-Jaki sens ma podtrzymywanie nadziei przy życiu, pielęgnując ją jak małą słabą roślinkę? - zapytała bawiąc się szkarłatną różą, którą wyrwała z ziemi - nie lepiej po prostu dać sobie z tym wszystkim spokój, żyjąc z wiedzą, że i tak już nigdy nie będzie dobrze?
-Taki ma sens, że nigdy nie umrzesz.
Spojrzała na mnie przeszywając nienawistnym spojrzeniem.
-...psychicznie. Psychicznie nie umrzesz - sprecyzowałem szybko.
-Co masz na myśli?
-Przecież, kiedy nie będzie nadziei, nie będziesz mieć po co żyć.
Spojrzała na mnie ponownie upuszczając różę na podłogę. Jej twarz była pozbawiona jakichkolwiek emocji, a sama nawet nie drgnęła.
-Chyba już trochę za późno - szepnęła wgniatając bezlitośnie bordowe płatki w beton i odeszła bez słowa.