Pierwsza wyprawa za mury

1.5K 89 48
                                    

To już dziś. Jestem w wojsku równo trzy tygodnie i już niedługo będę musiała zmierzyć się z największym wrogiem ludzkości. Przygotowywałam się do tej wyprawy tak długo i tak starannie, ale naprawdę trudno jest zachować spokój, kiedy masz świadomość, że za kilka godzin możesz stracić jedyną rodzinę lub nawet życie.
Siedziałam na koniu i spoglądałam na ogromną bramę dystryktu Shiganshima. Była dziesiąta rano. Pamiętam, jak nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć świat za murami. Teraz mój zapał trochę ostygł i zaczęłam się przejmować ważniejszymi rzeczami. W podziemiu myślałam, że życie tutaj na powierzchni to raj... Myliłam się. Życie jest trudne i opiera się na przetrwaniu. Gdziekolwiek się nie znajdziesz, ta zasada zawsze bedzie Cię obowiązywać. Nawet tutaj. Świat jest pięknym, okrutnym i pełnym niebezpieczeństw miejscem.
Siedziałam w siodle przeczesując grzywę mojej klaczy i jednocześnie wpatrując się na skrzydła wolności na plecach kaprala. Byłam z nim w jednym oddziale razem z trzema innymi osobami. Jedną dziewczyną i dwoma chłopakami. Jeszcze nie poznałam ich imion, ale wyglądali na miłe i przyjazne osoby.
Obróciłam sie przez prawe ramię, aby jeszcze raz zobaczyć moją ekipę. Na sam ich widok uśmiechnęłam się pod nosem. Byli bardzo podekscytowani i radośni. Nie widziałam aby się tak cieszyli od czasu kiedy pierwszy raz zobaczyli słońce.
Znowu wniosłam głowę w stronę muru. Zamknęłam oczy i próbowałam opanować mój strach. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam się skupić. Byłam tak zestresowana, że trzęsły mi się ręce a serce biło tak mocno, że chyba można było je usłyszeć po drugiej stronie muru...

- Hej! - usłyszałam za plecami głos tej dziewczyny z oddziału Levi'a. Miała piwne oczy i długiego warkocza, który sięgał jej do pasa a z jej twarzy nie schodził uśmiech. - Widzę, że się stresujesz... to twoja pierwsza wyprawa? - spytała niepewnie.
- Tak... jestem tu od trzech tygodni i dziś pierwszy raz w życiu przekroczę mury.
- Trzech tygodni? Ty jesteś... wybacz, że spytam, ale jesteś tą dziewczyną z podziemi?
- Tak, zgadza się.
- Wow. Podobno jesteś bardzo dobra zarówno w walce na 3DM jak i w walce wręcz. Wiesz, że z twoimi wynikami przebijasz nie jednego z nas? Erwin mówił nam, że Ty i twoi koledzy jesteście naprawdę nieźli...
- To moi bracia. Miło mi słyszeć te słowa z twoich ust. - Dziewczyna tylko uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Jestem Victoria. A Ty?
- [T/I]. Miło mi poznać.

Rozmawiałam jeszcze chwilę z Victorią. Pomogła mi się uspokoić i powiedziała abym się nie bała - w końcu jestem w oddziale kaprala Levi'a. On podobno troszczy się o swoich ludzi i nie lubi bezsensownej śmierci.

- Otworzyć bramę! - krzyknął Shadis.
- Czas rozpocząć 41 wyprawę poza mury!

W chwili kiedy brama opadła na ziemię, setki żołnierzy galopem przekroczyło mur jadąc na pewną śmierć. Znowu poczułam tę adrenalinę. Tylko tym razem to nie był strach. To było podekscytowanie, podobnie jak przy pierwszym wyjściu na powierzchnię - cudowne uczucie, którego nie da się opisać słowami. Zbliżałam się do bramy. Z tyłu słyszałam głośny śmiech moich braci i cywilów życzących nam powodzenia. Przejeżdżałam przez bramę, ktora miała chyba siedem, albo nawet osiem metrów grubości! W końcu, moim oczom ukazało się piękne niebo i niekończąca się przestrzeń. Lepszy świat bez ograniczeń. W tym momencie zrozumiałam co to wolność. Zrozumiałam o co tak naprawdę walczą zwiadowcy.
Zaczęłam się głośno śmiać.

- Niesamowite! To jest piękne! - zaczęłam krzyczeć tak, że chyba cały oddział, łącznie z kapralem patrzył na mnie.
- To właśnie jest wolność - powiedziała Victoria.
- Dziękuję wam!
- Dobrze się czujesz, [T/N]? Za co tak bardzo dziękujesz? - spytał Levi.
- Za to, że pokazaliscie mi, piękno świata! Piękno wolności!
- Dobra, wystarczy już tego zachwycania się. Pamiętaj, że mamy tytanów do pokonania. Nie możemy się rozpraszać... - Powiedział pewien chłopak z oddziału. Miał blond włosy i niebieskie oczy. Wyglądał przyjaźnie, podobnie jak Victoria - przy okazji, jestem Ben. Ty jesteś [T/I], tak?
- Tak. Skąd wiesz jak się nazywam?
- Powiedział mi Finn [T/N], mój przyjaciel. Podobno jesteś jego siostrą.
- Tak, jes-

Moje słowa przerwał huk wystrzelonej flary. Była czerwona, czyli zwykły tytan. Dopiero pięć minut poza murami, a już spotykamy tytanów. Lepiej będzie jeśli skończę się teraz zachwycać i skupię się na wyprawie tak jak mówił Ben... To nie wycieczka tylko bardzo poważna misja!
Jechaliśmy już dwie godziny. Niby wszystko było w pożądku, ale jedno nie dawało mi spokoju... A mianowicie - nie spotkaliśmy jeszcze żadnego tytana... Widzieliśmy już ok.20 rac ale nie spotkaliśmy nikogo. Z jednej strony, lepiej dla nas. Z drugiej to dziwne. Czy te trzy tygodnie ćwiczeń tak wpłynęły na żołnierzy? Z tego co powiedział mi Finn, jeden oddział podczas całej wyprawy pokonuje minimum 15 tytanów... Oczywiście wiele czynników ma wpływ na ilość zabitych potworów. Np. lokalizacja - jeżeli oddział jest na początku formacji, jest o wiele bardziej narażony na spotkanie z tytanami. Albo pogoda - wiadomo, że w deszczu czy mgle jest o wiele trudniej dostrzec cokolwiek.
Galopowalismy przed siebie nieustannie czekając na jakikolwiek znak od innych oddziałów. Nie dostrzeglismy żadnej racy ani nie dostaliśmy żadnego innego znaku od ponad dwudziestu minut. Nie tylko ja wiedziałam, że coś jest nie tak... Inni też byli lekko przestraszeni. Jedynie kapral zachowywał spokój. Czyżby formacja została rozbita? Przez głowę przebiegało mi setki pytań na raz. Co z formacją? Czy moi bracia są bezpieczni? Ile jeszcze będziemy w tej niepewności?
Na nasze szczęście, zaledwie kilka minut później usłyszeliśmy huk. Była to czarna flara. Zwykle jest to dla nas zła wiadomość, ale dzisiaj to informacja, że formacja nie jest rozbita...
Chwilę potem naszym oczom ukazał się tytan. Był to ogromny szesnastometrowiec. Jego małe oczy patrzyły prosto na nas a szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Powoli zaczął zmierzać w naszym kierunku wyciągając po nas swoje ogromne łapska.

- Ja go załatwię! - Powiedział Ben i nie czekając na naszą odpowiedź poleciał w kierunku potwora.
- Lecę Ci pomóc! - krzyknęła Victoria po czym poleciała za Benem.

Szybko uporali się z tytanem. Byli w tym naprawdę świetni. Ja tylko patrzyłam na nich i podłapywałam niektóre ruchy, które mogły pozwolić mi na szybsze i precyzniejsze wykonywanie cięć. Dodatkowo zużywali mało gazu, co było bardzo ważne na wyprawach.

Jechaliśmy jeszcze około cztery godziny po drodze mijając 9 tytanów w tym dwóch odmienców. Ze wszystkimi uporaliśmy się dosyć łatwo. Ja zabiłam dwa - jednego zwykłego i jednego odmieńca, co prawda z asystą kaprala, ale i tak byłam z siebie bardzo dumna. Wszyscy z oddziału przeżyli. Tak właśnie wyglądała moja pierwsza wyprawa.
W związku z tym, iż była dopiero wczesna wiosna, słońce już powoli zaczęło zachodzić. Było zbyt późno aby wrócić za mury, więc musieliśmy rozbić obóz. W nocy tytani nie są aktywni, więc spokojnie mogliśmy spać. Oczywiście na wszelki wypadek, ktoś musi stać na warcie...

~~~Time skip~~~
GODZINA 20:48

Słońce juz dawno zaszło a my konczyliśmy rozbijać obóz. Oddziały zaopatrzeniowe dostarczyły nam namioty, nowe butle z gazem i racje żywnościowe. Byłam bardzo zmeczona, więc tylko poszłam sprawdzić, co i moich braci. Okazało się, że już spali. Wszyscy przeżyli. Kamień spadł mi z serca. Skierowałam się do mojego namiotu, który dzieliłam z Victorią. Przed snem długo rozmawiałyśmy. Okazało się, że Vicky pochodzi z Shiganshimy i jest w moim wieku. Ma młodszą siostrę, która obecnie rozpoczęła szkolenie na żołnierza.
Ja też dużo odpowiedziałam jej o sobie, ale w końcu zmęczenie wzięło nade mną górę i zasnęłam.

------------------------------------------------------------

Hej kochani 😘 Miały być dłuższe rozdziały ale coś mi nie wyszło... Chyba zostaną już takie jakie są (OK. 1300 słów) ale za to będą pojawiać się częściej.
Staram się tak nie gnać z fabułą, ale też mi nie wychodzi 😢😣

Für dich bis zum ende |Levi X Reader| PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz