Część 1

9 1 0
                                    

                 Nagle w najmniej spodziewanej chwili zadzwonił telefon, spojrzałem na wyświetlacz, dzwoniła żona szefa. Zanim odebrałem połączenie, bardzo się zdziwiłem, ponieważ jest to od niej drugi telefon, a zna mnie przeszło dwadzieścia lat. Musiało stać się coś niezwykłego, skoro przełamała niechęć do mnie i dzwoni. Przycisnąłem pole z zieloną słuchawką i przystawiłem smartfona do ucha. Nawet nie zdążyłem słowa powiedzieć, jak usłyszałem.

- Artuś, Krzesimir miał wypadek został zabrany do kliniki, czy możesz pojechać lawetą po jego samochód. Tylko pospiesz się, bo jest zablokowane skrzyżowanie Sienkiewicza z Reymontem.

Zdążyłem jedynie wtrącić do rozmowy.

- Już ja...

Jak usłyszałem sygnał przerwanego połączenia. Najbardziej zaskoczony byłem zwrotem, jakim obdarzyła mnie szefowa. Przeważnie zwracała się do mnie Arek, lub Artur tylko przy synu mówiła do mnie Araczku. Zwrot ten ukazywał jej dwulicowość niby zdrobniale i życzliwie, lecz dla mnie stale brzmiał szaraczku. Jednak miałem złe przeczucie, musiało stać się coś nietuzinkowego, że sytuacja tak ją odmieniła.

Z regału zabrałem kluczyki i dokumenty lawety. Samochód odpalił bez problemu, choć stał jak na nasze warunki bardzo długo, ponad tydzień. Wyjątkowo spokojnie przez ten czas było na ulicach naszego miasta, skoro nie mieliśmy wyjazdu pomocą drogową. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio tak było, przeważnie są dwie interwencje na dobę, a tu taka posucha. Dopiero kolizja przyjaciela przerwała bezpieczną passę.

Długo nie trwało jak dojechałem na miejsce i ujrzałem auto przyjaciela. Chyba za dużo powiedziałem, ponieważ z daleka widziałem, że to wrak. Niewiele zostało z samochodu, ten, co nie widział go przed wypadkiem, z pewnością nie domyśliłby się marki pojazdu po tej kupie złomu. Zaledwie wczoraj dokończyliśmy odbudowę błękitnej Corvette Convertible z 1954 roku, Samochodu w stu procentach oryginalnego i rzadko spotykanego, i na polskich drogach niewystępującego. Przyjaciel zawsze o nim marzył i na swoje dwudzieste piąte urodziny chciał taki prezent. Wrak wypatrzył w Stanach wśród zarośli i przywiózł do Polski. Cztery lata zajęła nam jego odbudowa, było by krócej, lecz mieliśmy ogromny problem ze zdobyciem oryginalnych części.

Lawetą podjechałem pod wrak i zgłosiłem patrolowi drogówki sporządzającemu protokół powypadkowy, gotowość zabrania, tego, co jeszcze przed kilkunastoma minutami było warte setki tysiące złotych. Teraz po ty przemaglowaniu nikt już nie da za niego marnego grosza. Nawet nie ma, co liczyć na odzyskanie jakichkolwiek sprawnych części, tak to wszystko zostało doszczętnie sprasowane. Spoglądając na byłą błękitną Corvette Convertible, aż trudno było mi uwierzyć, że przyjaciel żyje. Musiał mieć dzisiaj w dniu swoich dwudziestych siódmych urodzin wyjątkowe szczęście, taki prezent dostać od losu to trzeba mieć nie lada fart, a on go zawsze miał.

- Przepraszam może mi pan powiedzieć, co się właściwie stało – zwróciłem się do policjanta zaraz jak tylko wysiadłem z szoferki.

Jeszcze chwilę trwało zanim zareagował na moje słowa, już myślałem, że nie przerwie pisania i mi nie odpowie. Lecz dokończył widocznie zapisywanie swoich powypadkowych spostrzeżeń, skierował twarz w moja stronę i zaczął mówić.

- Od dwudziestu lat pracuję w drogówce, lecz kraksy z takim niezwykłym przebiegiem nie widziałem. Ten samochód, ręką wskazał na wrak, dostał zielone. Sprawnie ruszył, lecz z lewej stronie kierowca tira przeskakiwał skrzyżowanie, jak sam powiedział na późnym pomarańczowym. Potężna ciężarówka z dużą prędkością, uderzyła w samochód osobowy, a on został wprasowany w podwójne koła naczepy przewożącej stal. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, z pomiędzy bliźniaczych kół wystawała głowa kierowcy. Tylko ona aż dziw bierze była cała i nie było widocznych na niej jakichkolwiek ran. Straż pod nadzorem wyjątkowo pobudzonego lekarza z pogotowia, dosłownie wyrwała z podwozia ciężarówki wrak samochodu osobowego. Wszyscy patrzący na akcje ratunkową, byli przekonani, że widzą trupa. Jednak lekarz przystąpił do akcji reanimacyjnej. Przez pół godziny dokonywał cudów by serce nieboszczyka ruszyło i nie uwierzysz pan, jemu to się udało.

PrzyjacielWhere stories live. Discover now