nie jest już tak uporczywie głośna.

Nasza "wycieczka" po schodach kończy się, gdy docieramy do ostatniego schodka, a przed nami znajdują się stare drewniane drzwi. Było to lekko dziwne. Cały dom był bardzo nowoczesny,a te drzwi..Nie bardzo.

- Zamierzasz mnie tu zamknąć, czy jak? - zapytam pół żartem pół serio.

Zoe parsknęła śmiechem i po prostu weszła do środka, ciągnąc mnie za sobą.

Spodziewałam się jakiegoś zakurzonego strychu, jednak to było zupełnie coś innego. Moim oczom ukazał się wielki dach, gdzie bawiła się mniejsza liczba gości. I szybko skanując każdego z nich, nie było osoby, która nie posiadałaby czegoś w odcieniu czerwonym, co było dziwne. 

- Witam w strefie Vip - całkiem przystojny brunet podchodzi do nas, uśmiechając się przy tym do mnie. - Jestem Ryan. 

I'm In Love With A Gangsta | j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz