Rozdział siódmy

568 44 10
                                    

Perrie patrzyła na mnie ze szczerą nienawiścią. Gdyby wzrok mógł zabijać... można by tylko spekulować. Byłabym zimnym trupem od kiedy przeszłam przez próg szkoły dzisiejszego poranka? Turyści bądź spacerowicze ze zdumieniem napotykaliby kawałki mojego seksownego ciała w różnych częściach stanu? Z pewnością jej palące spojrzenie zostawiło mi jakieś blizny na karku.

Teraz, kiedy miałam na głowie poważniejsze problemy, nie bardzo przejmowałam się jakąś zazdrosną laską. Zresztą, teoretycznie nic na mnie nie miała - chyba, że ona i Zayn byli razem. A nie byli.

No przepraszam. NA PEWNO NIE BYLI RAZEM. Mówi to królowa szkoły, która musi być na bierząco z plotkami. Zresztą, niech go sobie bierze, kurwa mać. Zafundował mi taki stres, że nawet nie mam kiedy myśleć o jakiejś zemście.

Trzy miesiące.

Tyle musiałam czekać, żeby uzyskać wiarygodny wynik. I ewentualnie jeszcze sześć potem. Ulga, gdy lekarz przeczytał 'negatywny' była wręcz obezwładniająca. Ale... Potem okazało się, że niewiadomo, czy to prawda. Pan Rosemoore - brat aptekarki-ćpunki (nie zmieniła nazwiska po ślubie) - uprzejmym głosem zadawał pytania typu:

- Zabezpieczali się państwo? Jakiego rodzaju były to zabezpieczenia? Ile razy mieli państwo ze sobą kontakt seksualny? Czy to był jedyny zarażony wirusem pani partner?

Nie czułam się jakoś specjalnie onieśmielona tym przesłuchaniem. W końcu wykonywał swoją pracę, prawda? A poza tym... tajemnica lekarska (chyba) istnieje, no nie? Musi być coś takiego. Na ostatnie pytanie wzruszyłam ramionami. Raczej nie sądzę.

Z gabinetu wyszłam jednak zdruzgotana. Trzymiesięcznym celibatem, a potem może półrocznym na dodatek. Ja pierdolę. Lekarz się ze mnie w duchu śmiał, widziałam jak drgają mu kąciki ust po moim pełnym oburzenia i niechęci okrzyku. Jak ja to wytrzymam?! Zostają zabawki z sex shopu. A ja nie bardzo lubię tego typu rzeczy.

Cała szkoła plotkowała o tym, że dziś się nie umalowałam i ubrałam niestarannie. Perrie rozsiewała wieści, że dobierałam się do redaktora a potem Zayna, i że dopiero ten drugi uległ, po czym skończyło się wymoszonym numerkiem.

Gdy na matematyce usłyszałam to po raz kolejny, wkurwiłam się.

- Edwards, słońce - zaczęłam głośno. Vanolan wyszedł na chwilę 'do toalety'. Oczywiście, że podszedł zapalić. - Ja wiem, że jesteś zazdrosna o moją aparycję, ale stul tą swoją mordę, dobrze? I przypominam ci - tu wzięłam krótki oddech. Cała klasa patrzyła na mnie z głodem w oczach. - że to ciebie Robert i Zayn spławili, ja po prostu wybrałam większego kutasa. - Odwróciłam się w stronę tablicy, śmiejąc się w duchu. Może to nie był jakiś ambitny pojazd, ale... wystarczy na razie.

Gdy wszedł Vanolan, mój telefon zawibrował. Zerknęłam na niego.

2 new messages

Hmm, ciekawe, od kogo.

Hej co ty taka smutna? H xx

Skąd masz mój numer? O.o

Wymieniliśmy się w kawiarni, nie pamiętasz? :<

Zerknęłam górną część konweracji, a potem na nazwę komtaktu. Chyba się nie zapisało. Ale to się da nadrobić. Wklepałam szybko Styles Z Na Przeciwka, ale to też ne chciało się zapisać.

Phone memory is full.

Co?!

Please delete some messages for free space.

CO?!

Niewiele myśląc, opróżniłam Kosz i SPAM. To trochę bez sensu, czemu to od razu nie znika? Pousuwałam też konwersacje z nieznajomymi, choć niektóre były serio gorące. Zatrzymałam się przy Lou. Zraniona duma wrzeszczała na stos z nim! ale przecież ten facet jest całkiem spoko.

(I.) Nutty® √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz