Rozdział I

454 30 8
                                    

Dzisiejszego dnia obudził mnie szczęśliwy Xemerius.

- Wstawaj, dzień czeka! -krzyczał wesoło.
Gdy od tego hałasu obudziłam się i usiadłam na łóżku spojrzałam na niego ostrym, przeszywającym wzrokiem Hrabiego de Saint Germaim, ale szybko przestałam, bo przypomniałam sobie sytuację z przed kilku tygodni, gdy Gideon prawie umarł. Łzy szybko napłynęły mi do oczu, a sarkazm i złośliwość ustąpiły miejsce smutku i poczuciu winy.

- Ej, nie płacz -powiedział gargulec -to nie twoja wina -dodał zupełnie jakby czytał mi w myślach.

- A właśnie, że moja! -chlipnęłam.

Rozpacz przerwała moja "mama" krzycząca z pierwszego piętra naszego domu: limuzyna czeka, schodź już, szybko, wstawaj.
Nie miałam ochoty podnosić się z łóżka, ale po chwili uległam.
Ubrałam pierwsze lepsze jeansy i t-shirt oraz zrobiłam delikatny makijaż.

Po chwili zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie przy stole cała rodzina.

- Siadaj. -powiedziała radosna mama.- Zjedz coś...
- Nie mam już czasu, muszę się zbierać -rzuciłam prędko i wzięłam z małego, niebieskiego talerzyka dwie grzanki z białym serem.
- Chodź, chociaż na chwilę! -krzyknęła za mną mama.
- Zjem po drodze. -odpowiedziałam.

Schodząc na parter wyjrzałam przez okno i dostrzegłam opartego o czarne auto, zielonookiego bruneta- Gideona.
Serce od razu podskoczyło mi do gardła, a ja stanęłam jak wryta.
Niewidziałam, go już od dłuższego czasu i naprawdę bardzo się za nim stęskniłam.
Dobiegłam do wyjścia po czym wyszłam na dwór. Słońce mocno świeciło, a niebo było bezchmurne.
Po chwili wpatrywania się w przestrzeń, skręciłam w prawo i doszłam do parkingu.
Na samym jego środku stał samochód, na który zbytnio nie zwróciłam uwagi, a przed nim stał mój chłopak.
Szybko rzuciłam się mu w ramiona i zaczęłam znowu płakać.

- Hej Gwenny... -powiedział czułe Gideon. - Czemu płaczesz?
- Nie mogę uwierzyć, że przeze mnie ty prawie umarłeś. -powiedziałam cicho.
- To nie twoja wina. -odpowiedział spokojnie.

Słyszę to już dzisiaj po raz drugi, ale nie potrafię o tym przestać myśleć.
Płakałam jeszcze przez chwilę, po czym przerwał mi pan Marley.

- Nie chcę przeszkadzać, ale musimy jechać na elapsję.- wychylił się zza szyby, jak zwykle czerwony jak najprawdziwszy pomidor, a ja szybko oderwałam się od miłości mojego życia.

***

Gdy już znaleźliśmy się w pomieszczeniu z chronografem dołączył do nas Pan George i ustawił urządzenie na godzinę 11:00, 1953 r.
Po chwili wsunęłam palec wskazujący  w otwór w wehikule, a igła wwierciła mi się w ciało.
Potem poczułam znajome mdłości i pokój rozświetlony rubinowo czerwonym światłem rozmył mu się przed oczami.
W tej samej sekundzie uderzyłam w podłogę i zobaczyłam znajomą mi piwnicę.
Usiadłam na mojej zielonej kuzynce sofie i czekałam na Gideona.
Za kilka minut usłyszałam z dalszej części pokoju jego głos i aż przeszyły mnie dreszcze, gdy usłyszałam jego dźwięk.
Usiadł obok mnie i zaczął się mi przyglądać.
- Ja cię naprawdę przepraszam.- musiałam to powiedzieć, musiałam go przeprosić.- Ja naprawdę nie...- Nie dokończyłam, bo chłopak zamknął mi usta pocałunkiem, a ja zapomniałam o całym otaczającym mnie Świecie.

............

Czytasz = Komentujesz💗

Turkus Topazu // Trylogia CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz