Rozdział szósty

2.5K 252 83
                                    


– Oparzyłeś się?! – krzyknął Louis.

Chwycił kilka papierowych ręczników, podczas gdy Edward zaciskał zęby z bólu, spowodowanego nagłym zetknięciem strumienia gorącej kawy z jego dłonią.

Pytanie o sabotaż, które Louis zadał chwilę wcześniej, zupełnie wytrąciło go z równowagi. Omal się nie zdradził. Po chwili zapomniał o oparzonej ręce i w milczeniu obserwował ruchy chłopaka.

Od lat nie pamiętał, by ktoś się o niego troszczył. Jego zdenerwowanie było szczere, nie udawane. Trzymaną w szczupłych dłoniach bibułą osuszył mu przedramię i nadgarstek.

– Tak mi przykro – powiedział – Musiałem potrącić stół...

– Nie. To ja uderzyłem dłonią w kubek – sprostował Twist – Nie było w tym twojej winy. A to co takiego? – spytał, wskazując na maść, którą Louis przyłożył do oparzenia.

– Antybiotyk.

– Zawsze tak troszczysz się o innych? – spytał sucho mechanik.

– Zawsze – odparł Louis przepraszającym tonem – Chciałem być pielęgniarką, ale mdleję na widok krwi.

Westchnął, siadając obok.

– Kogo próbuję oszukać? Potrafię żyć jedynie wyobraźnią, a w rzeczywistości jestem strasznym tchórzem.

– Może po prostu nie miałeś okazji, by udowodnić sobie, kim naprawdę jesteś – mruknął Edward, uśmiechając się słabo.

Zaczął mówić z namysłem, patrząc w przestrzeń nieobecnym wzrokiem.

– Gdy byłem w twoim wieku, zaciągnąłem się na statek płynący na Wyspy Kanaryjskie, Fidżi i Hawaje, gdzie pracowałem na plantacji trzciny cukrowej. Jeszcze później zatrudniono mnie w biurze niewielkich linii lotniczych. Gdy jeden z mechaników zaproponował mi kurs pilotażu, byłem zachwycony.

– Tam poznałeś budowę samolotów? – spytał Louis, patrząc zaciekawionym, rozmarzonym wzrokiem.

Zawahał się.

– Oczywiście.

– To musiało być fascynujące. Twoi rodzice nie protestowali?

– Byli na mnie wściekli. Ale zwykle chadzałem własnymi drogami. Chciałem przekonać się, na co mnie stać. Rezultat chyba w równym stopniu był zaskoczeniem dla nich, jak dla mnie – zielone oczy mechanika spoważniały – Widzisz, Lou, marzenia to jeszcze nie wszystko. Trzeba umieć je zrealizować.

– Myślisz, że powinienem korzystać z okazji ?

– Tak. Ale musisz zaakceptować pewne wyrzeczenia – dodał ponuro –To czasem bywa przykre. Większość dorosłego życia spędziłem na robieniu samolotów. Któregoś dnia stwierdziłem, że praca pochłonęła mnie tak bardzo, że zagubiłem gdzieś swoją osobowość.

Wzruszył potężnymi ramionami.

– Próbowałem to zmienić. Znaleźć czas na rzeczy, o których od dawna już nie myślałem. Jednak wciąż mi czegoś brak – spojrzał na chłopaka – Praca, pieniądze, to nie wszystko. Prawda?

– Tak – odrzekł cicho Tomlinson.

Patrzył na jego szeroką pierś, zastanawiając się, co kryje biały materiał koszuli. Rozchylił lekko usta. Dziwne. Nigdy dotąd nie pożądał widoku męskiego ciała.

Edward dostrzegł jego spojrzenie i uśmiechnął się w duchu. Więc to tak? Poczuł nagły żal, że nie może spełnić jego oczekiwań. Lecz w jego obecnej sytuacji romans, a tym bardziej długotrwały związek, był niedopuszczalny. Nawet już po wszystkim, jaką mógł mieć pewność, że chłopak zaakceptowałaby świat, w którym przebywał Twist? Był słodki i miły, bezbronny wobec rekinów, krążących wokół niego nieomal bez przerwy.

Mechanical Bull [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz