of

67 8 1
                                    

Nie rozmawiałem z nim od 67 dni. Nie jestem do końca pewny, czy to ja unikałem jego, czy jednak on mnie. Jestem jednak pewny tego, że trochę ostatnio opuściłem się w nauce i przekładam spotkania ze znajomymi i dobrą zabawę ponad szkołę i Mads. 

A propo Mads. Nie mam pojęcia co wstąpiło w tego małego diabła, ale przez pierwsze dwa tygodnie szkoły po feriach, przez które udawałem chorobę tak btw, dosłownie zadręczała mnie pytaniami o Joshu. Co z nim, czy jesteśmy razem, czy coś się stało, kiedy nas odwiedzi.

Ale nie, nie mogę o nim mysleć, minęło przecież 67 dni od...

No właśnie. To ja unikałem jego, czy jednak on mnie?

Myślę, że teraz nie ma to znaczenia. Zdecydowanym krokiem podchodzę do niego i jak gdyby nigdy nic wyjmuję mu papierosa z ust, zaciągając się nim powoli. Delektując nim. Boże, nie paliłem od 67 dni.

- Proszę, proszę, ktoś powrócił z martwych. - roześmiał się, wyjmując peta z moich ust. Przepraszam, ale że co?

- Możemy pogadać? - zapytałem się go wprost, ignorując wianuszek ludzi wokół niego.

- Nie tak szybko. - powiedział biorąc ostatniego bucha i rzucając końcówkę w kałużę. - Ludzie, to Tyler. Tyler, to są... ludzie. Dobra, idziemy. - chwycił mnie za nadgarstek, przez co jakaś część mnie zaczęła skakać z radości. Nienawidzę tej części.

Odeszliśmy pare metrów, skręcając pomiędzy inne budynki, żeby móc spokojnie porozmawiać. Po kilku niemiłosiernie ciągnących się sekundach zatrzymaliśmy się, niepewnie na siebie zerkając.

- Co się stało, amigo? - zapytał, błyskając zębami w uśmiechu. Jak mam być szczery był on trochę nerwowy. I wymuszony.

- Co jest, do kurwy? - zapytałem, śmiejąc się gorzko. - Na imprezie odpierdalasz... takie coś, a później co? Milczysz, ignorujesz mnie? Wszystko ma być dobrze, w porządku?

Prychnął i jak gdyby nigdy nic wyciągnął kolejnego papierosa, nieśpiesznie odpalając go i z uśmiechem wkładając w usta. A ja stałem tam, nie reagując, niepewny co ja w ogóle powinienem zrobić. 

- Czego oczekiwałeś? - zapytał, powoli się zaciągając. - Wspólnego coming outu? Chodzenia za rączki po szkole? Siedzenia na parapecie i całowania się, jak te wszystkie do porzygu słodkie pary w szkole? Hę? 

Spuściłem wzrok czując, jak cała moja odwaga, chęć wyjaśnienia całej sprawy nagle wyparowuje. Byłem zły, że w ogóle to zacząłem. Miałem chociaż te 67 dni spokoju, a tu proszę, za mało miałeś Tylerze dram w swoim życiu? Proszę bardzo! Oto kolejna, specjalne zamówienie, jeszcze ciepła!

- Szczerze? - słyszałem jak bardzo żałośnie brzmią te słowa, ale w tamtym momencie chyba mnie to po prostu nie obchodziło. - Chciałem to wszystko wyjaśnić. Jezu, człowieku. Robię do ciebie maślane oczy od września, ty w pewnym momencie najwyraźniej to zauważasz i... i co? po prostu to wykorzystujesz? Jednorazowa przygoda? Super, trzeba tylko było mi o tym powiedzień trochę wcześniej. Jakieś sześćdziesiąt osiem dni wcześniej. 

- Sześćdziesiąt siedem. - powiedział cicho, gasząc niedopałek butem.

- Co? - zapytałem, patrząc się na niego z, mógłbym niemal przysiąc, zaskoczeniem wymalowanym na mojej twarzy. Liczył dni? Josh Pieprzony Dun liczył dni od tej imrezy? A to mi nowość. Nie do końca wiedziałem jak zareagować, zachować się w tej sytuacji.. No bo, błagam was.

- Impreza była sześćdziesiąt siedem dni temu. I wiesz co? Nie wykorzystałem cię. A na pewno nie zrobiłem tego specjalnie, okay? Widziałem te twoje "maślane oczy". Pomyśl, dlaczego miałbym narażać swoją reputację na szwank, tylko po to, żeby czegoś spróbować? Serio myślisz, że nie robiłem tego wcześniej? Nie byłem przecież aż tak słaby, błagam cię.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 20, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

i think we should stay in love |joshler|Where stories live. Discover now