Ten dzień zmienił wszystko...

5.4K 219 58
                                    


Czkawka

Jak wiecie jestem Czkawka. Pierwszy wiking, który przełamał tradycje zabijania smoków. Dzisiaj na arenie mam udowodnić ojcu i całemu Berk, że smoki to nie krwiożercze potwory za jakie je uważają. Mam nadzieję że się uda, wczoraj pokazałem Astrid Szczerbatka. Na początku była przerażona i wściekła w sumie też, no ale błagam dziwicie się jej? To w końcu nocna furia, nie prawy pomiot burzowych piorunòw niosących samą, samiutenką śmie...

Moje myśli przerwał głos dumnego ze mnie ojca, szkoda że z tego fałszywego mnie...

-Nareszcie mogę wam się bez wstydu pokazać! Gdyby ktoś mi powiedział, że w ciągu paru krótkich tygodni Czkawka przestanie być (nerwowy śmiech!)... No wiecie... Czkawką, i jeszcze zajmie pierwsze miejsce na smoczym szkoleniu to bym go przywiązał do masztu! Albo pogonił precz bo bym myślał, że to wariat!

Jak miło, że we mnie wierzył, parsknąłem pod nosem. Potem jeszcze coś tam mówił ale nie słuchałem, byłem zbyt zdenerwowany. Musi się udać! Musi! DLA SZCZERBATKA. Do moich uszu doleciało jeszcze pojedyńcze zdanie przez, które poczułem się sto razy gorzej. "Dzisiaj mòj syn stanie się jednym z nas!!!" Okropnie się czułem okłamując ich wszystkich ale myśl o tym że naraził bym Szczerbatka na niebezpieczeństwo przekonywała mnie, że postąpiłem właściwie.

-Uważaj z tym smokiem dobrze? Astrid podeszła do mnie i popatrzyła współczująco.
-To nie smok mnie teraz najbardziej martwi - westchnęłem zgodnie z prawdą.
-Co zamierzasz?
-Położyć temu kres, a przynajmniej spróbuję... Astrid gdyby coś poszło nie tak, nie pozwól, żeby znaleźli Szczerbatka.
-Nie pozwolę, ale postaraj się, żebym nie musiała.

Naszą rozmowę przerwał Pyskacz, gołym okiem było widać, że jest strasznie podekscytowany.

Szkoda, że będę musiał go rozczarować. Bardzo lubiłem tego kowala, często był dla mnie jak ojciec. To od niego nauczyłem się praktycznie wszystkiego co umiem, bo Stoick jako wódz nie miał dla mnie dużo czasu, zwłaszcza, że oczekiwał silnego, odważnego wikinga a nie wiecznie pakującego się w kłopoty chuderlaka.

-Już czas chłopcze, daj im popalić- krzyknął i zniknął nam z oczu

Posłałem Astrid ostatnie spojrzenie i wyszedłem na arenę.
Wikingowie zaczęli krzyczeć na mój widok.

-Pokaż klasę
-Dawaj Czkawka
-Tak, tak

Skierowałem się w stronę stojaka na broń. Były tu topory, miecze ale ja jak to ja wybrałem zwykły nóż i tarczę.

Zresztą i tak nie zamierzam ich używać.

Stanąłem na wprost klatki koszmara ponocnika i dałem sygnał, że jestem gotowy do "walki".

Klatka otworzyła się, a z niej wyskoczył wściekły, rozpalony  smok. Zaczął krążyć po dachu areny i ziać ogniem w tłumy wikingów. Po pewnym czasie swoją uwagę przeniósł na mnie, zaczął się zbliżać jednak ja nie atakowałem tak jak oczekiwali ludzie. Zamiast tego również zacząłem się do niego zbliżać wyrzucając wcześniej wspomniany nóż oraz tarcze.
Słyszałem jak wikingowie szeptają między sobą niezrozumiałe słowa jednak z łatwością domyśliłem się czego dotyczyły.

Smok zaczął na mnie syczeć/warczeć, więc postanowiłem zrobić coś czego sam Thor i Odyn się nie spodziewali. Rzuciłem moim nie dawno otrzymanym hełmem o podłogę. Wyrzekając się przy tym bycia wikingiem. Wzrok smoka natychmiast złagodniał, jednak ten mojego ojca wyrażał złość, zmieszaną ze zdziwieniem.

Jeźdźcy smoków - wygnany, samotny ale czy na pewno? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz