Część 6

3 1 0
                                    

     Nocą w górach, nawet latem, robi się chłodno, a u jego schyłku szczególnie, na dodatek w domu panował lekki przeciąg, specjalnie wywołany wcześniej przeze mnie. Dlatego wstałem od stołu i poszedłem po sweterek dla Donaty, przy okazji z wieszaka przyniosłem żakiet jej matki. Bardzo chętnie obie zakryły gołe ramiona i dalej rozmawiały spokojnie o urządzaniu domu pod względem wygody kobiet oraz o przyrządzaniu potraw. Ponownie zostałem sam z własnymi myślami, a obok mnie Marcel z Ernestem rozwijali nowy temat, tym razem wypowiadał się Ernest.

- Kiedy, dowolny intruz dostanie się do krwiobiegu, natychmiast tworzone są przeciwciała zwalczające go. Jeżeli intruzem okaże się wirus, bakteria, grzyb czy pasożyt, przeciwciała zwykle dopadają wszystkich rozpoznanych, jako obcych, dzięki temu stają się bardzo kleiści i zostają połączeni w grupy, wtedy łatwiej jest je wyeliminować. Może jednak się zdarzyć, że takie zgrupowanie okaże się niebezpieczne.

W tym czasie panie zadecydowały, że jest późno i nadeszła najwyższa pora zakończyć nasze spotkanie, ponieważ jest już duga godzina następnego dnia. Donata była jeszcze zbyt skrępowana, aby siedzącym przy stole oznajmić swoją decyzję, więc wyręczyła ją w tym matka.

- Zrobiło się późno i powinniśmy już kończyć biesiadowanie.

Nawet nie zauważyłem jak ten czas szybko minął, a po wzmacniającej herbatce Marcela nawet nie byłem zbyt zmęczony, chociaż minęło tyle czasu od jej wypicia. Dlatego nie czułem potrzeby wypoczynku.

- Faktycznie zasiedziałem się, a jutro - i po spojrzeniu na zegar na ścianie - o to już dzisiaj o dziesiątej pod waszym domem jestem umówiony z dwoma znajomymi, którzy zakładają ule w pniach i kłodach bartnych oraz pozyskują miód od dzikich pszczół – powiedział Marcel i po namyśle dodał.

- Artur zapoznał mnie o wzajemnym oddziaływaniu waszych haptenów, dlatego zapraszam Esterę i Ernesta do swojego domu, gdzie mam dwa wolne pokoiki, które choć małe dla jednej osoby będą wystarczające.

Najszybciej i najchętniej propozycję Marcela zaakceptowała pani Rożkowa. Ernest nic nie odpowiedział, tylko wymienił spojrzenie z siostrą. Chociaż na psychice kobiet, a właściwie na żadnej się nie znam to, kiedy ją poparła, miałem takie wrażenie, że czekała właśnie na nią. Z nie mniejszą ochotą jak wcześniej Donata, gdy przeprowadzała się do mnie, zabierała swoje bagaże, które równie szybko przejął od niej Marcel. Ernest zabrał tylko torbę z rzeczami. Laptop z modemem, dającym dostęp do Internetu, użyczył nam i z latarką, podaną mu przez siostrę, poszedł za nimi. Kiedy zostaliśmy sami, bez zbędnych słów, zacząłem sprzątać ze stołu w pierwszej kolejności nienaruszone jedzenie na półmiskach. Donata przekładała je do zamykanych pojemników i wkładała do chłodziarki. Podczas znoszenia brudnych talerzy i wkładania ich do zmywarki powiedziałem.

- Przestraszyłem się, kiedy twoja mama zmęczona drogą i martwieniem się o ciebie zasłabła.

- Zemdlała, gdy zobaczyła Marcela.

Na jej słowa uśmiechnąłem się i dodałem.

- Miałem rację obie was dzisiaj wystraszył swoim wyglądem.

- Akurat w tej ocenie nie pomyliłeś dużo, ja się przestraszyłam, lecz mama zemdlała przez jego podobieństwo do ojca. Nigdy nie poznałam taty, widziałam go tylko na zdjęciach. Dlatego nie zauważyłam podobieństwa, dopiero Ernest powiedział mi o tym szeptem do ucha. Później obiecał mi przywieźć następnym razem, gdy nas odwiedzi album rodzinny. Wtedy oboje będziemy mieli sposobność ocenić, jak bardzo przypomina ojca, w tym swoim stroju na wzór marynarski.

PrzyjacielWhere stories live. Discover now