Marcel
Od śmierci Artura minął prawie rok, Przez ten czas starałem pogodzić się ze stratą, ale z marnym skutkiem, ponieważ był dla mnie niczym syn. Przez lata zastępował mi z oddali całą rodzinę. Każdego dnia myślałem o nim i martwiłem się, na kogo wyrośnie pod opieką Targowskich. Starłem się być na bieżąco przy jego wzlotach i upadkach. Wbrew pozorom narzucona mu rola sługi, tylko się jego kręgosłupowi moralnemu przysłużyła. Ktoś kiedyś powiedział, że „Dobrego karczma nie zepsuje, a złego kościół nie naprawi" i tak było w jego przypadku. Dlatego postanowiłem zrobić jak najwięcej, żeby jego życie nie poszło w zapomnienie.
Pod koniec wesela naukowcy dotarli do nas z dobrą wiadomością, Donata urodziła zdrową córeczkę. Moja żona rozpłakała się po toaście wzniesionym z takiej okazji i nie byłem pewny do końca powodu, ponieważ w moim przeświadczeniu nowina zaliczała się do radosnych. Brakowało mi, jako małżonkowi z niewielkim stażem wprawy w pocieszaniu świeżej babci, tym bardziej, że była jeszcze panią młodą i po oczepinach pozostała w ślubnej sukni. Pozostało mi tylko uzbroić się w cierpliwość i pozwolić na płyniecie łez. Dopiero po pewnym czasie dowiedziałem się, że powodu do płaczu było wiele i z pewnością należały do dobrych i złych. Wolałem nie dopytywać się szczegółów i pewne sprawy pozostawić do przyzwyczajenia się do nich. Przynajmniej ja czułem się dobrze w roli dziadka i zamierzałem wkrótce to okazać. Babcia jak ochłonie też z pewnością będzie skakać koło wnuczki. Impreza tylko na trochę się rozkręciła, ponieważ wszyscy byli już zmęczeni. Pojedynczo i parami szli kolejno do zarezerwowanych pokoi, lecz spać się nie dało, z powodu jeżdżących samochodów na sygnale.
Przed południem szykowaliśmy się do poprawin, na których mieliśmy uzgodnić kolejność wizyt na oddziale położniczym w szpitalu, dzwoniłem w tym celu do Artura, lecz jego telefon był nieczynny. Chcieliśmy uniknąć nocnej powtórki i nie dać sposobności przegonienia nas i nie zobaczenia dziecka. Pierwszymi odwiedzającymi z racji pokrewieństwa i przyjaźni musiała zostać Estera, Ernest i Mateusz z mamą. Natomiast ja z Żanetą dopiero po ich powrocie.
Pracownik recepcji hotelowej podszedł do mnie z jakimś mężczyzną niosącym torbę przeznaczoną na laptop.
- Przepraszam, że przeszkadzam, lecz ten pan przyszedł do pana.
- Dzień dobry, jestem kierowcą taksówki i rano przywiozłem na parking hotelowy pasażera, który miał tutaj zostawiony samochód terenowy. Podczas płacenia za kurs, poprosił o dodatkową usługę, która polegała na dostarczeniu w południe panu Marcelowi laptopa z informacją, że wyjaśnienie jest zapisane na dysku.
Kiedy to mówił moje serce zaczęło szybciej bić z prostej przyczyny, Artur nigdy by tak się nie zachował gdyby coś wyjątkowego się nie stało.
- Ile się należy za usługę? – zapytałem taksówkarza.
- Nic, wszystko zostało opłacone.
- Przepraszam, czy nic niezwykłego nie zauważył pan w jego zachowaniu? –dodałem.
- Dziwnie chodził i ruchy rąk miał takie nienaturalne.
Podziękowałem i zastanawiałem się, co mam zrobić, żeby dowiedzieć się, co się dzieje z Arturem przy silnym jego wzburzeniu. Moje nadmierne unikanie posługiwania, się komputerem, w tym momencie przyniosło żniwo i skazany byłem na pomoc kogoś biegłego. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem wchodzącego Mateusza. Nie chciałem tracić niepotrzebnie czasu, więc zawołałem go. Szybko mu opowiedziałem o dostarczeniu torby z laptopem i jak tylko uruchomił się sprzęt, Mateusz zaczął przeglądać ostatnie zapisane pliki. Obraz, jaki się wyłowił, zmroził mi krew i zwiększył znacznie ciśnienie. Trzęsącymi rękami wybrałem telefon do znajomego policjanta.