Następnego,bardzo wczesnego poranka Lyvrene,wychodząc ze swojego statku,spojrzała na sytuację,jaka panuje w całej rebelii i uznała,że nic się nie zmieniło. Ponownie panował chaos,każdy biegał,żeby przygotować wszystko na czas. Ludzie biegali jak rozwścieczone mrówki w mrowisku,przeciskające się przez innych towarzyszy.
Dziewczyna powoli zeszła i próbowała przejść do pomieszczenia głównego dowództwa,co dzisiaj było wyjątkowo utrudnione,ale po zwinnym przemknięciu się obok ludzi dotarła na miejsce.
- O,Lyvrene,dobrze,że jesteś - powiedział Luke,widząc ją wchodzącą do sali.
- Witam - odpowiedziała dziewczyna,delikatnie się uśmiechając.
- Masz zamiar lecieć swoim statkiem na Jakku,czy z nami?
- Oczywiście,że swoim,przecież nie pozostawię go tutaj! - powiedziała stanowczo.
- W takim razie,trzeba będzie ci przydzielić kogoś do ochrony,w razie jakby chcieli się wedrzeć do ciebie na statek.
- Nie trzeba,nie przepadam za towarzystwem jakichś nieznajomych ludzi.
- Musisz mieć kogoś do ochrony - zaprotestował Luke.
- Nie lubię jak ktoś mi obcy chodzi mi po statku,udając,że dba o moje bezpieczeństwo. Sama potrafię o siebie zadbać.
- W takim razie przydzielę ci kogoś,kogo znasz.
- A kogo ja tutaj dobrze znam?- zapytała retorycznie Lyvrene.
- Mnie! - uśmiechnął się Luke.
- Niech ci będzie Jedi,ale jeden jedyny raz - westchnęła zrezygnowana.
Stojący za nimi Han klasnął z zadowolenia głośno w ręce, za co dziewczyna zmierzyła go ostrzegawczo wzrokiem. Szmugler,widząc to ostrożnie się cofnął w tył.
Lyvrene odwróciła się w stronę Luke'a,mówiąc:
- Odlot za dwadzieścia minut! Nie spóźnij się,bo polecę sama i nici z twojej ochrony.
_____________________________________________________________
dwadzieścia minut później-Dlaczego przyleciałaś tutaj statkiem imperialnym?- zapytał Luke,wchodząc na pokład.
- Bo,gdy trzy lata temu przyleciałam do imperium,mój statek był już na rezerwie benzyny i z jednym skrzydłem,bo imperialni zaczęli w połowie drogi mnie gonić,a później ...już nie latałam - mruknęła Lyvrene.
- Wygląda na ekskluzywny. Taki tobie dali?
- Nie. Taki sobie wzięłam - odpowiedziała dziewczyna,siadając przy kokpicie,po czym zapytała - A ty? Umiesz prowadzić?
- Jeszcze pytasz? -parsknął Luke - dzięki mojemu celnemu strzałowi,rozwaliłem gwiazdę śmierci!
- Nie pusz się tak,panie profesjonalisto - roześmiała się Lyvrene,po czym odpaliła statek.
Przez chwilę panowała cisza,po której Luke zapytał:
- A ty? Kto nauczył ciebie prowadzić?
Dziewczyna przez chwilę milczała,jakby zastanawiała się nad odpowiedzią,a po chwili odparła:
-Mój szef.
- Byłaś niewolnikiem?
- Byłam,ale potem uciekłam,kradnąc jego statek - mruknęła Lyvrene,delikatnie pochmurniejąc.
Luke zamilkł. Zapanowała cisza,a po chwili dziewczyna powiedziała:
- Lecąc na Jakku,lecę prosto na spotkanie z nim.
- Był rebeliantem?
- Jest rebeliantem. Może dużo w takiej bitwie nie zdziała,ale jeżeli będzie trzeba,to przywołam go do porządku.
- A ty? Czujesz się rebeliantką?
- Jeszcze nie odnalazłam swojego,konkretnego miejsca na ziemi - westchnęła.
Ponownie przez jakiś czas panowała cisza,którą później przerwał Luke,pytając:
- Jak,sama przeszkoliłaś się na rycerza Jedi?
Lyvrene nabrała głęboko powietrza,po czym powiedziała:
- Od szóstego roku życia,słyszałam w swoim umyśle głosy,które początkowo starałam się ignorować,ale z dnia na dzień stawały się coraz głośniejsze. Nawoływały,że powinnam zacząć szkolić się na rycerza Jedi,że siedzi we mnie coś tak wielkiego,że nie mogę tego stracić. Kiedy już zaczęłam się szkolić,głosy dawały mi rady. Tylko w ten sposób udało mi się ukończyć szkolenie..
- A teraz? Teraz słyszysz głosy?
- Tłumię je.
- A gdy ich nie tłumisz,co mówią?
- Pozostają zwykłymi rozmowami,które nic nie wnoszą do mojego,życia. Dlatego je tłumię.
Przez chwilę panowała cisza,a po chwili Lyvrene powiedziała:
-Jesteśmy - po czym jak oparzona wyszła ze statku.
Luke powoli przechadzał się po statku,a po chwili również wyszedł,widząc kilkadziesiąt osób,które pospiesznie zabierały skrzynie i zaczynały rozstawiać prowizoryczne namioty.
Odszukał Lyvrene. Siedziała na kamieniu i,gdy go zobaczyła,powiedziała pospiesznie:
- Imperium jest na Yavinie. Bądź cicho.
Dziewczyna przymknęła oczy skupiając swoją moc,a Luke wyjął ekran z kamerami na Yavinie. Widział jak działa zaczynają się poruszać w stronę wychodzących setek robotów. Lyvrene uruchomiła działa i po chwili zaczęła strzelać w wychodzące roboty.
Luke w tym momencie zdał sobie sprawę,że rzeczywiście dziewczyna miała rację i jeżeli imperium przyleci na Jakku,to będzie zdecydowanie bardziej zdziesiątkowane.
Strzelała dalej. Coraz więcej robotów leżało na ziemi i coraz więcej wychodziło. Nagle delikatnie zza wyjścia wychylił się Lord Vader rozglądając się wokół niepewnie,po czym zawołał resztę robotów,które posłusznie weszły z powrotem do środka statku. Działa cały czas strzelały, Luke widział około tysiąc rozwalonych robotów na ziemi i zaczął czuć podziw,co do planu dziewczyny.
Lyvrene gwałtownie otworzyła oczy,po czym powiedziała:
- Odlecieli.
- Gdzie? - zapytał Luke.
- Na razie będą przesiadywać na statkach w kosmosie,dopóki nas nie namierzą.
- Ile mamy jeszcze czasu?
- Pojawią się jutro rano - obliczyła dziewczyna,po czym ruszyła w stronę nowo rozbudowanej bazy.
Luke ukradkowo spoglądając na jej twarz zauważył,że po jej nosie spływa krew,którą dziewczyna pospiesznie wycierała,za każdym razem,gdy zaczynała wypływać.
" Skutki uboczne,nadużywania swoich zdolności" - pomyślał Jedi.
Oboje weszli do namiotu głównego dowództwa,gdzie Lyvrene niezwłocznie przekazała infromacje,które wcześniej mówiła Luke'owi,a potem opuściła pomieszczenie.
Luke pozostał jeszcze w tym samym miejscu przez jakiś czas,po czym wychodząc z namiotu,zauważył Hana:
- Co tam? - zapytał.
- Znowu trenuje - odpowiedział Solo,wskazując na ćwiczącą sylwetkę Lyvrene.
- Przygotowuje się do bitwy - odpowiedział Luke,po czym dodał - nie przyglądąj się tak,bo dostaniesz oczopląsu,centralnie przed ważnym wydarzeniem - westchnął,na co usłyszał odpowiedź odchodzącego i roześmianego przyjaciela:
- I kto to mówi!-zawołał Han,w stronę Luke,a.
CZYTASZ
Sojusznik
Science Fiction- Jeden z pilotów opowiedział mi pewną historię o stosunkowo młodej dziewczynie,która podobno w wieku czternastu lat pokonała imperatora... - Brednie... - Mylisz się. Sam nie mogłem w to uwierzyć,bo przecież to nie jest możliwe,ale jak zacząłem pyta...