Rozdział 1

495 51 8
                                    

A/N
Nie wiem jak u Was, ale w moim przypadku czekanie na kolejny odcinek Supernatural jest męczące, tak więc zaczynam wrzucać to krótkie opowiadanko. Tak, kolejny Sabriel. Tak, zakończy się pewnie jeszcze zanim wyemitują 13x18. A teraz...

Enjoy! ^-^
~

- To moja poczta głosowa. Nagraj swoją wiadomość... głosową – po tych kilku słowach dał się słyszeć długi sygnał. Sam westchnął ciężko.

- Cas, nie wiem który raz nagrywam ci się na sekretarkę. Oddzwoń, to ważne – oznajmił, po czym wysłał wiadomość i rozłączył się. Przeczesał dłonią włosy i zagryzł wargę, zerkając przez szparę w drzwiach do pokoju o ścianach zapisanych od góry do dołu enochiańskimi symbolami.

Na dużym łóżku stojącym prawie dosłownie na środku pomieszczenia siedział skulony mężczyzna w czymś, co do złudzenia przypominało podarte worki, tylko że ubrudzone krwią i ziemią. Jego włosy były istną burzą poplątanych, pozlepianych ze sobą kosmyków. Winchester przez ostatnie kilka godzin nieustannie próbował nakłonić Archanioła do przejścia się do łazienki i umycia, albo chociaż przebrania w coś czystego, ale jego słowa nie znajdowały odpowiedzi w postaci jakiejkolwiek reakcji Gabriela.

Telefon zaczął dzwonić jeszcze zanim łowca zdążył zrobić krok naprzód z zamiarem wrócenia do swojego tymczasowego podopiecznego. Sam spojrzał na ekran i natychmiast odebrał, widząc, kto w końcu się odezwał.

- Cas! - syknął, odchodząc trochę od drzwi, żeby mieć odrobinę więcej prywatności. - Nareszcie!

- Sam, co się stało? - głos anioła był trochę zniekształcony, ale wciąż rozpoznawalny.

- Mamy gościa. Rannego. Musisz jak najszybciej wrócić do bunkra – oznajmił podenerwowany Winchester, nerwowo skubiąc wolną ręką skrawek własnej koszuli.

- Jesteś... zniecierpliwiony. Sam, zaraz ruszam, ale powiedz mi, co jest aż tak ważne, żeby wyrywać mnie ze środka polowania? - długowłosy musiał przyznać, że dawno nie słyszał tak długiego zdania wypowiedzianego przez Castiela, ale zamiast to roztrząsać, niemal natychmiast udzielił odpowiedzi.

- Gabriel wrócił.

* * *

- Gabe, chłopie, nie będę w stanie ci pomóc, jeśli nie zaczniesz ze mną rozmawiać – oznajmił Sam, podnosząc się ze swojego krzesła i siadając po turecku na drugim końcu łóżka. Archanioł podniósł głowę i spojrzał niepewnie na Winchestera, który westchnął ciężko. Miał wrażenie, że jego słowa w ogóle nie trafiają do mężczyzny. Nie miał pojęcia, co zrobił mu Asmodeusz, ale nie wyglądało to zbyt dobrze. Można by powiedzieć, że wręcz przeciwnie.

Sam wsparł się na rękach i przesunął w stronę anioła, gdy w jego umyśle utkwił jeden jedyny pomysł na jako-takie polepszenie jego stanu dopóki Castiel nie przyjedzie.

Gabriel, zgodnie z przypuszczeniami wyższego, zaczął panikować. Krzyczał nie otwierając ust, jak gdyby wciąż miał je zaszyte. Wcisnął się bardziej w kąt tworzony przez ścianę i komodę, a przerażone spojrzenie wielkich, złotych oczu utkwił w łowcy.

- Hej, Gabe, spokojnie – szepnął tamten. - Nie chcę cię skrzywdzić – dodał, siadając na poduszce, zaraz obok przerażonego Archanioła, który pisnął, nie mogąc już uciec dalej. - Po prostu wydaje mi się, że wiem, czego potrzebujesz – dodał cicho, po czym ignorując protesty ze strony Gabriela, Winchester położył mu rękę na szyi.

Mężczyzna nagle przestał panikować, a przerażona mina dotychczas przyklejona do jego twarzy ustąpiła zdziwieniu pomieszanemu z ulgą. Niepewnie uniósł drżącą dłoń i nakrył nią palce Sama, a ten uśmiechnął się lekko. W jednej chwili jasnowłosemu łzy zaczęły płynąć z oczu, w drugiej siedział już na kolanach łowcy, wtulony w zagłębienie jego szyi, kurczowo zaciskając palce na jego koszulce. Długowłosy za to obejmował go ramionami, a jednocześnie gładził palcami jego plecy.

- Wyjdziemy z tego – szepnął, jedną z dłoni przeczesując z wolna splątane kosmyki na głowie anioła. - Wyjdziemy z tego – powtórzył – a ty razem z nami. Pomożemy ci, Gabe. Ja ci pomogę. Obiecuję.

Obiecuję.

✔It's gonna be OK || Sabriel✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz