Rozdział 6.

18 4 0
                                    

Do końca nie wiem co wydarzyło się tego dnia.
Taki mały szok został że mną do wieczora.
Nic istotnego w sumie się nie wydarzyło, zbieraliśmy się do wyjazdu.
Obejrzeliśmy nasze dzieło pożegnaliśmy się z opiekunami i tyle.
Ale to nie koniec.
Wracając do domu nie byłam sama.
Odprowadził mnie pod same drzwi.
Buziak na do widzenia i do zobaczenia w poniedziałek.

Weszłam do mojego pokoju i położyłam się.
Po prostu leżałam i myślałam.
To było dla mnie coś nowego.
Wcześniej żaden mnie tak nie traktował.
Byłam, przekonana, że będzie super. Że tym razem uda mi się zdobyć szczęście.

Teraz już wiem jak bardzo się myliłam.

Kolejne dni obracały się wkoło mnie i jego dziewczyny.
Znałam ją, miałam z nią treningi.

Opowiadał mi o niej. Jaka to jest nudna, że nie mają tematów itp.
Nie wyglądała na taką.
Wydawała się być miła, zabawna (taka też była, ponieważ później zaprzyjazniłyśmy się).

Obiecywał, że z nią zerwie.

Trwało to dwa tygodnie.

Rozstali się.

Był mój.
Ale czy na pewno?
****
Wszyscy wiedzieli, że jesteśmy razem. Nie trudno było się zorientować, każdą przerwę spedzaliśmy razem.
Na lekcjach przesiedliśmy się do ostatniej ławki, wspólnie. Tylko tam nikt nie widział jak masuje mi uda, biodra, brzuch.

Oglądałaś Grey'a?
Chyba była tam scena, gdy on robi jej dobrze pod stołem.
Właśnie tak się czułam.

Nie pozwalałam mu się tam dotykać, przecież byliśmy w szkole.
Ale to nie zmieniało faktu, że delikatnie jeździł po wewnętrznej stronie uda.
Doprowadzało mnie to do szału. Nie mogłam się skupić i przy tym dziwnie się kręciłam.

No ktoś musiał to zauważyć.
Nauczyciel zwrócił nam uwagę.
Chciałam zapaść się pod ziemię, gdy powiedział, że mamy wziąć ręce na ławkę. Już wyobrażam sobie jaka musiałam być czerwona.
A on?
Śmiał się, miał z tego niezły ubaw.

Mniejsza o tą głupią sytuację.
Było jak w bajce.
Idealnie.

Prawie.

Po miesiącu zaprosiłam go do domu, często po szkole musiał czekać na busa, więc czemu nie miałby poczekać u mnie.

To był ostatni szczęśliwy dzień.

Położyliśmy się na kanapie, przytulaliśmy jak na wyjeździe.
W pewnym momencie zaczął dobierać się do mnie.
Ręce wędrowały pod koszulką.
Wyrwałam się mu.
Przecież znamy się dopiero trzy miesiące.
Przypominam, mamy po siedemnaście lat.
Prawie pełnoletniość.
Prawie.

Ja nie jestem z tych dziewczyn co dają dupy każdemu. Bez przesady, jak kocha to poczeka.
Nie kochał.

Wyszedł oburzony.

Przez cały weekend zlewał moje wiadomości. Myślałam, że to koniec.
W poniedziałek zachowywał się jak by nic się nie stało. Uśmiechnięty przyszedł mnie, dał buziaka na powitanie.
Odepchnęłam go.
Udawał skruchę, przeprosił.
Fałszywa łajza.

Byłam tak ślepo zakochana. Nie zauważałam, że coś tu nie gra.
Ale okej, może mi się wydawało, że ludzie plotkują na mój temat.
Przecież nie mieli powodu.

Jedyne co mogło zwrócić moja uwagę, że coś jest nie tak, były nasze kłótnie.
W tygodniu było wszystko super, a co weekend była sprzeczka. Nie rozmawialiśmy poza szkołą, to robiło się męczące.
Tylko moja przyjaciółka zwróciła na to uwagę, ale ja zapatrzona w tego kretyna nie zdawałam sobie sprawy z problemu.

Postanowiłam, po kolejnej kłótni (tym razem z mojego powodu), pojechać do niego.
Było chłodno, w końcu zima, a on nie zaprosił mnie do środka. Gadaliśmy na zewnątrz, powiedział, że mi wybacza, że jest już wszystko okej. Dał buziaka i odesłał do domu.
Dziwne prawda?
Teraz już wiem dlaczego tak mnie spławił.

Ten sylwester był najgorszym w moim życiu.
W czasie przerwy świątecznej nie raczył mi odpowiedzieć, bite dwa tygodnie nie odzywał się. Nawet życzeń nie złożył.
Nawet nie odpowiedział na moje.

Bolało.

Powrót do szkoły sprawił, że byłam cała w nerwach.
Nie wiedziałam czy rzucić się na niego z pięściami, czy ustami.
Stęskniłam się za nim. Brakowało mi jego zapachu.

Ignorował mnie.

To ja musiałam podejść i zagadać.

Rozmowa była krótka, powiedział, że jestem zbyt dziecinna i nie chce już ze mną być.
Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa.

Rozpłakana pobiegłam do łazienki.

Przyszła dziewczyna z klasy, jego kuzynka.
Powiedziała, że mam o nim zapomnieć, że to burak.
Ale ja go kochałam.

Nie byłam w stanie wrócić na lekcje.
Poszłam na spacer.
****
Przez kolejne miesiące nie miałam ochoty oglądać jego mordy.
Nie miałam wyjścia.
Nie umiałam w jego towarzystwie powiedzieć ani słowa.
Na lekcjach starałam się na niego nie patrzeć.

Wspierali mnie jego "koledzy", niby z nim rozmawiali, ale nie przepadali za nim. Mogłam im się wyżalić.

Wtedy zaczęły się kłopoty.

Co zrobić, gdy leci na Ciebie dwóch kolesi, a Ty jesteś tak zdesperowana, że weźmiesz obu?

Dalsza część historii trochę się skomplikuje.

Wszystko przez screeny.

I pomyśleć, że ułatwienia technologiczne potrafią zniszczyć człowieka i odebrać mu wszystko.
Ale przecież same w sobie nie są niebezpieczne.
Raczej ludzie. To zawsze oni muszą coś spiepszyć.

Trochę to też moja wina.
Bo przyjaźniłam się z dziewczyną jego najlepszego kumpla.
To musiało się źle skończyć.

Dlaczego zawsze muszę coś zepsuć?

Życie nieznajomej Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz