Rozdział 6

1K 109 18
                                    

          Kolejny monotonny dzień rozpoczął się przebudzeniem ciemnowłosej tuż przed nadchodzącym budzikiem. Tego dnia wstała później niż zwykle, słońce wisiało już na nieboskłonie na tyle wysoko, że promienie słoneczne zaglądały przez lekko rozchylone zasłony, osiadając na bladej twarzy dziewczyny. Kołdra zgnieciona i zawinięta skopana była na sam róg łóżka. Tylko koc okrywał jej ciało. Książka, której nie była w stanie odłożyć przez większość nocy leżała niechlujnie na podłodze. Prawdopodobnie podczas czytania zasnęła, a ta wypadła jej z obezwładnionych rąk.  Zamrugała powiekami przekręcając się na bok, by sięgnąć po porzucony skarb. Jedna z kartek zagięła się na losowej stronie podczas upadku. Westchnęła, odkładając ją na półkę nocną, tuż obok wciąż zapalonej lampki. Przetarła powieki i wstała, powtarzając codzienny, monotonny rytuał. 

          Liście ozdabiające drzewa zaczęły swoją powolną wędrówkę ku śmierci, tuż przed nią mieniąc się przeróżnymi odcieniami żółci i czerwieni, jakby chciały pokazać światu, że nawet w obliczu zbliżającego się końca można wydobyć z siebie piękno i oszołomić nim wszystkich wokoło. Kilka z nich opadło już na równo przyciętą trawę, narażając siebie na powolne schnięcie, na doprowadzenie się do stanu kruchości, by następnie zniknąć będąc zapomnianym, zgarniętym na bok, wraz z masą innych swoich krewnych. 
Cichy tupot stóp roznosił się po dziedzińcu, woń delikatnych perfum mieszała się ze sobą, tworząc zapach społeczności. Mimo ponurego poranka rozmowy były bardzo żywiołowe, a na językach studentów nie pojawiało się praktycznie nic innego jak zbliżający się mecz siatkarski. Szczęśliwcy, którzy mogli pospać dłużej wsłuchiwali się teraz w odgłos odbijanej o halową podłogę piłki, który to roznosił się echem, tworząc sportową muzykę. Komatsu stała pośrodku tego zgiełku, wsłuchując się jak zaczarowana, czując tętno własnego serca, praktycznie mogąc słyszeć, jak jego bicie synchronizuje się z hukami dochodzącymi z wielkiej sali. Sama nie wiedziała, co powinna w życiu robić, do czego dążyć, jaki cel obrać. Kilka lat więziona była przez własny umysł, wspomnienia odcisnęły bolesne ślady w jej duszy. Kilka lat jedynym oparciem dla niej była własna babcia, stara kobieta, która, niczym liście na jesiennym drzewie, usychała w zbyt szybkim tempie, by na zawsze porzucić swoją wnuczkę. Przez kilka lat była praktycznie sama, zapominając to piękne uczucie jakim jest szczęście. A teraz powoli, niczym małe, zielone pączki rozkwitało to w jej sercu, krok po kroczku przypominając o straconej radości.  W jej duszy panowała wiosna pośrodku śmiertelnej jesieni. Panowała wiosna, którą jej rozum próbował za wszelką cenę ujarzmić. Chciał postawić krok w kierunku szkoły, odchodząc, jednak serce opierało się z całych sił, jakby próbowało rozum przekupić. To tylko kilka kroków. Tylko chwila patrzenia na poruszające się sylwetki, próbujące wznieść się w powietrze przy pomocy własnych wyimaginowanych skrzydeł. To tylko krótki moment, tłumaczyło rozumowi. Nic się nie stanie, obejrzymy z daleka. Chodź, chodź z nami. I powoli, nieco się ociągając, jej ciało samoistnie skierowało swe kroki w kierunku hali. Drzwi otwarte były na oścież, zapraszając do wejścia. ustała w progu, wsłuchała się w dochodzące z sali odgłosy, po czym nieśmiało podniosła głowę, która wcześniej skierowana była w stronę butów. Serce zabiło jej dwukrotnie mocniej. Poważne twarze spoconych z wysiłku zawodników sprawiły, że nie mogła oderwać wzroku. Czerwone ślady zdobiące męskie, wyćwiczone dłonie wyglądały na bolesne, obtarcia na kolanach oblane były krwawą czerwienią. Zaróżowione od odbijanej piłki dłonie robiły to ciągle z tym samym zapałem. Patrzyła jak zaczarowana na osoby, które mimo tylu niepowodzeń wciąż dumnie stały na boisku, próbując, starając się. 

   - Hej, uwaga! - usłyszała krzyk, jednak było za późno na unik. Zdążyła tylko zasłonić twarz ręką, od której z całej siły odbiła się pędząca w jej kierunku piłka. Przez skórę przebiegło ostre pieczenie, nasilając się pulsowało bólem. Usłyszała tupot stóp zbliżających się w jej kierunku. Odsłoniła się, patrząc na zgromadzone wokół niej osoby.

   - Hej, hej, nic Ci nie jest? Strasznie cię przepraszam, nie panuję jeszcze nad serwem - mówił w szybkim tempie wysoki, długowłosy szatyn, patrząc z przerażeniem na drobne ciało Komatsu, a przez myśli przechodziło mu tysiące różnych następstw jakie mogło spowodować to uderzenie. Złamanie? W jednym miejscu, w dwóch? Może tylko zdarta skóra?

Tymczasem dziewczyna ze zdziwieniem opuściła dłoń jeszcze niżej, spoglądając na zaczerwieniony ślad. Bolało i piekło, ból promieniował, jednak to wszystko. Żadnych łez. Nie wiedziała czemu, ale to, co właśnie poczuła sprawiło, że w jej sercu zrodziły się jeszcze większe chęci, aby powiązać swoje życie z siatkówką. Czuła ból wiedząc, że minie. Wiedząc, że jest bogatsza o nowe doświadczenie. Wiedząc, że zbierając niepowodzenia zabezpiecza się na przyszłość.

Azumane Asahi, bo tak nazywał się trzecioklasista który w skutek wypadku uderzył w nią piłką, nadal panicznie przyglądał się dziewczynie.
Hinata Shoyo wyglądał zza ramienia Kageyamy Tobio, patrząc z rosnącym zainteresowaniem.
Tsukishima Kei, któremu nowa znajoma Yuu nie przypadła do gustu, stał z dala, obserwując całą sytuację z podniesioną głową, nie chcąc zbytnio się zbliżać i odpowiadał na jakieś pytania trzymającego się blisko Yamaguchi Tadashiego.  Sugawara Koushi próbował uspokoić panikującego rówieśnika, Sawamura Daichi, jak na kapitana przystało, zachował zimną krew, od razu polecając Shimizu Kiyoko przyniesienie lodu.

A tuż przed nią stał Nishinoya Yuu, wcale nie przejmując się poprzednim uderzeniem. Przez myśl mu nie przeszło, aby spytać, czy wszystko dobrze. Patrzył na nią spokojnie, obserwując każdy jej ruch. Widział, jak pełne zdziwienia oczy spoglądają na świeżą ranę, jak oczy zaszkliły się delikatnie, jednak nie uroniły ani jednej łzy, jak dotknęła delikatnie zaczerwienienia. Widział, jak kącik jej ust zadrżał, by w następnej chwili unieść się delikatnie ku górze. Widział wszystko jak na dłoni. Widział, a jego serce przepełniła niewyobrażalna duma. Oto na jego oczach narodził się kolejny pałający do tego sportu siatkarz. Ich oczy spotkały się ze sobą, a Hanae zrozumiała, jak ważna jest dla niej ta chwila. Zrozumiała, że ten jeden krok postawiony w stronę sali gimnastycznej był krokiem dobrym, krokiem, który miał zmienić jej przyszłość.

Poczuła zimno rozlewające się na dłoni. To Shimizu przyłożyła jej lód. Dopiero teraz była w stanie się odezwać, wyrwać z transu, w jaki zapadła. W dalszym ciągu wpatrzona była w oczy nieco wyższego od siebie kolegi i teraz, w pełni świadomie, na jej ustach pojawił się nieśmiały uśmiech.


Light || Nishinoya Yuu x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz