R.24.

443 31 4
                                    

(Sandra)

Nadszedł sądny dzień. Dzień moich urodzin. Osiemnastych urodzin.

Miesiąc, odkąd widziałam Nicholasa, Loli i Severusa. Miesiąc, odkąd staram się być przykładną uczennicą na kursie, odkąd staram się przypodobać cioci. Miesiąc, odkąd nie mam znaku życia od własnych rodziców.

Właściwie to oni znaku życia nie dają, odkąd tylko mama mnie tu wywiozła. Tata- rozumiem- nie ma pojęcia gdzie jestem. Ale o tej wydrze to już nawet nie wspomnę!

Ale czas wrócić do rzeczywistości, do realnego świata. Do mojego świata- pełnego muzyki wykorzystywanej do tańca w znacznie większym stopniu niż do śpiewu.

A dzień ten zaczął się (niemal) tak jak każdy inny urodzinowy dzień w moim życiu. Pobudka w postaci odśpiewanego "Sto lat!" i niewielki torcik z masą bananową i cappuccinową. Z tą małą różnicą: śpiewanie było niemal jak z nut i zastąpiło to okropne wydzieranie się, przekrzykiwanie mojego taty z Severusem, połączone ze śmiechem mamy. 

Chyba do tej pory nie zdawałam sobie, jak bardzo kochałam te coroczne poranki. I jak bardzo tęsknię do rodziny, chcę, żeby to wróciło do normy. Jednak napewno nie pozwolę się przez to zmanipulować do rozstania z Nicholasem. On jest sto razy ważniejszy, niż wszyscy ludzie których znam razem wzięci. A znam ich całkiem sporo.

Z lekceważącą miną zdmuchnęłam świeczki na torcie i spowrotem przykryłam się kołdrą po samo czoło.

-Dziękuję- wybełkotałam spod pierzyny, nie zwracajac szczególnej uwagi na fakt, czy ktoś jeszcze wogóle jest w tym pokoju.

Najwidoczniej jednak ktoś był, bo dopiero po chwili rozległ się tupot dwóch par stóp, co oznaczało, że właściciel trzeciej pary wciąż jest tuż-tuż.

-Wstawaj głuptasie, musimy cię spakować!- zarządziła despotka, którą czasem dało się nazwać moją kuzynką.

Prychnęłam tylko, szczelniej się owijając kołdrą, gdy poczułam zimne powietrze na plecach. Syzyfowa praca, bo kołdra została ze mnie zwleczona, a ja z zimna zwinęłam się w kulką i nogi zakryłam poduszką.

-Despotka- wyraziłam burkliwie swoje myśli, na co odpowiedział mi dźwięk zasuwanego zamka przepełnionej torby pordóżnej.

Okej, tego nie można zignorować. Uniosłam ostrożnie jedną powiekę, ale byłam tyłem do myszkującej w szafie Margott, to z koleji zmusiło mnie do przerzucenia całej swojej masy na drugi bok. Pakowała mnie. Przed nią stały dwie pełniutkie walizki moich rzeczy, a zajmowana dotąd szafa świeciła pustkami.

-Powiedz, że zostawiłaś mi chociaż coś na przebranie się i nie będę musiała iść w piżamie w różowe króliczki- jęknęłam, zniesmaczona wytworzonym przez wyobraźnię obrazem.

-Oczywiście, że zostawiłam! Przecież nie będziesz tu machać króliczymi ogonkami na własnej imprezie osiemnastkowej!- prychnęła, czując się niedoceniana.

-Dziękuję, Wasza Łaskawa Desptyczności- sarknęłam i spojrzałam na sukienkę. 

Niby była podobna do tych, które teraz noszę, ale jednak była dłuższa, bardziej błyszcząca i elegancka.  Bardziej imprezowa. Skąd ja wzięłam taką sukienkę?

-Ta kiecka nie jest z twojego zasobu jendolitych strojów- prychnęła Margott, niby oburzona faktem, że nie potrzebne mi takie ciuchy. Moment, ona czyta w myślach, czy jak?- Twoja skonsternowana mina mówi wszystko skarbie, otwarta księga.

-Zaczynam się ciebie bać- mruknęłam, zakładając sukienkę w jej obecności.

Na myśl, że muszę zejść na dół, a potem przystąpić do realizacji tego prostego planu, poczułam ściskanie w żołądku, zrobiło mi się niedobrze i zmiękły mi kolana. Świetnie, Margott będzie musiałą mnie znieść na parter. 

-Na co czekasz?- syknęła na mnie kuzynka.

Wyrwałam się z zamyślenia i spojrzałam na nią przerażona. Stała w drzwiach z moimi walizkami i wierciła mi dziurę w czole, jakby próbując przejrzeć, co mi siedzi teraz w głowie. A tam była czarna dziura. Nic, pustka. Może tylko smętne opary strachu i niepewności.

Przecież ja nie mam wojowniczej natury. Po co mi była ta awantura.  Po co takie poświęcenie? Odpowiedź jest prosta- Nicholas. Mogłabym go oczywiście oskarżyć, że jest sprawcą rozpadu mojej rodziny, ale wtedy byłabym nieszczera wobec samej siebie i musiałabym go nie kochać tak w stu procentach. 

A ja go kocham. I całej tej awanturze jest winna głównie moja własna matka i jej głupie przekonania. 

-A śniadanie...

-Nie przedłużaj!- warknęła na mnie.- Nicholas już czeka samochodem po przeciwnej stronie podjazdu. Musimy działać...

Nie zdążyła dokończyć zdania, bo na sam dźwięk tego imienia złapałam jedną ze swoich walizek i zbiegłam po schodach, ciągnąc bagaż za sobą, nie zważajac na fakt, że narobiłam hałasu jak stado słoni na betonówce. Ciotka oczywiście monetalnie pojawiła się w przedpokoju, tuż przy schodach, a "kochana" inaczej kuzynka (ta gorsza z dwóch oczywiście!) asystowała u jej boku. Wyglądała na gotową by mnie złapać, związać albo pogryźć. Lub wszystko na raz, ale teraz mnie to nie obchodziło.

Interesował mnie tylko Niko po drugiej stronie ulicy.

-Cześć, ciociu! Dziękuję za gościnę, przekaż mojej mamie, żeby nie próbowała już mieszać w moim życie. Jestem dorosła! Narazie! Pa, Suz!

Tylko drzwi za mną trzasnęły, omal nie zostawiłam między nimi a futryną torby. Ale kto by na to zwracał uwagę, gdy kilka metrów dalej, oparte o maskę ciemnego samochodu stało moje wybawienie. Moja wolność.

Mój chłopak. 

Rzuciłam mu się na szyję, a on w zamian oplótł mnie ramionami w pasie i obrócił kilka razy, na co zapiszczałam. Gdy wreszcie stałam o własnych siłach, choć ciągle przytrzymywana bardzo blisko jego ciała, nie mogłam się opanować i zetknęłam nasze usta w utęsknionym pocałunku.

Cóż, Niko chyba był równie zaskoczony moją spontanicznością co ja sama, ale nie można wciąż tłumić emocji, prawda?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Uff, nawet łatwo poszło, a bałam się, że nie będę miała pomysłu na urwanie tego rozdziału. Tak jak by co, to on specjalnie jest taki krótki, musiałam rozdzielić co nieco.

Teraz tak, dziękuję za odpowiedź związaną z wyborem jednej z opcji pod tamtym rozdziałem, i tu również zamieszczam pytanie:

Co sądzicie na temat scen erotycznych (okropnie to brzmi :/ ) ?

I uzasadniam swoje pytanie. Początkowo myślałam, żeby akurat w tym opowiadaniu nic takiego nie zamieszczać, ale oni będą razem mieszkać- to jest nierealne żeby nic się nie wydarzyło, prawda? Nierzeczywiste.

Ale chciałabym usłyszeć wasze zdanie na ten temat, bo zawsze można cuś takiego pominąć :)

Ostatnie ogłoszenie parafialne:

Jako, że szykuje się trochę wolnego (ha! dobra jestem, przecież wakacje idą XP ) wprowadzam politykę zamówień :D

To znaczy, gdy w notatce pod rozdziałem pojawi się pytanie "Kto zamawia?" to w ciągu najbliższych kilku dni pojawi się tyle rozdziałów, ile razy odnajdę słowo "Zamawiam" w komentarzach ^^ (oczywiście jedna osoba może zamówić jeden rozdział, tak dla jasności :P )

No i co wy na to wszystko powiecie? Wiem, tragicznie się rozpisałam :D

Ale i tak mnie kochacie tak bardzo jak ja was :3

Elfik 

Odwieczna...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz