-Jak byłem mały to biegałem - powiedziałem zawieszając głos na ułamek sekundy - zawodowo. Miałem kilka medali, kilka pierwszych miejsc. Byłem dobry. Ale zawsze było mi żal tych, którzy dobiegali jako ostatni. Po prostu... Kojarzyło mi się to z życiem. Życie to też jest walka, a oni przegrywali.
-Może właśnie to oni byli zwycięzcami? - wtrąciła się cicho bawiąc płatkami usychającej róży - Pomimo, że byli ostatni, brali udział w kolejnych zawodach. Może właśnie to można porównać do życia.
Skierowała na mnie swoje piękne, błękitne ale smutne oczy oczekując najwyraźniej jakiejkolwiek reakcji, ale tylko wymienialiśmy spojrzenia próbując odczytać swoje myśli.
-Po co ci medal - zaczęła znowu - kiedy nie umiesz wstać i walczyć od nowa. Im wyżej zajdziesz, tym bardziej będzie bolało, jak się potkniesz.
Wzruszyła tylko ramionami i wyszła bez większego zaangażowania, zostawiając mnie w towarzystwie zimnych betonowych ścian.