13 ☾ syndrom smutnego wilczka

1.8K 127 70
                                    

[ H A Y L E Y ]

― Śmierć zagląda mi w oczy względnie kilka razy dziennie, zwykle kiedy patrzę na Rica po tym, jak coś odpierdoliłam, albo jak przekraczam próg tej przeklętej placówki, ale dzisiejszy wieczór to już przegięcie ― szepcę nerwowo, machając rękami energicznie jak jakiś... jak jakiś Stiles na sterydach. Scott rzuca mi pełne zrozumienia spojrzenie spod uniesionych brwi, a Stilinski zatrzymuje się na chwilę, zerkając na mnie tak, jakbym właśnie wyjawiła światu jego prawdziwe imię i zrobiła z tego najważniejszy światowy news.

― Głośniej ― zachęca mnie sarkastycznie Stilinski. ― Bo jeszcze ten kolega piękny inaczej cię nie słyszał.

― Nienawidzę cię, serio. Czasami mam wątpliwości, no wiesz, takie: "ej, a może to tylko chwilowe?", ale nie, ten stan utrzymuje się cały czas.

― Teraz? ― pyta z niedowierzaniem Scott, przystając na chwilę, przez co moje ramię ociera się o jego, kiedy ledwo udaje mi się go wyminąć. ― Musicie robić to akurat teraz? I tak wszystkim wiadomo, że skoczylibyście za sobą w ogień, gdyby było trzeba.

― Okej, ale ile razy mamy ci jeszcze powtarzać, że ta nasza nienawiść to taka przyjazna nienawiść? ― odparowuje Stiles, kontynuując naszą drogę przez mękę. Jeżeli mam być szczera, to ledwo za nimi dwoma nadążam. Pędzą przez te korytarze jak jebane motorynki. Ja wiem, że stres nas napędza, ale w chwili obecnej adrenalina trochę przygasła, i wpadłam w ten nastrój, w którym najchętniej urwałabym głowę tej Alfie, gdyby stanęła mi na drodze.

― Chłopie, ja mam okres. Ty się ciesz, że jeszcze stoję ― dodaję, rozkładając ręce, jakbym chciała podkreślić mój tragiczny stan i zwrócić na siebie uwagę. ― To coś namierzy nas bez problemu, jeżeli będzie wystarczająco mądre, żeby użyć zmysłu węchu.

― I zrobi to dwa razy szybciej, o ile nie zamkniesz w końcu ryja.

Ku uciesze Scotta (bo słyszę, jak wzdycha z ulgą), docieramy wreszcie do ziemi obiecanej, czyli męskiej szatni. Chłopak jest pierwszy w kolejce do ukrycia się w naszym tymczasowym schronie, a kiedy już cała nasza trójka wbija do środka, macham tylko dłonią, zatrzaskując za nami drzwi.

― Ej, nie możesz go po prostu zabić? Rozsadzić mu łeb od środka? Zagotować mu krew, czy coś? ― podpytuje szeptem Stiles, podczas gdy Scott za wszelką cenę stara się znaleźć wyjście z sytuacji i kręci się w tę i z powrotem po pomieszczeniu, pogrążony we własnych myślach. Wywracam oczami, splatając ręce na piersi, i opierając się nonszalancko o metalowe szafki.

― Stiles, ja czaruję długopisy na testy ― odpowiadam, powoli akcentując każde słowo, jakbym martwiła się o to, czy kolega mnie zrozumie. ― Od wysadzania istot w powietrze mam Haven. Albo Farrah. Ostatnio zaczynam wątpić w to, że jest taka całkowicie niewinna i delikatniutka i...

― Okej, będzie tego, dzwonimy po wsparcie ― stwierdza nagle ni z tego ni z owego Scott, a ja i Stiles spoglądamy na niego z powątpiewaniem, gwałtownie unosząc brwi. Potem obydwoje wymieniamy zaskoczone spojrzenia, tylko po to, żeby na koniec ponownie skupić się na Scottym, który nie do końca ogarnia, o co nam chodzi. ― Po Rica, Farrah, cholera, nie wiem, po kogokolwiek. Nawet po Haven.

― ...w sumie w kupie siła ― zastanawia się na głos Stiles. ― To może wyjść.

― Uzdrowicielka-trzpiotka, wiedźma z sadystycznymi zapędami i koleś z dubeltówką. No i my. Jak nic, wygramy to ― wzdycham ironicznie, a Scott marszczy czoło.

― ...Ric ma dubeltówkę? ― pyta nieśmiało, a ja wzruszam obojętnie ramionami.

― Nie mów, że ci nie wspominałam. Trzyma ją w kanapie, w schowku na pościel.

SILVER EYES ― TEEN WOLFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz