Rozdział piętnasty

1 0 0
                                    

Popatrzyła na umieszczony w okolicach nadgarstka zegarek. Jego wskazówki mozolnie wlokły się i być może za kilka chwil, będą mogły poinformować każdego, że wybiła piętnasta. Zakryła pikające cudeńko rękawem swojego nowego żakietu, który wraz z poszczególnymi ciuchami i ozdóbkami składał się w jedno i tworzył wyimaginowany obraz reporterki ze znanej gazety. Westchnęła cicho i zaczęła klepać się po udach, zakrytych prostą spódnicą aż do kolan koloru nocy. Sprawiając wrażenie znudzonej, rozglądała się po sali i bacznie badała każdy centymetr. Już teraz wiedziała, że oprócz niepozornie wyglądających strażników przy wejściu, którzy sprawdzali każdego wychodzącego i wchodzącego do sali oraz kilku ochroniarzy, krążących wokół z czarnymi okularami, w każdym kącie czaił się człowiek Tajnych Służb. Ukryci pod przebraniami reporterów (tak jak ona), udawali niewinnych turystów (co było głupie, bo nikogo takiego do sali nie wpuszczano) oraz zamieniali się w chodzące donice z kwiatami i starali się wtopić w tło kafelek i rysunków naściennych.


Takie zabezpieczenie było dla Amazonki rzeczą żałosną i łatwą do odkrycia. Podejrzewała, że pozostała dziewiątka wpadnie na to, od razu po wejściu tutaj. Jednak zastanawiała się jak wejdą? Najprostsza droga, czyli otwory wentylacyjne były zabezpieczone od zewnątrz i wyposażone w kamery od wewnątrz, co dokładnie sprawdziła, zanim weszła do sali. Setki drzwi, które otaczały wielką aulę w stylu romańskim, były zamknięte na klucz i chronione przez strażników, którzy niby podziwiali, ustawione niedaleko posągi, w których tak naprawdę ukryto broń do walki z przestępcami. Ale zwykły zamek czy strażnik nie stanowił dla wyszkolonego zabójcy problemu. Zamek był prostym urządzeniem do rozbrojenia, a i zwykłego strażnika można było uśpić lub w najgorszym wypadku udusić i zamienić się z nim na miejsca. Wtedy wszystko byłoby już z górki.


Pozostały jeszcze dwie drogi dostania się na Konferencję. Pierwszą drogą były przewody kanalizacyjne, umieszczone pod salą, o których nie wiedzieli strażnicy – i jak sądziła Amazonka – detektywi też. Zabójca mógł się dostać kilka godzin wcześniej i ukryć się w jakimś zakamarku, czekając na odpowiedni moment do ataku. Drugą drogę stanowiły małe okienka, które nie były tak bacznie obserwowane jak cała reszta. Były zbyt małe, aby można się było przez nie dostać jednak dla człowieka o wysokim ilorazie inteligencji były pikusiem, w drodze do osiągnięcia wyznaczonego celu. Sama Amazonka wiedziała, ze można było je powiększyć wcześniej i ukryć pod osłoną małego rysunku dokładnej repliki okna, a na czas dostać się w kilka sekund do środka.


Jednak Samantha wolała nie próbować żadnych „cudownych" sztuczek złodziejskich, wybrała bardzo prostą drogę. Siedząc w piątym rzędzie i mając po swojej lewej stronie jakąś rozdrganą trzydziestolatkę z telefonem w ręku, wiedziała, że nie była w kręgu podejrzanych. Bo kto by wymyślił, że zabójczyni zmieni się nie do poznania, przywdzieje strój wyidealizowanej panieneczki, która czeka na okazję, aby z kogoś zadrwić? Nikt. To pewne.


Rozejrzała się znów po sali i jej wzrok skierował się ku rododendronowi po jej prawej stronie. Jeszcze wczoraj, tuż po zmyślnym przebraniu się, jako zwykła turystka z bandą dzieciaków, przedostała się do środka i ukryła broń pod prowizoryczną donicą. A później jakby niby nic wyszła, a nikt nie widział w tym zachowaniu czegoś dziwnego. A po dzisiejszej zmianie wyglądu, strażnicy, których wczoraj spotkała, nie poznali jej. To był jeden z wielu plusów nowego wizerunku Samanthy.


Zaczęła tupać obcasem o kamienną posadzkę, przysłuchując się jego stłumionemu echu. Kobieta obok zakasłała nerwowo. Wszystko było w porządku. Do czasu.

AmazonkaWhere stories live. Discover now