Rozdział dwudziesty

1 1 0
                                    

Jest wtorek. Dokładnie dziewięć dni temu zostałem pozbawiony tego, co kocham i ruszyłem na łowy. Moim celem jest tylko jedna osoba. Ona pozbawiła mnie wszystkiego, na czym mi zależało. Od dziewięciu dni jestem sierotą, która krąży po najciemniejszych zaułkach i ulicach Morningside. Wierzę, że ją tu spotkam i wymierzę sprawiedliwość niczym Bóg – mamrotał pod nosem Christopher, idąc powoli przez okolice 17th Avenue, znane także pod nazwą Podziemia. Już po raz dwunasty szedł tą samą uliczką, krążąc wciąż i nawracając. Czuła na sobie oczy tysięcy ludzi, którzy badali jego osobę wzrokiem i szukali w nim zagrożenia. Aby wzięli go za swego, ubrał się w potargane łachmany, poplamił je błotem, a do ręki wziął małą puszkę z napisem „Pomóż mi". Na jego plecach spokojnie kołysała się zniszczona przez czas gitara, która odkupił za kilka marnych dolarów od jakiegoś żebraka. Teraz jego miejscem zamieszkania był stary motel, w którym w zamian za miejsce do spania, pracował przy zmywaku późnymi wieczorami, aż do rana, sam czyszcząc ubrudzone naczynia, których nikt nie chciał dotykać, gdy były w takim stanie. Nikt nie pytał się go kim był, skąd pochodził i co w tym miejscu robił. Chris uważał, że to przez ubranie, które po dziewięciu dniach zaczęło nieprzyjemnie pachnieć i wyglądać. Jednak istniał inny powód, znacznie skomplikowany. Ludzie z natury ciekawscy, chcieli wiedzieć o nowym przybyszu wszystko, ale odstraszał ich jego wzrok – mętny, pusty, przepełniony złem i cierpieniem. Ranił ich dusze jednym spojrzeniem.
- Gdziekolwiek jesteś Amazonko, wiedz, że moja zemsta dopadnie cię i odeśle do miejsca, w którym powinnaś się już dawno temu znaleźć. Piekło czeka – szeptał dalej pod nosem chłopak. Minął antykwariat, w którym stary człowiek układał książki. Napotkał jego czujny, mądry wzrok i zatrzymał się jak zahipnotyzowany. Przyjrzał mu się z wielką dozą ostrożności, a gdy na ustach siwego pana zagościł delikatny uśmieszek, podniósł ze zdziwienia prawą brew do góry i po raz pierwszy odkąd się znalazł w tym miejscu, pierwszy uciekł wzrokiem w inne miejsce.


Zrobił kilka kroków i gdy minął róg sklepu, poczuł jak jego stopy przestają dotykać chropowatej powierzchni, a on unosi się do góry. Stara koszula niebezpiecznie zacisnęła mu się na szyi i zaczęła go dusić.
- Co tu robisz? Mamusia ci nie mówiła, że takie ulice jak ta się omija? – usłyszał obrzydliwy szept tuż przy uchu. Kątem oka przyjrzał się napastnikowi i bez zastanowienia wymierzył mu cios łokciem prosto w brzuch. Ten zawył z bólu i puścił kołnierz Chrisa, który opadł na ziemie i wziął natychmiastowo głęboki wdech. Odwrócił się przodem do wroga i przyjrzał mu się uważniej. Gdy usłyszał jego jęk, uśmiechnął się jakby był wcieleniem samego pana zła. Prychnął z ironią i kopnął butem o ziemię tak, że do oczu poszkodowanego wpadła spora garść pasku i kurzu z ulicy.
- Ty mały ... - wyryczał ze złością mężczyzna, ale jego groźbę uciszył kolejny cios w brzuch, wymierzony tym razem mocniej kolanem. Zawył jeszcze głośniej i zwinął się na chodniku w kłębek. Christopher patrząc na jego cierpienie, poczuł jak jego dusza zaczyna się radować. Zarechotał złośliwie, splunął na jęczącego człowieka i odczuwając radość, ruszył w stronę motelu.
***Uchyliła delikatnie drzwi od domu Christophera Hudsona i wślizgnęła się do niepozornie środka. W korytarzu panowała cisza, która spowodowała, że po jej ciele przebiegły dreszcze. Ruszyła do przodu i sprawdzała po kolei każde z pomieszczeń, ale nie spotkała żadnej żywej duszy na swojej drodze. Kiedy trafiła do salonu, widok porozrzucanych zdjęć i rozbitej ramki trochę ją zaniepokoił. Podniosła kilka zdjęć z podłogi i przyjrzała się im. Kiedy zdała sobie sprawę, że trzyma w ręce zdjęcie całej rodziny Hudsonów, wyrzuciła je powrotem na podłogę i zatkała sobie dłonią usta. Zamrugała nerwowo oczami, aby na jej twarzy nie pojawiły się niespodziewane łzy i wyszła z salonu.


Ruszyła do ostatniego pokoju, którego jeszcze nie sprawdzała. Uchyliła po cichu drzwi i czując panującą w pomieszczeniu duchotę, otworzyła je zamaszystym ruchem na oścież. Po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że znalazła się w gabinecie samego detektywa Marka Hudsona.
- Zamknięte od kilku dni – stwierdziła, wdychając jeszcze raz powietrze, przepełnione kurzem. Podeszła do biurka, zapełnionego porozrzucanymi kartami i wzięła jedna do dłoni. Zaczęła czytać po cichu. – Podejrzana dokonała kolejnego przestępstwa. Jej celem był biznesmen A.C. Keaton, znany handlarz ropy, który został odnaleziony we własnym biurze przez dwóch prywatnych ochroniarzy. Zmarł na skutek uduszenia przez własny krawat. Nie znaleziono odcisków zabójcy. Jedynym dowodem jest nagranie filmowe, na którym przestępca dusi swoja ofiarę, a po zakończeniu swojej „pracy", uśmiecha się bezczelnie do kamery.


Oczywistą rzeczą było dla niej, że trzyma w ręku swoje własne akta. Zamknęła oczy i starała się przypomnieć, kiedy zrobiła takie głupstwo.
- 12 września 2007 roku – wyszeptała i uchyliła delikatnie swoje powieki. – Już wtedy wiedzieli.Odłożyła kartkę na swoje miejsce. Rozejrzała się jeszcze raz po kupie porozwalanych akt i jej uwagę przykuła biała koperta, kolorem jaśniejsza od innych. Od razu stwierdziła, że papier musiał leżeć w tym miejscu nie więcej niż dwa tygodnie. Dotknęła opuszkami palców kopertę i wzięła ją do ręki. Wyciągnęła papier listowy, znajdujący się w środku.
- Do Christophera Raya Hudsona – przeczytała i dotknęła kciukiem wolnej ręki dolną wargę. – Składamy najszczersze kondolencje z powodu śmierci pańskiego ojca Marka Hudsona i oświadczamy, że jakakolwiek prośba, którą pan do nas skieruje, zostanie natychmiastowo wysłuchana i spełniona. Z naszej strony otrzyma pan wsparcie. Prosimy także, aby dostarczył nam pan akta, dotyczące przestępcy o pseudonimie Amazonka, w celu przekazania sprawy innemu detektywowi. Z wyrazami współczucia, szef policji – Sergiej Admos.


Potarła kciukiem dolną wargę i dotknęła nim policyjnej pieczątki, znajdującej się na liście. Pod wpływem wilgoci i jej dotyku, pieczątka rozmazała się, pozostawiając prostą smugę koloru niebieskiego.
- Zmarł - głos Samanthy załamał się, a powstrzymywane od kilku minut łzy, pociekły jej po policzkach. Poczuła jak wyrzuty sumienia, atakują jej duszę. – Został sam. Przeze mnie.
Starła wędrujące po policzkach łzy i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- List. Akta. Pusty dom i to – podeszła do krzesła i podniosła z niego niewielki skrawek materiału, jeden z wielu, który leżał w tym miejscu. Potarła delikatnie po jego powierzchni kciukiem i poczuła jak narasta w niej złość. Domyślała się, co teraz chłopak robił i jakie było to niebezpieczne.
- Dureń, gdyby nie robił tego, aby mnie zabić, policzyłabym się z nim pierwsza. – westchnęła bezsilnie i wyrzuciła za siebie materiał. Zamknęła drzwi do gabinetu i skierowała się do wyjścia. – Podziemie. Nienawidzę tego miejsca, ale muszę znaleźć tego idiotę, zanim ktoś go dorwie pierwszy. Wszędzie może się czaić Arman.


Gdy mijała prób drzwi, jej włosy zafalowały delikatnie, połyskując smolistą czernią.
***


Usiadł na murku i zapalił papierosa. Rozejrzał się powoli po okolicy i ukryty za liśćmi płaczącej wierzby, wrócił do obserwowania małego domku, który stał naprzeciwko niego. Znalazł miejsce pobytu tej małej smarkuli i postanowił czekać, aż wróci. Mimo iż był zabójcą, nie lubił zabaw w kotka i myszkę, o których ona dobrze wiedziała. Nie znosił gonić za swoją ofiarą i czaić się w ciemnych kątach, aby móc złapać i wykończyć swoja zdobycz. Wolał zmierzyć się z nią oko w oko, bez zbędnych gierek, który działały mu na nerwy.


Samantha wiedziała o tym bardzo dobrze, ale mimo tego uciekała przed nim jakby była bezbronną myszką. Znał ja zbyt dobrze by wiedzieć, ze jest przerażona tym, ze przeżył. Skąd wiedziała? To było zbyt proste. Wydedukowała to, gdy czytała poranną gazetę, która zastał leżącą niedbale na podłodze werandy jej małego domku.
- Nawet nie dopiła herbaty – parsknął ze śmiechem Arman, przypominając sobie widok wylanej herbaty, która zabrudziła mały stoliczek. – A przecież sama mówiła, że bez dobrej herbaty z rana nie potrafi racjonalnie myśleć, a co dopiero działać.


Zaskoczyło go to, że przypomina sobie takie szczegóły. To była przecież przeszłość. Niezbyt miła przeszłość, o której żaden nie chciał pamiętać. Mimo różnicy charakterów i ciągłej rywalizacji, tylko jej jednej ufał. Była dla niego jak siostra. Nawet gdy walczyli, starał się jej nie uszkodzić. Była taka delikatna. Z pozoru.

Uderzył pięścią o murek i poczuł ból, lecz nie zwrócił na niego zbyt wielkiej uwagi.
- Kto by pomyślał, że chciała nas wszystkich wykończyć. Traktowała nas jak rodzinę ,a nie wrogów. Coś musiało zmienić zdanie. A może ktoś?Wyszeptał i popatrzył na przejeżdżający przez drogę samochód zamyślonym wzrokiem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 14, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

AmazonkaWhere stories live. Discover now