"Teraz już jesteś bezpieczna..."

567 27 5
                                    


( Niezbadana strefa, godzina ... : ... )

Sabine:

 Ciemność. Gdy tylko otworzyłam oczy zobaczyłam tylko ją. Ciemność mnie okrążyła i nie wyglądało na to, że miała mnie opuścić. Nic mi nie było.  Byłam całkiem sama. Siedziałam skulona w jednym, a może i jedynym oświetlonym punkcie. Światło padało nie wiadomo skąd i nawet nie mogłam dostrzec czy padało z góry czy z dołu. Po za tym tylko pustka. Ciemna, bezduszna pustka. Nic, chociażby delikatnego muśnięcia wiatru. Hmm... czy ja umarłam? Faktycznie, dosyć szybko się wykrwawiałam, więc jest to całkiem prawdopodobne. Gdyby tak było, to nic gorszego nie może mnie tu spotkać.

- Zbłądziłaś, drogie dziecko, prawda? - zapytał mnie mocny, aczkolwiek spokojny i przyjazny męski głos.

 Zaczęłam się rozglądać po pustce. Nic, tylko ta pustka. Coraz bardziej nerwowo wypatrywałam osoby odpowiedzialnej za zadane mi pytanie.

- Nie obawiaj się - powiedział.

Nagle zobaczyłam rozbłysk białego światła przede mną. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przede mną, z białego światła wyłonił się... smok. Miał on czarne łuski połyskujące w świetle, krótkie łapy i co nie gdzie trochę czarnego futra. Byłam pewna, że to właśnie smok. O tych stworzeniach opowiadano mi jak byłam jeszcze małą dziewczynką. Mówiono mi o ich mądrości i potędze, ale i o tym jak wyglądały i walczyły. Smoki są... a przynajmniej były jednym z symboli mojego ludu, do puki nie wyginęły. Gdy smok zbliżył się do mnie wokół pojawiło się mnóstwo gwiazd.  

- Kim jesteś...- powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.

- Moja rasa powinna być znana twojej  Sabine - powiedział, lądując na kosmicznej próżni jak na zwykłym podłożu.

   Ku mojemu zaskoczeniu smok znał moje imię. Pytanie skąd? I jeszcze to, że powinnam go znać...

- Skąd znasz moje imię? - zapytałam z lekkim niepokojem. W końcu mógł pożreć mnie jednym kłapnięciem. Bestia jednak zachichotała cicho i zbliżyła się do mnie.

- Wiem więcej Sabine... znacznie więcej niż ci się wydaje - powiedział.

- Cóż, skoro tyle wiesz, to nie ma najmniejszego sensu opowiadanie o sobie... ale, kim ty jesteś? - zapytałam trochę pewniej.

- Zwą mnie Upanga... Jestem ostatnim z rodu "Dragons za nyota"- powiedział i ukłonił się delikatnie.

- Co to za miejsce? - zapytałam.

- "Strefa Galaktycznego Snu" - powiedział Upanga.

- Mógłbyś jaśniej? - poprosiłam

- To Strefa, która przez innych jest nazywana "Balansem". Stąpasz na pograniczu życia i śmierci. W tej chwili jesteś bardziej bliska śmierci niż życia, ale twój los jeszcze nie jest przesądzony - wyjaśnił.

 Rozejrzałam się. To wszystko wyglądało zarówno pięknie, tajemniczo i zjawiskowo. Jednak była to krawędz mojego żywota. Byłam mocno zmieszana.

- Upango, mam jakieś szanse by stąd wyjść? - zapytałam trochę błagalnym głosem.

- Mówiłem, twój los jeszcze nie jest przesądzony. To zależy od tego, jak szybko twój przyjaciel dotrze na miejsce - powiedział.

- Przyjaciel? - zapytałam, ale nagle syknęłam z bólu i upadłam na kolana. 

  Moje ramię, ono nadal mocno krwawiło. Pod wpływem emocji po prostu go nie czułam, teraz uderzyło z maksymalną siłą. Upanga zniżył łeb ku mnie. Obwąchał moją ranę jak wilk Loth. Poczułam się trochę dziwnie. Nagle podniósł się i przybliżył jeden ze swoich ostrych, czarnych szponów wprost na moje ramię. Zatrzymał się zaledwie parę milimetrów od rany. Zamknął oczy. Po chwili jego szpon rozbłysł oślepiającym, niebieskim światłem. Trwało to zaledwie sekundę. Potem zabrał swoją łapę. Spojrzałam najpierw na niego, a potem na moje ramię. Czyste, nie było nawet najmniejszego śladu. Nie dowierzałam.

"OBROŃCA"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz