#1 Nieudane polowanie

1.7K 66 20
                                    

*****
- Wiesz co Sammy ? Nigdy bym nie zrezygnował z tego życia – powiedziałem, potykając się o kolejne korzenie. Była chłodna noc kiedy znajdowaliśmy się w lesie. Księżyc oświetlał nam drogę. 

- Nawet gdybyś miał do wyboru założyć rodzinę? – brunet spojrzał na mnie spod grzywki, krocząc obok mnie

- Ty jesteś moją rodziną, Bobby oraz Cas. Po co mi więcej? – uśmiechnąłem się. Przeszliśmy kilka metrów, kiedy usłyszałem trzask  gałęzi.

- Sam? Czy tata coś pisał na temat wilkołaków? – spytałem , stając w miejscu, kiedy chłopak kartkował notes ojca. Mieliśmy wezwanie od Jody, że na obrzeżach Sioux Falls znajdują coraz więcej ciał którym coś wyrwało serca i mówi, że to sprawa dla nas. 

- Nie, nie bardzo. Tyle, że mogą zmieniać innych oraz zjadają  serca. 

- A jak je zabić?

- Srebrną kula w serce - uśmiechnąłem się, przeładowując broń. 

- Łatwizna! – zawołałem, ruszając z miejsca. Wtem, drogę zagrodził nam potwór, wycelowałem i strzeliłem. Istota padła na ziemię - I tyle? Łatwo poszło!
- Dean uważaj! - usłyszałem krzyk Sama, nie zdążyłem zareagować bo wilkołak przygwoździł mnie do ziemi wbijając pazury w klatkę piersiową. Czułem, że tracę przytomność od siły z jaką przygniata mi żebra. Miałem już mroczki przed oczami, kiedy poczułem, że moja skóra na piersi zostaje rozerwana, a kości połamane. Dalej była już ciemność.

******
***
Z uśmiechem na twarzy opatrywałam  małego chłopca, który miał nieszczęśliwy upadek z drabiny. Szczęście w nieszczęściu, wszystko skończyło się na złamanej ręce i kilku siniakach.  Małemu chyba też, to nawet nie przeszkadzało. Był podekscytowany gipsem na swojej lewej ręce i już wymyślał co chcę narysować na nim. Nawet mnie dopadł zaszczyt zostawienia śladu na jego nowym nabytku.

- Niech mi Pani coś narysuje, proszę...proszę - już samo spojrzenie tego jego dziecięcego spojrzenia sprawiało, że nie mogłam odmówić. Dzieci są cudowne oraz urocze. Mają w sobie tyle pozytywnej energii. Ich uśmiech może rozświetlić nawet ponury dzień.

- Alex, nie przeszkadzaj Pani. Przepraszam Panią bardzo

- Nic nie szkodzi, to będzie dla mnie przyjemność narysować coś dla ciebie. Co powiesz na znak batmana ? Lubisz go?- uszczypnęłam go lekko w policzek, na co chłopiec zachichotał radośnie.

-Taak ! Batman jest najlepszym bohaterem - wzięłam potrzebne mazaki i zaczęłam kreślić swoje dzieło. Nie powiem, że byłam najlepsza w manualnych rzeczach, jednak wychodziło mi to nawet świetnie. W szkole byłam najlepsza ze sztuki i przodowałam w plastycznych konkursach. Lubiłam to robić. 

- I jak podoba się? - spytałem kończąc swoją pracę.

- Jakie to ładne, mam znak Batmana. Widzisz mamo? - mówił rozradowany chłopiec.

- Tak kochanie, jest piękny. A co się mówi?

- Dziękuję proszę pani

- Nie ma za co szkrabie i uważaj na siebie

- Bardzo dziękuję - uśmiechnęła się do mnie jego mama i już po chwili zniknęli za drzwiami.

Westchnęłam zadowolona i odwróciłam się, aby zobaczyć uśmiechniętego doktora-Co się tak pan doktor przygląda?

- Nic, nic. Tylko myślę, że będzie pani cudowną matką. 

- Wpierw muszę mieć faceta,aby mieć dzieci panie doktorze...Ma Pan ochotę na odrobinę kofeiny?

- Jeśli była byś taka dobra i pamiętaj bez cukru.

- Oczywiście, że pamiętam. Czarna bez cukru - przechodziłam między salami, wchłaniając spokój i ciszę. Taki widok był rzadki na nocnych dyżurach. Z kubkiem kawy skierowałam się z powrotem na izbę przyjęć, kiedy w wejściu do szpitala zobaczyłam posiniaczonego, wysokiego mężczyznę, który ledwo co przytrzymywał drugiego mężczyznę. Niestety ten był w o wiele gorszym stanie. Jego widok zamroził mi krew w żyłach. Był cały pokrwawiony, a rana na jego piersi naprawdę nie poprawiała jego sytuacji.

- Proszę pomóż mi - wysoki mężczyzna wypowiedział te słowa ze łzami w oczach. Nie myśląc dłużej popędziłam w ich stronę wypuszczając z dłoni kawę, która rozlała się na podłodze.

- Co się stało? - zapytałam łapiąc nieprzytomnego mężczyznę z drugiej strony i razem z brunetem zaprowadziliśmy go na najbliższy wózek. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę sali pchając wózek z pacjentem.

- Biwakowaliśmy w lesie i napadł na nas wilk. Mój brat nie zauważył go, a ten już na niego skoczył. 

Nie miałam czasu na odpowiedź, wtargnęłam szybko do pomieszczenia i doktor po chwili był obok mnie. Wyjaśniłam mu wszystko i już po chwili wkroczyliśmy do akcji. Teraz każda sekunda była ważna. Nie obyło się bez operacji, która była konieczna. Trwała ona około trzech godzin, na szczęście nie było żadnych komplikacji. Zmęczony doktor zrobił sobie małą drzemkę, a ja natomiast czuwałam nad pacjentem. Jak na razie wszystkie parametry życiowe wydają się w porządku i oby tak to zostało. Zastanawiało mnie jedno,czemu ich dwójka wybrała się do lasu w środku pełni. To przecież okres, kiedy jest wzmożona liczba wilków, a w świetle ostatnich wydarzeń jakie spotkały to miasto, prawie nikt już nie biwakował. Spostrzegłam, że na korytarzu pojawił się brat poszkodowanego. Skierowałam się do niego, wiedząc że chcę uzyskać informacji o swoim bracie.

- Co z nim? Wyjdzie z tego?-posłałam w jego stronę lekki uśmiech, aby mężczyzna mógł się uspokoić.

- Proszę się nie denerwować, twój brat przeszedł ciężka operację. Nie była ona łatwa, przez utratę dużej ilości krwi oraz głębokiej rany, twój brat znajduje się teraz w śpiączce, ale było to konieczne. Będąc w takim stanie, twój brat szybciej wróci do zdrowia. Zwierzę nie uszkodziło ważnych organów, więc to jest wielki plus. Niestety ma złamane dwa żebra, sądzę jednak, że twój brat i tak miał dużo szczęścia - chłopak wypuścił trzymane powietrze i nawet ja poczułam jak spada mu kamień z serca- Wszystko będzie dobrze, widać że to silny mężczyzna.

- Dziękuję bardzo...mógłbym wejść do niego? ... Chociaż na chwilę - chciałam odmówić, nawet powinnam. Jednak coś w jego oczach zakazało mi.

- Dobrze, ale tylko na chwilę -zostałam na korytarzu, aby dać mu odrobinę prywatności.

Po 15 minutach musiałam niestety zepsuć tą chwilę - Powinieneś już wyjść-oznajmiłam zbliżając się do łóżka pacjenta.

- Tak, tak wiem. Przepraszam -westchnął, ścierając pojedynczą łzę-Dean jest moją jedyną bliską rodziną.

- Rozumiem Cię, będzie wszystko dobrze, masz moje słowo...Mam pytanie yy...

- Sam, mam na imię Sam Winchester -uśmiechnął się do mnie i podał dłoń w geście powitania.

- Maggie Sharp miło mi, więc powiedz mi czemu byliście w lesie. Teraz nie jest tam bezpiecznie, a wy sami podłożyliście się pod ryzyko. Całe miasto huczy od tych tragedii. To cud, że przeżyliście. 

- Nie jesteśmy z stąd, przejeżdżaliśmy tędy. Nie mieliśmy pojęcia o tym. 

- Tak to jest kiedy policja nie informuje wszystkich. Powinnam powiadomić ich, aby wyruszyli na poszukiwania.

- Sądzę, ze nie jest to dobry pomysł. Obozowaliśmy głęboko w lesie, jeszcze się zgubią.

- Może masz rację - porozmawiałam jeszcze trochę z Winchesterem, po czym rozeszliśmy się w swoje strony.

I Know I'm Bad News (Dean Winchester x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz