- Krople. Spadające ciężko na beton. Bez emocji. Bez życia. Bez czegokolwiek - przeczytała powoli i spojrzała na mnie najwyraźniej oczekując sensownego wytłumaczenia moich słów.
- Jakby były odpowiedzią na moje wszystkie pytania dotyczące życia - powiedziałem odwracając wzrok - Tak samo puste. Tak samo ciężkie. Tak samo martwe.
Przerwałem na chwilę szukając odpowiednich słów, a ona czekała cierpliwie w ciszy. Obydwoje patrzyliśmy w beton naznaczony już sporą ilością kropel ciemnej cieczy.
Szkarłatne, jak zachodzące słońce, równocześnie małe, jak krople deszczu.
Ukazujące jak nikłe ma to wszystko znaczenie, bo czym jest krew, jeżeli nie wciąż napełniająca się studnią, którą raz do czasu trzeba wylać?Czymś, bez czego nie da się żyć?
A może właśnie narzędziem, dzięki któremu nie trzeba żyć?