( Baza Rebelii, godz. 22:10 )
Ezra:
Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. To nie mogło się stać. Nie chce wierzyć w to, że Sabine wyjeżdża. Nie może tego zrobić, nie teraz. Nie teraz gdy wie, co do niej czuje. Patrzyłem na nią. Czułem, jak łzy napływają mi do oczu, jak drgają mi wargi, jak trzęsą mi się ręce. Nie mogłem się poruszyć. Po chwili jednak paraliż ustąpił i cofnąłem się o parę kroków wstecz nie odwracając wzroku od dziewczyny. Zauważyłem, że Sabine zwróciła na mnie uwagę. Patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha. Nie dziwie się jej, w końcu przez ostatni czas spodziewałaby się mnie tu najmniej. A jednak przyszedłem. Stoję tu w tej chwili i patrze na nią z niedowierzaniem. W końcu poczułem nagły napływ emocji, niestety tylko negatywnych. Złość, gniew, rozpacz i smutek uderzyły w moje serce jednocześnie, powodując ogromny ból. Nie fizyczny, ten inny rodzaj bólu. Ten, na który nie ma normalnego lekarstwa i którego raczej szybko się nie pozbędę. Odwróciłem się gwałtownie, i pobiegłem przed siebie nie zważając na innych przede mną. W momencie, gdy biegłem nie docierało do mnie absolutnie nic. Żadne dzwięki, żaden głos, żaden szmer, nic. Słyszałem tylko bicie mojego serca, które w szybkim tempie urywało głuchą cisze. Nie obchodziło mnie, czy popchnę jakiegoś rebelianta. Chciałem jak najszybciej znalezć się na Duchu, i nie myśleć o tym, co usłyszałem. Nie myśleć o Sabine. Biegłem najszybciej, jak tylko mogłem. Minąłem myśliwce oraz pilotów, i kierowałem się prosto na Ducha. Był już w zasięgu wzroku. Dobiegłem do niego. Wszedłem na pokład i pokierowałem się prosto do łazienki. Otworzyłem drzwi i szybko zamknąłem je za sobą. Nareszcie. Oparłem się o drzwi i zamknąłem oczy. Wziąłem głęboki oddech i powoli otworzyłem oczy. Rozejrzałem się. Łazienka była jedynym miejscem, do którego Sabine jeszcze się nie dorwała. Malowanie zajmowało jej dużo czasu, więc nie mogła pomalować ścian w pomieszczeniu tak często odwiedzanym przez załogę. Może to i dobrze. Podziwiałem jej sztukę i pogląd na świat, który pokazywała przez swoje obrazy, ale jednak Duch to statek bojowy. Nie chciałbym, aby w całości wyglądał na abstrakcyjny obraz. Podszedłem do umywali i przepłukałem twarz wodą. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Wziąłem ręcznik wiszący po prawej stronie na haczyku i wytarłem swoją twarz. Przez chwile patrzyłem w dół, w spływającą wodę. Zacząłem rozmyślać nad tym,co stało się w tedy, w korytarzu. Widziałem, jak się do mnie przybliżała, widziałem, że też tego chciała. Oboje tego chcieliśmy. Wyznałem jej swoje uczucia. Fakt, Nie powiedziałem tego tak w prost, ale to chyba było OCZYWISTE ! Dlaczego więc tak po prostu chce mnie teraz zostawić? Gdyby jej na mnie zależało, gdyby czuła coś do mnie, odmówiłaby? Sam nie wiem! A zresztą, Mandalorianka i Jedi?! Nie, to się nie może udać. Czułem, jak buzuje we mnie złość i przygnębienie. Starałem się to jakoś opanować. Oddychałem bardzo spokojnie i głęboko. Udało się. Moje myśli nagle zniknęły i moja obojętna strefa wróciła. Może to jest jakiś sposób by ją kontrolować. Spojrzałem na lustro nad umywalką. To co tam zobaczyłem przeraziło mnie nie na żarty. Zamiast mojego odbicia w lustrze ujrzałem bestie. Stałem nieruchomo, więc mogłem się jej przyjrzeć. Była to istota podobna do wilka Loth. Pokryta była czarnym, lśniącym jak skrzydła wrony futrem. Widziałem tylko łeb, ale i tak zajmował prawie całe lustro, do którego góry nawet Zeb nie dosięgał. Miała długi, wąski pysk z jeszcze dłuższymi, białymi i ostrymi jak brzytwa kłami. Jaśniejsze od księżyca białe oczy, puste jak oczy lalki. Przez nie Miałem wrażenie, że istota nie ma duszy. Z otwartego pyska zaczęła płynąć gęsta, czarna jak bezgwiezdne niebo nocy ciecz, która zaczęła wypełniać dół lustra. Szybko zabrałem ręce z umywalki, gdy zauważyłem, jak ciecz zaczęła wylewać się z lustra prosto na nią. Patrzyłem na maszkarę bez mrugnięcia okiem. Bałem się, że zaraz i ona zacznie wychodzić z lustra. Na moje nieszczęście, właśnie tak się stało. Wilkopodobne monstrum rzuciło się na mnie i przygwozdziło do ściany. Teraz widziałem dokładną wielkość tego czegoś. Było tak wysokie, że prawie zahaczało o sufit, a siłę miało tak wielką, że bez problemu jednym machnięciem łapy mogłoby mnie zabić. Patrzyło na mnie, wciąż tocząc czarną ciecz z pyska. Zaczęło powoli obniżać łeb do mnie. Zamknąłem oczy. Czułem, że to już koniec. Słyszałem o tym, że przed śmiercią całe życie przelatuje nam przed oczami. Szczerze nigdy podobnego zjawiska nie doświadczyłem, aż do dziś. Zaczęły wracać do mnie wspomnienia. Moi rodzice, czas spędzony z załogą, misje, budowanie baz, werbowanie rebeliantów... To wszystko miało się skończyć w tej chwili. No właśnie, miało. Otworzyłem oczy. Stworzenie zatrzymało swój wielki łeb zaledwie parę centymetrów ode mnie. Patrzyło na mnie jak w ścianę, jakby mnie tu wcale nie było. Nagle ogarnęła mnie odwaga, by zacząć do tego czegoś mówić.
CZYTASZ
"OBROŃCA"
FanfictionDobrze znany ship ze Star Wars Rebels ( Ezra x Sabine) tu zmieni się w tajemniczą historie z lekką domieszką grozy ( oczywiście na moje możliwości :-) ). Sabine zostaje wysłana na misje, która miała trwać dwa lata. Przed odlotem Ezra błagał dziewcz...