StoickMinął niecały dzień odkąd Czkawka odleciał. Żałuję, żałuję, że nie posłuchałem wtedy Pyskacza. Mogłem to przemyśleć, ale nie, ja jak to ja dałem się ponieść emocjom. Straciłem drugą najważniejszą osobę w swoim życiu. Jesteś idiotą Stoick, pozwoliłeś smokom zabrać Val i Czkawkę, choć on sam je wybrał, i mam nadzieję, że ten cały pomiot burzy ochroni go przed niebezpieczeństwem w jakim pewnie nie raz się znajdą. Swoją drogą, coraz bardziej zaczynam się interesować jak on go do diabli wytresował,przecież to smok, a smok jak wiadomo nie przepuści, żadnej okazji, żeby nas zabić, żadnej, więc czemu ten zrobił wyjątek? Czy to ze względu na ogon, czy może to stworzenie faktycznie ma uczucia i wie czym jest przyjaźń? Ugh...przez to całe rozmyślanie spaliłem gulasz z jaka, ale trudno, będę się musiał zadowolić bochenkiem chleba.
Po kolacji chciałem położyć się spać, ale jakaś nie widzialna siła zaciągnęła mnie do pokoju Czkawki. Na biurku ciągle walały się jego notatki. Nigdy nie miał czasu ich posprzątać... Podszedłem bliżej i wziąłem do ręki parę zapisanych kartek. Byłem przekonany, że są to projekty nowych broni albo jakiś wynalazków, ale nie, bo choć takie też się tam znalazły to nie miały one żadnego znaczenia. Liczyły się teraz tylko rysunki nocnej furii i różne ulepszone wersję jej ogona. A mi zawsze wmawiano, że smok, który nie lata to martwy smok... Gdybym tylko wcześniej zobaczył te notatki... może wtedy został by na wyspie, a wszystko potoczyło się kompletnie inaczej?
Z tą myślą udałem się do sypialni. Przed snem pomodliłem
się do wszystkich znanych mi bogów aby nad nim czuwali, a sam postanowiłem zorganizować wyprawę poszukiwawczą, chociaż tyle mogłem zrobić.-Jak sobie poradzisz synek? - to zdanie wypowiedziałem tak cicho, że nawet sam Odyn nie mógłby mnie usłyszeć, a potem zapadłem w płytki, niespokojny sen, z moimi najczarniejszymi z możliwych scenariuszy.
Czkawka
Obudziłem się przygnieciony do ziemi.
- No oczywiście, ziemia za twarda, lepiej położyć się na mnie.
W odpowiedzi usłyszałem cichy pomruk zadowolenia.
-Wstawaj śpiochu - ponowiłem próbę wydostania się. Niestety nic z tego.
-Szczerbatek no... Bo nie będzie śniadania - powiedziałem nagle olśniony.Tak jak myślałem, smok podniósł się natychmiast i popatrzył na mnie maślanymi oczami.
-No to co? Złowimy parę makreli?
Szczerbatek wyszczerzył się do mnie. Zapomniałem dodać, że są to jego ulubione ryby. Po jakże smacznym śniadaniu zaczęliśmy się szykować do drogi.
-Musimy wrócić na Berk, spokojnie tylko wezmę parę rzeczy i wracamy - dodałem widząc jego zdziwioną minę.
-Odlecieliśmy w niezłym pośpiechu a narzędzia i materiał nam się przydadzą, patrząc na twój ogon. Zresztą prowiantem na drogę też bym nie pogardził.
Dobrze, że nie odlecieliśmy za daleko, stracilibyśmy tylko czas na powrót. Może jak odzyskam szkicownik to narysuję jakąś mapę, żeby się nie pogubić, bo coś czuję, że trochę sobie pozwiedzamy.
-Lecimy
Na Berk dotarliśmy po południu, nie zbyt mi się śpieszyło, więc po drodze razem ze Szczerbatkiem wykonywaliśmy parę akrobacji.
Wylądowaliśmy nad Kruczym Urwiskiem aby przeczekać do wieczora. W między czasie zjedliśmy spóźniony obiad, składający się oczywiście z ryby.
Nie powiem, trochę zaczynają mi już brzydnąć. Następnym razem zjem jakieś owoce.-Jeszcze chwila i lecimy Szczerbatek. Mam nadzieję, że nas nie zauważą bo było by trochę kiepskawo.
Kiedy zrobiło się już ciemno wsiadłem na przyjaciela i polecieliśmy w stronę wioski. Miałem szczęście, że mój były dom znajdował się na skraju, niestety kuźnia była w samym centrum.
-Zaczniemy od domu, są mniejsze szansę, że ktoś nas tam przyłapie.
Przez duże okno wlecieliśmy do mojego pokoju. Rysunki standardowo walały się na całym biurku, a kilka spadło na podłogę.
Czyli nic się nie zmieniło.
Po cichu zacząłem szukać najpotrzebniejszych rzeczy. Notatnik i węgielki znalazłem od razu, ale ze szkicami ogonu,i broni trochę się pomęczyłem. Kto wie może wreszcie je wykorzystam? No bo błagam ciągle tylko miecze i topory, ewentualnie katapulty. Tymczasem mi marzy się taka podpalana rękojeść. Chyba zaczynam zachowywać się jak bliźniaki ugh...
-Teraz prowiant - szepnąłem - zostań tutaj i bądź cicho dobrze?
Smok na potwierdzenie tych słów grzecznie ułożył się na podłodze.
Mam nadzieję, że go nie obudzę.
Po cichu zszedłem do kuchni. Mam nadzieję, że się nie skapnie, bo było by kiepsko. W końcu mam zakaz przebywania na Berk, a jak inaczej wytłumaczyć braki w spiżarce?
-Parę bułek i bidon z wodą narazie wystarczą - szepnąłem - mam tylko nadzieję, że się pomieszczę z tym wszystkim.
Wbieglem po schodach
-Ruszamy
-Teraz ostrożnie, nie wykluczone, że ktoś się tam kręci.Wylądowaliśmy przed budynkiem i weszliśmy do ciemnego pomieszczenia. Zabrałem swoje narzędzia, niestety materiał musiałem "pożyczyć" od Pyskacza. Mam nadzieję, że nie będzie się gniewał. Spakowałem wszystko, powtarzając czy niczego nie zapomniałem. Notatnik, węgielki, szkice, jedzenie, narzędzia i materiał, wszystko jest. Przydało by się jakieś ciepłe ubranie ale nie mam na to czasu i miejsca w sumie też.
-Zwijamy się z tond mordko.
Szczerbatek
Wreszcie wylecieliśmy z tej okropnej wioski. Czemu okropnej? Czkawka ma z nią złe wspomnienia. Z tego co wiem te wszystkie siniaki zarobił od nie jakiego Sączysmarka. Jakbym go zobaczył to by nie żył.
-To co mordko gdzie lecimy?
Na to pytanie skręciłem na zachód. Jest tam mała wyspa i sądzę, że nada się na nocleg.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie tam, żadnych straszliwców. Nienawidzę ich, podlizują się do Czkawki, a on je w dodatku głaszcze. Okropieństwo.
Po niecałej godzinie dotarliśmy na miejsce. Czkawka był wykończony, więc zaraz po rozpaleniu ogniska udaliśmy się spać.
__________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. W kolejnym rozdziale Czkawka spotka Czerwoną Śmierć i... kogoś jeszcze?
<3 rewrisse <3
898 słów
CZYTASZ
Jeźdźcy smoków - wygnany, samotny ale czy na pewno?
FanfictionKiedy Stoick dowiaduje się o przyjaźni syna z nocą furią wpada we wściekłość. Pod wpływem emocji wyrzeka się go i wygania z wyspy. Chłopak dorasta a jego więź ze Szczerbatkiem staje się niezwykle ogromna. Smok jest dla niego wszystkim, przyjacielem...