W swoim gabinecie detektyw West rozmawiał z technikiem policyjnym Barrym Alenem o ostatnim zabójstwie, które odbyło się dwa tygodnie temu w posiadłości mało znanego, lecz zamożnego prawnika Georga Robertsona. Była to świeża sprawa, która figurowała na pierwszych stronach lokalnych gazet i zapowiadało się, że jeszcze na długo tam zostanie. No chyba, że policja znajdzie mordercę, a sąd go ukarze.
– Masz jakieś poszlaki? Zarys zdarzeń, które mogły się wydarzyć przed zabójstwem? – zapytał detektyw, poprawiając poły swojej eleganckiej, zielonej marynarki młodego technika.
– Z poszlak dało się stwierdzić, iż dzień przed śmiercią Robertsona była jakaś kłótnia, która mogła zapoczątkować późniejsze wydarzenia – mruknął, śledząc wzrokiem starszego mężczyznę, który zasiadł przed swoim biurkiem. Technik siedział w fotelu po drugiej stronie, a ręce miał splecione na udach.
– Opowiesz mi o nich? – West przechylił się w swoim krześle i sięgnął po drugą już dzisiaj kawę. Uszczknął łyka i zaraz ją odstawił. Była jeszcze zbyt gorąca na picie.
– Jasne. – Pokiwał głową Alen i odchrząknął przezornie. – Tak więc dnia dwudziestego drugiego czerwca dwa tysiące siedemnastego roku...
Do przestronnego, zielono-niebieskiego salonu zmierzał ciemnowłosy Thomas Robertson na rozmowę ze swoją matką Anastazją, lecz nim przekroczył jego próg, usłyszał, jak jego rodzicielka z kimś rozmawia. Szybko schował się za czerwoną kotarę, która wisiała przy drzwiach i nasłuchiwał odgłosów z pokoju.
– Kochanie, nie możemy mu jeszcze nic powiedzieć. Musimy jeszcze to ukrywać, ale niedługo ujawnimy się światu. – Z niemałym niedowierzaniem syn Robertsona stwierdził, że głos należał do jego rodzicielki, która najwyraźniej nie rozmawiała z ojcem, gdyż tamten o tej porze powinien być jeszcze w pobliskim sądzie.
– Dobrze, jeszcze trochę poczekam, Anastazjo – westchnął głos. – Pamiętaj, kocham Cię. Wrócę jutro, a teraz się zabieram, bo muszę wracać do pracy.
Thomas usłyszał ciche kroki nieznajomego i momentalnie zamarł, aby tamten nie odkrył jego kryjówki. Kiedy młody mężczyzna zarejestrował cichy trzask tylnych drzwi, wyszedł zza kotary i podjął ponownie swoją wcześniejszą wędrówkę do salonu, gdzie siedziała jego matka.
– Cześć mamo – powiedział radośnie, całując ją delikatnie w czoło.
Siedziała na aksamitnej, zielonej kanapie naprzeciwko okna, przez które tęsknie wyglądała. Thomas przysiadł koło niej i przyglądał jej się chwilę badawczo, przez co kobieta, czując lekkie mrowienie na skórze od jego świdrującego spojrzenia, odwróciła się w jego stronę.
– Hej Tom. – Uśmiechnęła się pięknie, tak jak to miała w zwyczaju. Choć miała czterdzieści lat, to wciąż była piękna i wyglądała całkiem młodo. – Nie powinieneś być jeszcze w pracy? – mruknęła, patrząc synowi niebieskimi oczami w jego szafirowe.
– Skończyłem dzisiaj szybciej. W firmie był mały ruch, więc mogłem się zwolnić, a że chciałaś pogadać ze mną o czymś ważnym, to wykorzystałem to – odparł jej, uśmiechając się półgębkiem.
– To miło z twojej strony. – Westchnęła i odgarnęła swojego czarnego warkocza na plecy. – Pozwól, że przejdę od razu do rzeczy. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz, Thomas. To dla mnie bardzo ważne – powiedziała poważnie i chwyciła chłopaka za rękę. Brunet zmarszczył zdziwiony brwi i oddał słabo jej uścisk. Zadawał sobie pytanie, jakie może mieć zmartwienia kobieta, która nie pracowała, tylko siedziała w domu i czytała książki? – Myślę, że mimo wszystkich moich starań i tak zauważyłeś Michaela.
CZYTASZ
One Shoty
De TodoKrótkie, ale czasem też długie, opowiastki. Różna tematyka, różne postacie i wiecie xD Niektóre postacie, będą mieszane i być może powstaną tutaj shipy, które nigdy nie ujrzałyby światłą w prawidłowej książce. Mogą się pojawiać recenzje. #87 miejsce...