Poranek

68 4 2
                                    

*Godzina 23:48, sobota*

  (Jakaś tajemnicza piwnica. Blyatman związany łańcuchami siedzi przykuty do rury. Mruczy coś pod nosem. Naprzeciw niego leży oszołomiony Boris. Drzwi od pomieszczenia otwiera jakaś tajemnicza postać. Do środka wpada dwóch gości w maskach [jeden w masce Papy Smerfa, drugi w masce Smerfetki]. Blyatman podnosi głowę, spogląda na dwie nowo poznane postacie. Papa Smerf [jeden z tajemniczych typów] sięga do kieszeni marynarki, wyciąga pistolet. Celuje w głowę Borisa. Blyatman obserwuje... Smerfetka wychodzi do przodu, przemawia:)

- Mój pies będzie miał na imię Gustaw.

*strzał*

...

*Godzina 7:00, poniedziałek [Baza Blyatmana, Domek Teletubisiów]*

*dryń-dryń-dryń*

- Zamknij się!

*Blyatman uderza w budzik*

- To ja tu decyduje, kiedy mam się obudzić!

*Boris wypada z szafy*

- Rany, kapitanie... to po co pan go w ogóle nastawia, jak tak pana wkurza?

- Hmpf... Takie informacje nie są dostępne dla zółtodziobów! 

- Same z nim problemy - szepczę Boris.

- Słyszałem to! 

  Wnet z korytarza słychać głośne i szybkie kroki. Do pokoju wpada zmieszana Slavyori, członkini Zespołu Downa - Blyatmana.

- A co tu tak głośno? - O czym gadacie? - Jak się spało?  

- Za dużo pytań na raz Slav... - mruczy Borys.

- Za dużo? Jak to? Ha-ha, wybaczcie. Jak coś, to śniadanie jest już gotowe. Szybko się pakujcie, bo mamy dzisiaj kupę roboty. Dużo klientów przyszło do nas ze zgłoszeniami. Mamy jeszcze zaległe z wczoraj. 

- Tak, tak... wystarczy.

- Wszystkie pod kontrolą! - wtrącił się kapitan - Wszystko wypełnimy. To kaszka z mleczkiem. Niech będzie nawet ze sto misji, a ze wszystkimi damy radę. Nawet jeśli miałoby być ich z tysiąc, to nie ma sprawy... Pójdziemy na to, ponieważ klient nasz pan...

- Stoooooooop! Kapitanie, Slavyori myśli, że wystarczy tych przemówień i że każdy już raczej zaczaił o co chodzi. 

*Twarz Slav poważnieje*

- W takim razie, w porządku. Nie ma czasu do stracenia. Ruszajmy wypełniać swoje obowiązki.

  Blyat już wstał z łóżka, podbiegł do wyjścia, gdy nagle:

- Kapitanie! Nie może pan iść w piżamie! - zawołała Slav.

- Ah... Tak, racja. Szybko się przebierzemy i razem z Borisem prędko pój...

- A śniadanie?

- Hm... no tak. 

- Mamy czas, kapitanie. Jeszcze cały dzień przed nami.

- Ohh... Niech będzie. Boris, ubieraj się, idziemy na śniadanie. Musimy się pospieszyć. Prędko.

- Tak jest - odpowiedział Borys.

blyatmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz