to nie ma sensu.

38 4 0
                                    

Natalie; 


-Justin chciałabym Cię pokochać, ale to nie ma sensu. Zranimy siebie nawzajem. Proszę powinieneś odpuścić. - mówiąc to czułam jego oddech na swojej szyi. Każdy oddech działał na mnie inaczej niż jakikolwiek. Potrzeba pocałowania go, była silniejsza ode mnie. 

- Proszę, daj mi szansę tym razem będzie inaczej. - czułam, że to i tak nie ma najmniejszego sensu. Myślami odchodzę w stronę tych najmniej realistycznych wydarzeń. Lecz dalej czuję rozpacz, żal do samej siebie. 

- Ja nie mogę, Justin daj spokój. - wiedziałam, że oszukuję samą siebie. On doskonale o tym wiedział, wykorzystywał to. Wykorzystywał moją słabość.

- Możesz, skarbie. - jego słowa działają na mnie jak wiatr na morzu. Czuję się ważna i kochana, choć wiem, że tak różowo będzie tylko przez chwilę. 

- Proszę, daj mi spokój. - nie mogłam, nie tym razem. Znowu żyletka pójdzie w moc, daj sobie spokój. Myśli w mojej głowie nie dawały mi spokoju, sama nie wiedziałam co mam zrobić.

- Kocham cię najpoważniej na świecie, nie liczy się żadna chodząca po tym świecie kobieta. - wiele razy tak mówił, chciałam już powiedzieć nie. Kiedy objął mnie w tali i przyciągnął do siebie. Prosiłam, aby dał mi spokój.
- Justin, odejdź proszę. - sądziłam, że mój błagalny głos do niego przemówi, ale moje słowa poszły równie na wiatr tak samo jak przyszły. 

- Nie chcesz tego! Wiem, że tego nie chcesz! - co gorsze miał rację. Miał tą cholerną rację! Nie chciałam, aby odszedł. Pragnęłam, aby został ze mną na zawsze, ale to mało realne. Prosiłam Boga, aby to co myślę było kiedykolwiek realistyczne. Tak bardzo tego chciałam. 

- Justin.. Tak będzie lepiej. - wcale by tak nie było, ale gdyby zniknął już na zawsze.
- Nie wiesz w to co mówisz, proszę. - miał rację ponownie, miał tą cholerną rację. Wiedział, że nie wierzę w co mówię, i tu mnie miał. 

- Zostaniesz moją dziewczyną, obiecuję będę taki jaki powinienem być już zawsze. - nie było dla mnie zaskoczeniem wypowiedziane przez niego słowa, często mówił tak, gdy chciał, abym do niego wróciła, a ja żadnego ranka, każdej nocy zastanawiałam się nad swoją decyzją. Co mam odpowiedzieć, powiem 'nie' i co zniknie? Jedynie wokół mnie, w mojej głowie zostanie. Każda rzecz, każde miejsce będzie mi go przypominało. Te jebane wspomnienia. Te, w których 'kiedyś' byliśmy szczęśliwy i pełni wzajemnej miłości. Nawet jeśli powiem 'tak' co się zmieni? Częściej będzie kłamał, że kocha? Czy będzie wzbudzał jebaną zazdrość? Dlaczego los tak mnie nienawidzi. Cały czas on, on, i on. Dlaczego kurwa. 

- Justin wyjdź.- chciałam, aby wyszedł nie potrafiłam nic innego w tamtym momencie powiedzieć.

- Dobrze wyjdę, ale pamiętaj zawsze będę na ciebie czekał, nie zależnie kiedykolwiek mi odpowiesz, rozumiesz? - równie często to słyszałam, lecz on obróciwszy mnie w swoją stronę spojrzał, w moje oczy. A w nich łzy, ogromne morze łez. Podniósł mój podbródek skierował go w stronę swoich ust. Pocałował mnie z takim poczuciem, jakbym była najcenniejszym kamieniem robionym ze złota, jakby bał się, że cokolwiek mi zrobi. Nie potrafiłam się jednak przełamać i powiedzieć 'tak'. Objął mnie mocno. Chowając głowę w moje włosy. Nie wiedziałam co zrobić, jak mu powiedzieć, że nie chce. Chciałam go odepchnąć od siebie, lecz nie mogłam, nie chciałam. Nienawidzę siebie za to.

- Pora, abyś już poszedł Justin. - musiałam przerwać tą chwilę, im dłużej ona trwała tym dłużej chciałam, aby został.

- Dobrze, ale pamiętaj, że tęsknie za tobą Natalie! - wiedział jak mnie złamać. W końcu miałam nadzieje, że pójdzie. Skierowany ku drzwiom poszedł w ich kierunku. Nim otworzył je, spojrzał się ostatni raz na mnie.

- Kocham cię Natalie. - powiedziawszy te słowa wyszedł. Pobiegłam zamknąć za nim drzwi. Po czym rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać.

skarbie to się nie udaWhere stories live. Discover now