Rozdział 3

401 51 3
                                    

- Coś się stało? - zapytał Castiel, przystając na chwilę i przyglądając się uważnie plastrowi na nosie Sama. Ten zaś odwrócił wzrok, zamykając za aniołem drzwi bunkra.

Minęła godzina od ostatniej ich rozmowy telefonicznej, dokładnie tak jak Cas powiedział. Było to równoznaczne z tym, że nastała godzina dziewiąta, a to z kolei dało Winchesterowi do zrozumienia, że Dean i Ketch mają już tylko dziesięć godzin na odbicie Mary i powrót do domu, inaczej wyrwa zamknie się a oni zostaną uwięzieni w alternatywnej apokaliptycznej rzeczywistości.

- Rano Gabriel przysnął, a ja nie chciałem zostawiać go bez opieki – mruknął speszony, sam siebie wyrywając z czarnych myśli. - Położyłem się obok, ale kiedy się obudził, przeraził się do tego stopnia, że naprawdę porządnie mi przyłożył – skończył zdanie, idąc korytarzem w stronę pokoju, w którym przebywał Archanioł.

Castiel pokiwał głową, idąc ramię w ramię z długowłosym.

- Gdzie jest Dean? - spytał ciemnowłosy, a Sam odchrząknął. Przecież nie powiedzieli nic przyjacielowi. Nie mógł wiedzieć.

Mężczyzna wziął głęboki wdech i po raz kolejny w ciągu kilku minut odwrócił wzrok.

- Dean jest po drugiej stronie – oznajmił w końcu.

- Co?

- Otworzyliśmy przejście do świata apokalipsy.

- Dean jest w świecie apokalipsy sam?

- Jest z Ketchem.

- A to rzeczywiście poprawia sytuację! - stwierdził sarkastycznie Castiel, wznosząc ręce do góry i opuszczając je równie gwałtownie. Pokręcił głową, ale nic już nie powiedział, bo młodszy Winchester zatrzymał się przy lekko uchylonych drzwiach i otworzył je szerzej, puszczając anioła przodem a samemu wchodząc zaraz za nim.

Gabriel siedział na poduszkach po turecku, wpatrując się w mężczyzn niepewnie. Anioł bez zwlekania podszedł do niego, ale ten z piskiem cofnął się pod ścianę. Cas spojrzał pytająco najpierw na brata, a potem na Sama, który uśmiechnął się przepraszająco.

- Nie wspomniałem chyba, że nikomu nie pozwala się dotknąć – mruknął.

- Tobie na pewno pozwoli – zaprzeczył natychmiast Castiel.

- Dlaczego mi? - Winchester za wszelką cenę starał się brzmieć niewinnie, ale miał wrażenie, że jego przyjaciel zaczyna się czegoś domyślać. Albo już wie.

- Byłeś tu z nim przez cały czas. Poza tym, zawsze cię lubił – odparł brunet, robiąc kilka kroków do tyłu, a Archanioł natychmiast wrócił na swoje poprzednie miejsce.

- Okej, ale co to zmienia? - Sam rozłożył szeroko ręce, bezskutecznie próbując samemu rozpracować plan ciemnowłosego.

- Jeżeli ty będziesz bliżej, może da mi sprawdzić, jak poważnie potraktował go Asmodeusz – wytłumaczył tamten, patrząc na przyjaciela ponaglająco.

Łowca westchnął i postąpił kilka kroków naprzód, siadając na krawędzi łóżka, zaraz obok Gabriela. Ten zaś uśmiechnął się lekko, na tyle, na ile pozwalały mu wciąż niezaleczone rany na wargach. Winchester powoli objął anioła, przyciągając go do siebie, i rzucił Castielowi bezgłośne „zaczekaj".

- Gabe, Cas nic ci nie zrobi – szepnął. - To twój młodszy brat, pamiętasz? Nie skrzywdziłby cię – dodał równie cicho. Odsunął się dopiero wtedy, kiedy wyczuł, że bicie serca rannego wróciło do normalnego tempa i już przy nim pozostało. - Okej. Sprawdź co z nim. I, jeśli masz siłę, wylecz to, co się da – poprosił, wstając i oddalając się o kilka kroków, żeby zrobić przyjacielowi miejsce.

Kilka minut później rozcięcia na prawej stronie twarzy Gabriela zniknęły, podobnie jak i co mniejsze na jego nogach i ramionach, a na końcu Sam zauważył też, że zagoiły się wszystkie rany na jego ustach. Castiel znów się wycofał, stając obok Winchestera.

- W jego łasce są poważne braki – oznajmił, a łowca, który przez cały czas uważnie obserwował Archanioła, zauważył jak ten wzdrygnął się na sam dźwięk słowa „łaska". - Ale ja też jestem osłabiony. Muszę trochę odpocząć, a w najlepszym wypadku na jutro uda mi się go wyleczyć.

- Na jutro? - Sam natychmiast się ożywił, ale wcale nie w ten pozytywny sposób. - Cas, portal jest otwarty tylko do dwudziestej pierwszej. Do dzisiaj, dwudziestej pierwszej.

- Dean powinien zdążyć wrócić – odparł tamten, przechylając głowę odrobinę w lewo.

- Nie o to chodzi – długowłosy potarł skronie. - Michał i jego armia szukają tego przejścia. Jeśli dostaną się tutaj, będą chcieli zabić Gabriela, albo co gorsza przeciągnąć go na swoją stronę! - zdenerwował się.

- Sam, nie mamy innego wyjścia, musimy czekać – próbował uspokoić go brunet. Niestety, bezskutecznie.

- Jest inne wyjście – stwierdził wojowniczym tonem Winchester i wyciągnął sobie pasek ze spodni, po czym złożył go na cztery i usiadł na krześle stojącym przy szafce nocnej. - Użyj mojej duszy. Naładuj baterie, a potem ulecz jego – powiedział, wskazując podbródkiem na Archanioła.

- Nie zrobię tego – Castiel pokręcił głową, ale Sam nie miał najmniejszego zamiaru odpuszczać.

Po kilku minutach stawiania dobrych argumentów (studiowanie prawa na Stanford ponownie przydało się w życiu), łowca w końcu przekonał przyjaciela do swojego planu. Jednak kiedy ciemnowłosy podwijał rękaw, nagle znieruchomiał.

- Mam lepszy pomysł – oznajmił i spojrzał na Gabriela. - Niech on dotknie twojej duszy. Tak będzie dla wszystkich łatwiej.

- Jest osłabiony. Na pewno nic mu nie będzie? - zmartwił się długowłosy, rzucając obydwu mężczyznom niezbyt przekonane spojrzenie. Castiel odparł jedynie, że powinien raczej martwić się o siebie, ale potem urwał, słysząc niesamowicie zachrypnięty głos za swoimi plecami.

- Nie zrobię ci tego, Sasquatch.

✔It's gonna be OK || Sabriel✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz