the

112 11 2
                                    

- Jakoś dasz sobie radę, prawda? - zapytałem, przybliżając swoją głowę do noska kociaka, który niecierpliwie przebierał łapkami na moich nogach. Był już strasznie zdenerwowany, mimo, że sylwester jest dopiero nastepnego dnia. Zapewne było to spowodowane pojedynczymi wybuchami fajerwerków dookoła. Ludzie najwyraźniej chcieli je... nie wiem, przetestować? - Jak nie ty, to kto inny, Sylwestrze? - pogłaskałem go, biorąc na ręce i przykładając do twarzy. Maluch od razu wyciągnął łapki, żeby usiąść na moim ramieniu. Od pewnego czasu była to jego ulubiona miejscówka. Nie chciałem nawet mysleć co to będzie, jak podrośnie.

- Tyler, Tyler! Śnieg! - do pokoju wparowała mi roześmiana pięciolatka, od razu wskakując mi na kolana, przez co wydałem zduszony okrzyk zaskoczenia i bólu. Sylwester słysząc zbliżające się tortury czmychnął z mojego ramienia w bliżej nieokreślione miejsce. Nie wiedząc czemu nie dogadywał się z Madison. No dobra, mała, gdy tylko widziała nieszczęśnika tuliła go tak mocno, że niemal oczy wychodziły mu na zewnątrz. Ale trzeba jej to wybaczyć, nie wiedziała jeszcze jak obchodzić się ze zwierzętami.. No dobra, mówiłem jej jakieś milion razy, że tuląc Sylwka w taki sposób może go zabić, ale ona tylko uśmiechała się do mnie, pokazując brak przednich jedynek, przez co wyglądała przeuroczo, i nadal męczyła biednego kotka. W sumie nienawiść S do Mads była jednak całkowicie zrozumiała.

- Dużo go spadło? - zapytałem, kładąc ręce na jej ramionach, żeby przestała skakać na moich biednych kolanach jak piłka. 

- Mama mówi, że tyle, co kot napłakał. Ale przecież Sylwester w ogóle nie płacze. Nie rozumiem. - zrobiła smutną minę, po chwili jednak zauważyła coś pod biurkiem i jej twarz rozświetliła nieprzenikniona radość. - Tu się schowałeś!

Zeskoczyła mi z kolan i pobiegła w stronę biurka. Biedny Sylwek. Przeczesałem ręką włosy i wróciłem do książki na moich kolanach, która trochę ucierpiała przez Mads. Niedobrze. Ulubione wydanie Ślubów Panieńskich Amy. Chyba mnie zabije, że zniszczyłem tą książkę. 

Amy jest moją przyjaciółką od najmłodszych lat. Chyba nasze mamy się kiedyś przyjaźniły, czy coś w tym stylu. Chociaż ja bardziej obstawiałbym, że mój ojciec przyjaźnił się z jej matką, skoro uciekli razem na drugi koniec kraju zostawiając swoje drugie połówki i dzieci. Nie jest tak źle, chociaż przysyłają nam czeki na urodziny, święta i inne tego typu okazje. Zawsze, gdy dostaniemy jakiś czek urządzamy sobie z Amy noc filmową z przekąskami kupionymi za spieniężone czeki. No dobra, nie za wszystkie, ale za przeważającą część. Wracając, Amy jest totalnie świrnięta na punkcie literatury. Co zabawniejsze, przedmiotem, który rozszerza jest matematyka. Taka już jest, pełna sprzeczności i niedomówień, ale właśnie za to ją kocham. 

Ale w taki przyjaielski sposób. No bo.. jestem gejem. Co chyba nie bardzo spodobało się moim krewnym, bo oni ułożyli już mi i Amy całe wspólne życie od studiów, aż po wspólny nagrobek na cmentarzu. A tu ups.. wkraczam ja, jak zwykle rujnujący wszystkim plany. 

- Ty!! - usłyszałem głośny krzyk, połączony z płaczem. Od razu wyrwałem się z rozmyślań i popatrzyłem w stronę źródła płaczu.

Madison pokracznie siedziała na podłodze, przyciskając małą rączkę do głowy. Po dłoni spływała jej szkarłatna ciecz, skapująca na bluzkę i pozostawiająca po sobie czerwone plamy.

- Cholera.. - wyszeptałem, podrywajac się z miejsca. 

Rzuciłem książkę w kąt i od razu podbiegłem do mojej siostrzyczki. 

- Mamo! - krzyknąłem, biorąc ją na ręce. - Jak to się stało? Mads! Nie patrzyłem się na ciebie minutę!

- Prze-przepraszam. - wychlipiała, wolną rączką ocierając łzy i gluty. - Sylwester uciekł pod stół, chciałam go złapać iii.. - zaniosła się jeszcze większym płaczem, przytulając się do mojej klatki piersiowej, na pewno zostawiając po sobie ślady krwi i glutków.

i think we should stay in love |joshler|Where stories live. Discover now