Zielony Chłopiec #2

563 28 3
                                    

Czkawka maszerował w stronę domu swego ojca. Nie był to jego dom, bo nie zapewniał mu poczucia bezpieczeństwa. Idąc zastanawiał się po co czarodziej przybył do jego taty. W tym czasie powoli zbliżał się do celu. Wtedy to usłyszał krzyki swego ojca.

- Nie ma mowy! Przynosi, zbyt wielkie zyski, aby mógł się go pozbyć! - coś mówiło chłopakowi, że chodzi o niego, lecz nie rozumiał jednego: w jaki sposób, mógł on przynosić tak wielki zysk?
- Jest zbyt potężny. Jednego dnia, gdy straci swój spokój, jeszcze zniszczy wszystkie twoje uprawy. Albo was wszystkich zabije. Nie mogę pozwolić, by coś takiego się stało. - głos gościa był spokojny, lecz Czkawka nawet przez zamknięte drzwi wyczuł jak jego gniew tętni.
- A ja nie mogę pozwolić sobie na straty! Być może król podpisze ze mną kontrakt, a ty chcesz zaprzepaścić całe moje życie! - brodacz krzyczał przy okazji opluwając czarodzieja. - Zabierzcie tego głupca, sprzed moich oczu. - wydał polecenia dla swych strażników, a ci spróbowali chwycić nieznajomego. Ten jednak szybko wstał z krzesła i sam zaatakował. Jego furia, uwolniła się. Z jego różdżki wystrzelił zielony pocisk, który cisnął jego wrogów na przeciwległą ścianę. Stoik sam chwycił różdżkę i uderzył całkiem potężnym strumieniem powietrza. Wysłannik króla szybko wyczarował tarczę, która w wyglądzie podobna była do glonów. Pocisk rozpadł się nie czyniąc żadnych szkód. Jednakże w trakcie tej chwili gwardia gospodarza wstała i zaczęła zasypywać czarodzieja licznymi pociskami ogniowymi. Wtedy to Czkawka postanowił wejść do budynku. Gdy otworzył drzwi, zobaczył Królewskiego Czarodzieja, który uskoczył na bok. Wtedy to zobaczył pocisk lecący wprost na niego. Odruchowo odwrócił się, zasłaniając twarz przed uderzeniem. To jednak nie nastąpiło. Gdy otworzył oczy zobaczył magiczną tarczę, która niemal natychmiast się rozpadła. Wszyscy zszokowani patrzyli na niego, a ten uświadomił sobie jedno: ma moc.

Niemal natychmiast odwrócił się i pobiegł do lasu, by wszystko sobie poukładać. Wtem wbiegł na niewidzialną ścianę powietrza, od której się odbił lądując na ziemi.

- Dokąd to ci tak śpieszno, Czkawuniu, hmm? - jakże irytujący głos Jorgensona oderwał młodego Haddocka od masowania tyłu głowy.
- Nie twoja sprawa Jorgenson! - warknął wściekły, z niewiadomego dla niego powodu.
- Nie podskakuj mi tu smarkaczu! Bo pożałujesz! - Sączysmark dość mocno się wkurzył, bo jakimż to prawem takie beztalencie jak brunet śmie mu pyskować. Jednak, nim zdążył cokolwiek zrobić, bruneta kontrola się zachwiała, przez co uwolniła się magia i uderzyła we wszystko w promieniu dwóch metrów. Czkawka, natomiast od razu stracił przytomność.

Trochę później

Gdy, otworzył oczy zauważył, że leży pod drzewem. Pod lipą, jak stwierdził po chwili. Czuł wyczerpanie, pomimo, że przespał ostatnich kilka godzin. Delikatny wiatr poruszał trawą. Zachodzące słońce przepełniało polanę pomarańczowym światłem. Usłyszał czyjeś kroki w oddali. Zdezorientowany szybko wdrapał się na lipę. Po chwili na polanę weszły dwie postacie. Jedną był czarodziej, którego poznał dziś, lecz drugiej nie znał. Po dłuższej obserwacji dostrzegł, że to dziewczyna najprawdopodobniej w jego wieku. Miała kruczoczarne włosy oraz zielone oczy. Przy pasie nosiła różdżkę podobnie jak jej kompan. Oboje rozglądali się, przeszukując teren. Chłopiec, starał się spokojnie siedzieć, lecz jego serce biło szybko, a na czoło wystąpiły kropelki potu. Zechciał, aby coś odwróciło uwagę czarodziejów. Wtem po drugie stronie polany z krzaków, wyskoczył odyniec, który od razu rzucił się na czarowników. W czasie walki z odyńcem, która była na nieszczęście uciekiniera była krótka, ten zeskoczył i zaczął uciekać w głąb lasu. Usłyszał głosy czarodziejów, którzy najwyraźniej go gonili. On jednak zrozumiał, dlaczego czarodziej przybył do jego ojca. On też chciał wykorzystać go, a raczej jego moc dla własnych celów. Czkawka miał dość bycia wykorzystywanym. Zatrzymał się i odwrócił w stronę goniących. Gdy ci zatrzymali się kilka metrów przed nim, sięgnął do swej magii ukrytej gdzieś wewnątrz swego jestestwa i wyrzucił ją poza siebie, prosto w stronę dziewczyny, która pochłonęła moc.

Jej oczy zabłysły, gdy wyczuła, jak potężna się teraz stała.

Oczy chłopaka się zamgliły, gdy jego ciało pozbawione energii zaczęło umierać.

Oczy czarodzieja przygasły, gdy zrozumiał, że zabił tego młodzieńca.

Deszcz spadł na ziemię, jakby świat opłakiwał odejście tego chłopaka, który nigdy nie zaznał szczęścia.

JWS - One shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz