Rozrywając pierwszą kopertę, Daichi posmutniał. Myśl, że przyjaciel zostawił mu wiadomości, a potem popełnił samobójstwo, sprawiała u niego różne palapitacje żołądkowe. Było mu niedobrze, kręciło się w głowie i trzęsły się ręce. Był po prostu przestraszony. Ciekawiło go również, co by się stało, gdyby ktoś inny dostał te wiadomości. Czy byłby tak samo przerażony jak on teraz?
Z wciąż drżącymi dłońmi, zaczął czytać:
>Jeśli zastanawiasz się, dlaczego akurat ty dostałeś te wiadomości, wiedz tylko, że to nie było moim wyborem. Dowiesz się, jaki jest powód mojego odejścia i innych zachowań, które były okropne. Zacznę od początku:
Daichi, chciałbym się przed tobą przyznać do czegoś, co może wydać ci się żartem, ale zapewniam cię, że jest to prawdziwe. Zawsze, gdy całą drużyną jechaliśmy na mecze - treningowe lub nie, wokół czułem coś, czego opisać się nie da. Przez to naciskająca presja niszczyła mnie. Ale z kąd mogłem to wszystko odczuwać? Przecież ten zawsze uśmiechnięty Sugawara nie powinien w ogóle się przejmować i powinien być silny! Jednak nawet jeśli to sobie powtarzałem, bardziej się bałem. Uśmiechałem się, żeby ukryć swój ból.
Zaczęło się niewinnie. Tamtego dnia, gdy razem przekroczyliśmy boisko, poczułem to pierwszy raz. W moich uszach grał dźwięk odbijania piłek, ślizganie podeszw o parkiet, krzyk ludzi z trybun i nawet jednego trenera, który zagrzewał swoich do walki. Czułem się jak mała rybka wśród innych, większych ryb. Wtedy wmówiłem sobie, że jestem słaby. Z każdym dniem te słowa docierały do mojego serca i... sprawiły, że zacząłem kłamać...<
Sawamura patrzył na słowa niedowierzając. Chciał o tak wiele zapytać Sugawarę, a nie mógł... Nie zdołał zauważyć, że coś go trapiło i teraz sam zadręcza się jego śmiercią. Musiał to przyznać - był okropnym przyjacielem.
>Po pewnym czasie kłamanie było już dla mnie normalnością i możesz wierzyć lub nie, ale okłamywałem nawet was. A bardzo tego nie chciałem. Naprawdę.
Pamiętasz ten dzień, gdy w maju wybraliśmy się całą drużyną nad jezioro? Pogoda była idealna, a woda sama zachęcała do zabawy. Przyniosłem z domu wielki koc, który pomieścił całą naszą dwunastkę. Dla Kiyoko i Yachi miałem oddzielny, a mimo to siedziały blisko nas. O przekąski się nie martwiłem, ponieważ wiedziałem, że Tanaka i Noya będą chcieli popisać się swoim talentem kulinarnym przed dziewczynami, więc oni się nimi zajęli. Martwiło mnie jednak twoje zachowanie. Co chwilę z twojego telefonu wydobywały się dźwięki przychodzącego powiadomienia, co nie tylko przeszkadzało mi, ale i również Tsukishimie, który siedział obok ciebie. Chciałem jakoś na to zareagować, ale byłem zbyt wielkim tchórzem.
Po jakimś czasie wszyscy, oprócz mnie weszli do jeziora. Obserwując was, śmiejących się, od razu pożałowałem, że nie zabrałem stroju kompielowego. A przez ten cały czas, kiedy ciebie nie było, twój telefon wciąż dostawał nowe wiadomości. Ciągle mnie to wkurzało, dlatego wziąłem go w swoje ręce, aby sprawdzić kim była ta osoba, która do ciebie pisze. Po odblokowaniu go wszedłem na wiadomości i ujrzałem tą jedną, która przyszła niedawno. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że przez ten cały czas pisałeś z Yui Michimiyą.
Doskonale pamiętam, co wtedy do ciebie napisała. I jestem nawet w stanie to zacytować: "Daichi, jesteś może wolny w następny weekend?" Po przeczytaniu tego poczułem, że muszę jakoś na to zareagować i niekoniecznie chodziło mi, żeby zaalarmować Cię, iż dostałeś kolejną wiadomość od Michimiyi. Jednym, sprawnym ruchem wystukałem odpowiedź: "Wybacz, mam już plany." Potem usunąłem wszystkie dotychczasowe wiadomości, jakie z nią przebyłeś. Do tej pory nie wiem, co tamtego dnia mną kierowało. Jakby samo usunięcie waszej rozmowy nie wystarczyło, dodatkowo nacisnąłem mały guzik z napisem: USUŃ NUMER. Chciałem to potem odwołać, ale w tej samej chwili zobaczyłem, że wracasz. W mgnieniu oka odłożyłem telefon na swoje poprzednie miejsce.
Nawet teraz mam przed oczami twój ufny wobec mnie wzrok, który sprawił, że poczułem się winny. A kiedy zapytałeś mnie, czy nie przyszła nowa wiadomość, odpowiedziałem negatywnie. Skłamałem ci prosto w twarz. Nie jestem z tego dumny, a mimo to myślę, że zrobiłem Ci przysługę.<
Daichi, słysząc kroki za drzwiami pokoju, odłożył kartkę do pudełka, które szybko wsunął pod łóżko. Po chwili drzwi otworzyły się, a głowa jego rodzicielki wychyliła się zza framugi.
- Już wróciłeś? Myślałam, że zostaniesz tam do końca - pani Sawamura otworzyła szerzej drzwi i stanęła na środku pokoju.
- Źle się poczułem...
- Rozumiem. Będziesz w stanie iść jutro do szkoły?
- Raczej tak. Tylko nie wiem, czy reszta będzie w stanie...
- To smutne, co spotkało tego chłopaka. Był taki młody, miał całe życie przed sobą... - kobieta zabrała z biurka syna talerz po śniadaniu z rana i powoli zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
Nastolatek odprowadził kobietę wzrokiem, dopóki ta nie zniknęła na korytarzu. Spod łóżka wyciągnął wcześniej schowane zielone pudełko i ponownie trzymał w ręce pierwszą kartkę. Zostało mu conajmniej 1/3 połowy tekstu, a teraz nie miał nastroju na czytanie, szczególnie po tym, co powiedziała jego mama. Dopiero teraz dotarło do niego, że Suga był wciąż młody. Za młody...
Z gulą w gardle ponowił czytanie tekstu.
>Jestem pewien, że po tym incydencie w moim umyśle pozostanie wielka rana. Sam fakt, że zrobiłem coś tak okropnego, doprowadza mnie do białej gorączki.
W nocy myślałem nad tym i doszedłem do jednego wniosku, którego teraz nie mogę ci zdradzić, bowiem czekają cię jeszcze 3 inne historie. A każda jest gorsza od poprzedniej... <
Patrząc z przerażeniem na ostatnie słowa, Daichi posmutniał jeszcze bardziej. Wcześniej nie miał nawet okazji pomyśleć nad sensem tej historii, a teraz całkowicie analizował wszystko. To prawda, że po tamtym dniu tajemniczo zniknął mu z telefonu numer Michimiyi i wstydem było ponownie o niego prosić, ale w ogóle nie spodziewał się, że za tym wszystkim stoi Suga. Specjalnie nawet oddawał telefon do naprawy, myśląc, że jest zepsuty.
Jedno Daichi wiedział na pewno: tej nocy będzie miał duże problemy z zaśnięciem.
CZYTASZ
Finally I can say that I love you // DaiSuga
FanfictionMiłość nie daje i nigdy nie dawała szczęścia. Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem, polem bitwy, ciągiem bezsennych nocy, podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, dręczą nas wątpliwości. Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka.