R.9.

565 31 14
                                    

(Nicholas)

Była niespokojna. Choć ukryła uczucia widoczne na twarzy, to ja zdołałem to zauważyć. Jak? Przecież nie znałem jej aż tak dobrze, nasza znajomość trwała ponad tydzień. Zbyt krótko, by rozpoznawać wszelkie skrzętnie chowane emocje, prawda?

Jednak zauważyłem, że gdy byliśmy sami była trochę niepewna, mówiła ciszej, sensownie, z namysłem, żadko się śmiała. Ale jednak swobodnie szła u mojego boku, pozwalając, bym splótł nasze palce.

Teraz nerwowo zaciskała rękę na mojej dłoni, cała wydawała się być jednym, wielkim napiętym mięśniem. Wciąż rozglądała się na boki, uśmiech posłany do moich przyjaciół przy stoliku był przymuszony, niepewny.

Jeśli to nie oznaczało zdenerwowania, to już nie wiem co.

-Spokojnie, mała. Jestem tutaj i w każdej chwili możemy wyjść, tak?

Przytakując posłała mi ciepłe spojrzenie i widocznie się rozluźniła.

-Cześć wszystkim- przywitałem się.- Chciałem wam przedstawić moją dziewczynę. To jest Sandra i jest z Muzysiów.

Nie wiem, jak chciała na to zareagować  sama wspomniana, ale ja zacząłem się zwyczajnie śmiać na widok min czwórki niezaznanej z sytuacją. Najlepiej wyglądał Arthur, bo on miał już nawet zabawny wyraz twarzy, nie mówiąc o chwilach, gdy stroił jakieś miny. Teraz na przykład wyglądał jak... Cóż, jakby ziemia się właśnie otworzyła na jego życzenie i pochłonęła jego największego wroga.

-Sandi to są Arthur, Michel, Sorr i Lucia. Erico już znasz.

Na ostatnie słowa wszystkie cztery głowy odwróciły się z wiele mówiącymi minami do Erico. On jednak tylko wygodniej rozparł się na swoim krześle, uśmiechnął szeroko, zadowolony ze swojej dyskrecji i poklepał wolne miejsce obok.

Usadziłem na nim Snadrę, sam zabierając siedzenie od innego stolika. Zapadła cisza. Co aż dziwne w naszym towarzystwie. Wreszcie moja dziewczyna spojrzała na kartę dań i zapytała niepewnie:

-Zamawiamy pizze?

(Sandra) 

Nie miałam pojęcia co zrobić, by przestali się we mnie wpatrywać jak bajkową postać, czy chociażby jakiegoś człowieka z Niebieskiej Planety, który wylądował swoją lichutką rakietą na naszej planecie.

Najbardziej stresowałam się spojrzeniami dziewczyn, bo one zwyczajnie mnie zjeździły wzrokiem, oceniając.

Nie pozostałam całej czwórce dłużna w ocenianiu, choć zrobiłam to dyskretniej i bez natarczywości.

Michel była raczej niewysoka, nie była chuda, choć do grubych też nie można był jej zaliczyć. W sumie nie można jej sylwetki było nazwać także wysportowaną. Była raczej... toporna. Miała za to ładną twarz z ślicznie błyszczącymio brązowymi oczami, okalaną krótkimi, żadkimi wlosami w odcieniu przybrudzonego blondu.

Sorr ewidentnie był związany z Lucią. Ciemnowłosy, ciemnooki, trochę dziecinny na twarzy, ale jednocześnie wyglądający inteligentniej od pozostałych. Odrobinę wyższy od Nicholasa, jednocześnie o pięć centymetrów więcej niż od Nicholasa górował nademną.

Lucia również była niczego sobie, szczuplutka, długie, brązowe włosy sięgały jej do pasa. Twarz miała całkiem przyjemny wyraz, choć teraz szpecił ją grymas niepewności i niechęci.

Arthur wydawał mi się najbardziej neutralny. I miał śmieszny wyraz twarzy, jakby wszystko co mówił miało zostać obrócone w żart. Niemal blond włosy miał wymodelowane żelem, kilka pryszczy na policzkach tylko sprawiało, że wydawał się bardziej.... swoiski? Towarzyski.

Czułam rosnące napięcie, gdy już kelner został zawołany, by odebrać nasze zamówienia. Coś długo nie podchodził. Pytał każdego po koleji, co sobie życzą. Chłopcy oczywiście zamawiali z jak największą liczbą wędlin czy kurczakiem. Michel poprosiła o jak największą liczbę dodatków. Nadeszła moja kolej, rzuciłam więc bez namysłu:

-Wegetariańską poproszę, bez papryki.

Rozległ się potrójny okrzyk- jeden aprobujący i dwa niedowierzające.

-Wegetariańska rządzi! Wielkie bum, San!- zawołała radośnie Lucia, wyciągając w moją stronę zaciśniętą piąstkę.

Z radosnym zdziwieniem przybiłam jej żółwika.

-Zdradziła mnie moja własna dziewczyna!- naburmuszył się Nicholas, stukając z udawana niecierpliwością palcem o stół.

Z równie udawanym współczuciem poklepałam go po policzku. Lucia wybuchnęła śmiechem, a potem rozmowa potoczyła się, jakbyśmy wszyscy znali się od piaskownicy.

W duchu musiałam przyznać, że wszelkie obrazy utrwalane przez moją matkę na temat Elektr zaczęły się szybko zacierać, okazały się tylko mało wiarygodnymi stereotypami. Pytanie tylko, skąd u mojej rodzicielki tak złe przeświadczenie na temat ich społeczności?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Taki urodzinowy bonusik

Bo mi się nudziło

Bo nie mogłam spać w nocy

Bo mam zaje*isty humor

I ostatnie "bo"- uwielbiam moje czytelniczki :D

Elfik

Odwieczna...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz